Niewierni. Vincent V. Severski

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Niewierni - Vincent V. Severski страница 26

Niewierni - Vincent V. Severski Czarna Seria

Скачать книгу

a inne właśnie spełnione. Teraz stały równo na półkach, niepotrzebne już swojemu panu.

      Centralne miejsce na ścianie naprzeciwko okna zajmowało czarno-białe zdjęcie człowieka o uśmiechu, który wciąż porusza dusze Arabów. I nie był to ani Omar Sharif, ani Osama bin Laden. To był Gamal Abdel Naser z wąsikiem przypominającym Clarka Gable’a z Przeminęło z wiatrem. Zdjęcie wisiało w tym samym miejscu od zawsze i Karol przez moment się zastanawiał, czy profesor o nim pamięta i czy w ogóle ma ono dla niego jeszcze jakieś znaczenie.

      – Przywiozłem ci trochę audiobooków – przypomniał sobie i wyjął z torby nieduży pakiet. – Polecam ci książki Stiega Larssona. Teraz cały świat się nimi zachwyca.

      – Co to za literatura?

      – Kryminały… po angielsku…

      – Dziękuję! Chętnie posłucham – powiedział profesor i niespodziewanie zapytał: – Co się dzieje? Czy coś się stało? Jesteś jakiś dziwny… inny.

      – Nie, nic. Jestem trochę zmęczony… Klimatyzacja w samochodzie nie działała i jechałem przy otwartym oknie. – Karol próbował nieudolnie się tłumaczyć, choć słowa Ahmeda wcale go nie zaskoczyły, bo przyjechał, żeby porozmawiać o Sajedzie i Zuzie.

      – Nie kłam, synu! – Profesor uśmiechnął się z dobrze dobraną odmianą goryczy. – Czy coś się stało? – powtórzył.

      – Wczoraj w Sanie spotkałem się z Sajedem… – zaczął niepewnie Karol, a Ahmed poprawił się w fotelu. – Nie wiem, jak to powiedzieć… ale po raz pierwszy miałem dziwne odczucie, że coś jest nie tak…

      – Nie ufa ci? – wtrącił profesor z przekonaniem.

      – Tak. Właśnie tak! – potwierdził Karol. – Mam poważne obawy, że Sajed niewłaściwie ocenia sytuację i może popełnić błąd, który będzie nas drogo kosztować.

      – O co chodzi? – Z twarzy profesora znikł ostatni ślad uśmiechu.

      Karol opowiedział ze szczegółami o spotkaniu z Raszidem i Sajedem w Sanie. Starał się nie pominąć żadnego szczegółu, toteż mówił powoli i dobierał oszczędnie słowa. Dbał, by zachować chronologię wydarzeń i przedstawić wszystkie fakty tak wiernie, jak to tylko było możliwe. Dopiero na samym końcu zwierzył się ze swoich niepokojów względem Sajeda i Raszida.

      – Czyli obawiasz się, że nawet jeżeli Abdul przyzna się do zdrady, a Irlandczycy to potwierdzą, Sajed wciąż może powątpiewać w twoją lojalność? – zapytał profesor.

      – Otóż to! – odparł Karol. – Myślę, że po załatwieniu sprawy Abdula będzie chciał mnie wyeliminować… zapobiegawczo. W pewnym sensie nawet go rozumiem, ale przecież jestem czysty. Nie możemy się na to zgodzić! – I po chwili nieco spokojniejszym tonem zapytał: – Co powinniśmy zrobić?

      Profesor siedział wyprostowany w fotelu. Martwe oczy miał zamknięte. Przez moment wyglądał, jakby zasnął, lecz jego drżące usta świadczyły o czymś innym. Karol również zamilkł i na dłuższą chwilę pokój wypełniła cisza, lekko zakłócona szumem morza.

      – Obawiam się, synu, że twoje podejrzenia są uzasadnione – odezwał się w końcu Ahmed. – Wstępując na drogę dżihadu, walki w Bazie, byłeś na to przygotowany. Mówiłem ci o tym przecież… Sajed i Raszid też są na to przygotowani. Dotyczy to ich w takim samym stopniu jak ciebie, a może nawet w większym. Oni jednak o nas nie wiedzą i dlatego mamy przewagę. Problem w tym, że mogą zaszkodzić naszej misji, a bez nich znacznie trudniej będzie nam ją wypełnić.

