W grobie ci do twarzy. Andrzej F. Paczkowski
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу W grobie ci do twarzy - Andrzej F. Paczkowski страница 1
WARSZAWA 2019
© Copyright by Lira Publishing Sp. z o.o., Warszawa 2019
© Copyright by Andrzej F. Paczkowski, 2019
Projekt okładki: Magdalena Wójcik
Ilustracja na okładce i na stronach tytułowych rozdziałów:
Jacek Gawłowski
Zdjęcie autora: © prywatne archiwum
Redaktor inicjujący: Paweł Pokora
Redakcja: Ewa Popielarz
Korekta: Anna Gidaszewska
Skład: Klara Perepłyś-Pająk
Producenci wydawniczy: Marek Jannasz, Anna Laskowska
Lira Publishing Sp. z o.o.
Wydanie pierwsze
Warszawa 2019
ISBN: 978-83-66229-31-0 (EPUB); 978-83-66229-32-7 (MOBI)
www.wydawnictwolira.pl
Wydawnictwa Lira szukaj też na:
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej
Spis treści
Rozdział 3. Znikający pacjenci
Rozdział 7. Niepokojące wiadomości
Rozdział 12. Podsłuchana rozmowa
Rozdział 13. Sytuacja bez wyjścia
Rozdział 20. Kroki na korytarzu
Rozdział 22. Powrót do przeszłości
Książkę tę dedykuję
mieszkańcom Wodzisławia Śląskiego,
a szczególnie pani Bożenie Bytomskiej
Prolog
W pomieszczeniu paliło się jasne światło. Uniosłam powieki, zamrugałam i wpatrzyłam się w oślepiający blask. Podłużna twarz z nosem Pinokia pojawiła się nade mną z uśmiechem, który nie obejmował zimnych oczu.
– Proszę się nie ruszać i nie obawiać, wszystko będzie dobrze. Zaraz będziemy na miejscu.
Światło przed oczami nagle zgasło i zaświeciło się, jakby ktoś bawił się wyłącznikiem.
– Gdzie jestem? – wyszeptałam.
– W karetce pogotowia. Została pani ranna w głowę.
Ranna w głowę? Ja? Nieeee… Nie, bo przecież, nie no, po prostu nie mogłam być ranna i tyle. Gdybym była, coś bym pamiętała, no nie? Ale przecież nic takiego nie mogło mieć miejsca? A może jednak? Nic z tego nie rozumiałam.
Patrzyłam na Pinokia i nie mogłam wyjść ze zdumienia, jak wielki jest jego nos.
– Nie przeszkadza panu?
Zmarszczył brwi, nie rozumiejąc.
– Proszę? – pochylił się jeszcze niżej, żeby mnie dobrze usłyszeć.
Chciałam się odsunąć, żeby mnie przypadkiem tym nosem nie przebił na wylot, ale nie mogłam się nawet poruszyć. Jakbym była sparaliżowana.
– Nos… – udało mi się powiedzieć, a światło zgasło i pojawiło się na nowo. – Czy nie przeszkadza…
Mężczyzna oblał się purpurą. Jakaś kobieta, znajdująca się poza zasięgiem mojego wzroku, roześmiała się. Więc nie jesteśmy tu sami,