W grobie ci do twarzy. Andrzej F. Paczkowski

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу W grobie ci do twarzy - Andrzej F. Paczkowski страница 5

W grobie ci do twarzy - Andrzej F. Paczkowski

Скачать книгу

że po operacji nie wypuszczają na drugi dzień – zauważyłam.

      – E tam – machnęła ręką. – Po wycięciu wyrostka robaczkowego puszczają nawet od razu, jak się człowiek uprze.

      Nagle zaczęła się śmiać. Przyjrzałam się jej uważniej, nie rozumiejąc powodu wesołości.

      – Wygląda pani jak mumia z tymi bandażami na głowie.

      – Dziękuję – powiedziałam chłodnym tonem. Głupia baba, pomyślałam, nie będę się do niej odzywała.

      Ona, jakby nie zauważyła mojego chłodnego tonu, mówiła nadal donośnym głosem. Podparła się na łokciu i zaczęła mi się przyglądać uważniej.

      – Czy ja pani czasem nie znam? Bo wydaje mi się, że skądś się znamy, tylko że te bandaże nie pozwalają mi zidentyfikować twarzy…

      – Z pewnością się nie znamy – zapewniłam, układając się wygodniej na łóżku.

      – Głowę bym dała, że jednak skądś…

      Zamyśliła się chwilę. Mamrotała coś pod nosem, położyła się, potem nagle usiadła, wlepiła we mnie ślepia nie wiadomo który raz z kolei i…

      – Wiem! – wykrzyknęła nagle tak głośno, że aż podskoczyłam na łóżku. – Już wiem! Tak! To na pewno pani!

      Przyznam, że nawet mnie zaciekawiła.

      – Widziałam panią w telewizji! I to całkiem niedawno!

      – W telewizji? – zdziwiłam się. Czyżbym była gwiazdą? Celebrytką? Miałam wielką nadzieję, że jednak nie.

      – Tak, to pani!

      Podparłam się na łokciu.

      – A co robiłam w telewizji?

      – Nie pamięta pani? Opowiadała pani o trumnach! Jest pani właścicielką największego w Polsce domu pogrzebowego!

      Zachłysnęłam się powietrzem. Co ona wygaduje? Zwariowała? Uderzyła się w głowę? Dali mi tu jakąś wariatkę? Ja i trumny, domy pogrzebowe? Nigdy! Czy ja aby naprawdę jestem w szpitalu, czy w domu wariatów?

      – Mogłaby pani przynajmniej nie naśmiewać się z ludzi! – krzyknęłam, siadając na łóżku tak szybko, że zakręciło mi się w głowie, ale teraz było mi wszystko jedno.

      – Ależ ja się nie naśmiewam! To pani jest Marleną Kiełbasą! Niech mnie pani nie robi w balona! Gdzie ja mam telefon? Muszę sobie z panią zrobić zdjęcie!

      – W tym stanie? – wykrzyknęłam, widząc, jak wydostaje się z łóżka i wijąc się z bólu, podchodzi do mnie. Przeraziłam się, że może wariatka chce mi coś zrobić, i odruchowo się odsunęłam.

      – Co pani wyprawia? Niech pani wraca do łóżka!

      – O Jezu, jak boli! – narzekała, zbliżając się do mnie i chwytając się za brzuch. – Proszę mi zrobić miejsce, nie widzi pani, że nie mogę ustać na nogach?

      Odsunęłam się, a ona usiadła obok, jęcząc.

      – Zapomniałam telefonu. – O mało się nie rozpłakała.

      – To zrobimy moim. Prześlę pani.

      Wolałam zrobić sobie z nią zdjęcie własnym telefonem, bo oczywiście niczego nie miałam zamiaru jej przesyłać.

      – Naprawdę? – Jej twarz rozżarzyła się jak żarówka. – Boże, jaka pani dobra, a tyle się o pani mówi…

      Znowu zmarszczyłam brwi. Tyle się o mnie mówi? Niby w jakim sensie? Zresztą, chwileczkę, czy ja naprawdę nazywam się Kiełbasa?

      Sięgnęłam po telefon, pacjentka nachyliła się, przygniatając mnie bujną piersią, i zrobiłyśmy sobie pospiesznie selfie. Potem ruszyła do swojego łóżka.

      – Aua, jak boli, o matko. Co oni mi porobili? Nawet przed operacją tak nie bolało. Chyba mi tam czego nie zostawili, jakichś nożyczek, skalpela, bo to dziś nic nie wiadomo. Ciągle się czyta o takich sprawach. Ale pani to by się pewnie cieszyła – skamlała dalej. – Bo gdyby się jednak operacja nie udała, to znowu trumnę trzeba by było robić, a zyski z pogrzebów, jak wiadomo, są ogromne. Czasami ludzie zadłużać się muszą, tak się z nich zdziera ostatnie pieniądze. Tacy jak pani to żerują na cudzym nieszczęściu, niestety.

      Położyła się i wyglądało na to, że zapomniała o zdjęciu. Ja tymczasem rozmyślałam, spoglądając na nie. Rzeczywiście wyglądem przypominałam egipską mumię. Nie ma co, do twarzy mi w bandażach. Po śmierci każę się zabalsamować. Cienie pod oczami również nie dodawały mi urody.

      Odłożyłam telefon na miejsce.

      – Co pani miała na myśli, wspominając, że się o mnie tyle mówi? – nie wytrzymałam i zadałam jej to pytanie. W końcu powinnam się dowiedzieć, co się dzieje.

      – E tam, jak o wszystkich celebrytach.

      – To znaczy?

      – Że do kamery to się pani uśmiecha, ale pazury ma pani ostre. Zresztą, w porównaniu z pani mężem to właściwie jest pani święta, ale…

      – Mężem? – wrzasnęłam na całe gardło.

      – Z Norbertem Kiełbasą przecież! – zdziwiła się, patrząc na mnie jak na wariatkę.

      Norbertem? Chyba nie wyszłam za mąż za kogoś, kto nazywa się Norbert? Boże, zaraz dostanę apopleksji, po co ta kobieta tu leży? Za jakie grzechy muszę słuchać takich potworności? I jeszcze ta „kiełbasa”… To jakaś paranoja.

      – Czego pani się tak dopytuje i robi te dziwne miny? – zapytała wreszcie kobieta.

      – Bo nic nie pamiętam. Uderzyłam się w głowę!

      – Ha ha, dobre sobie – zaśmiała się. – Ma pani poczucie humoru, nie powiem. A w telewizji zawsze taka poważna się wydaje.

      Nagle przyjrzała mi się uważnie.

      – Naprawdę się pani uderzyła w głowę? To może stąd te bandaże?

      – Tak. I straciłam pamięć, gdyby pani chciała wiedzieć.

      – O Boże… – Zakryła sobie usta dłońmi.

      – Co? – Znowu wlepiłam w nią wzrok.

      – Była tu już policja?

      – Niby dlaczego?

      – Bo przypomniałam sobie, że panią od wielu dni poszukują.

      – Mnie???

      – Przecież pani zaginęła!

      – Ja???

      W

Скачать книгу