      – To co mam robić? Przecież nie zabiję teraz Sajeda, nie zdezerteruję… Dlaczego? Dlaczego mi nie ufają?

      – To za mocne słowo! To nie tak. Sam powiedziałeś, że w pewnym sensie go rozumiesz. – Profesor był wyraźnie przekonany do tego, co mówił. – Musisz się zdać na wolę Allaha, ale wykonać zadanie… tego Abdula… tak? Najlepiej jak potrafisz. Prawda ci pomoże! Jestem tego pewny.

      Karol spojrzał na profesora, który kiwnął w jego kierunku głową, jakby właśnie na chwilę odzyskał wzrok i chciał powiedzieć coś ważnego. Wydawało się, że patrzą sobie w oczy jak kiedyś przed laty, kiedy Ahmed odkrywał przed nim świat islamu i budził jego młodzieńczą żarliwość.

      – Synu, ty jesteś nie tylko muzułmaninem. Ty jesteś islamistą, rewolucjonistą. Twoja wiara jest doskonalsza i czystsza niż moja czy Sajeda. Przyjąłeś ją świadomy swojej potrzeby i misji, jednak dla Sajeda nigdy nie będziesz dar al-islam, ale też nie jesteś dar al-harb

      – Zdaję sobie sprawę…

      – Sajed nie rozumie jeszcze, co to jest dar al-szahada, ale to nawet dobrze. Powinieneś to wszystko wiedzieć. Urodziłeś się między nami… rozmawialiśmy o tym. Dlatego martwi mnie twoje zaskoczenie tą sytuacją. Wygląda to tak, jakbyś stracił poczucie naszej misji, równowagi i zrozumienia dla woli Allaha. Ja doskonale wiem, że tak nie jest, ale skoro ja odnoszę takie wrażenie, to co dopiero Sajed! Jednak to ty przejrzałeś go wcześniej. To daje nam przewagę.

      – Nie! To nie jest tak! – Karol zareagował emocjonalnie, choć wiedział, że profesor celowo go prowokuje.

      – Synu! – Ahmed podniósł głos. – Musisz nieustannie ćwiczyć się w takiji! Bez tego cię stracę… Dzięki niej trwamy w naszej walce od setek lat! – Przerwał i po chwili dodał: – Nie zapominaj, że klan Sajeda ma beduińskie korzenie, bardzo odległe, stare… ale jednak!

      Karol pokiwał ze zrozumieniem głową, bo wiedział doskonale, co profesor ma na myśli. Wiedział aż nadto dobrze, że Beduini związki klanowe przedkładają nad wszystkie inne, a islam traktują płytko, lecz niezwykle poważnie. I choć Sajed był wykształcony na Zachodzie, to jego pustynna mentalność pozostała aż nadto widoczna.

      – Al-Kaida i nasza rewolucja to przymierze meczetu i bazaru, a Sajed wyśmienicie to symbolizuje. Musisz o tym wciąż pamiętać, synu! W tym nasza nadzieja… Będziemy czekać na Mahdiego i następne tysiąc lat, ale jak…

      – …jak będziemy się pilnie uczyć i wierzyć, wtedy przyjdzie wcześniej – dokończył Safir. – Ja to przecież wiem!

      – Kiedyś ci tłumaczyłem, jaka jest różnica między konwersją w chrześcijaństwie a riddą w islamie. Zapomniałeś? Konwersja to dar boży, nawrócenie niewiernego. Tak może patrzeć na ciebie Raszid i wielu innych muzułmanów, ale dla Sajeda, który zna Zachód, jesteś kimś w rodzaju transwestyty i nigdy nie będziesz dla niego prawdziwym wahabitą. On może sobie tego nie uzmysławia, ale tak czuje. Jakobini też wiedzieli, że zagraniczni rewolucjoniści nie są pewnymi przyjaciółmi. Sajed jest jakobinem!

      – Ale ja jestem jedyny. Beze mnie Baza będzie mieć kłopoty… i co wtedy z naszą walką?

      – Dlatego zdaj się na wolę Allaha, ale bądź ostrożny. Zrób, co do ciebie należy, i bądź pewien, że Sajed nie jest głupcem. Bóg go oświeci. W to nie wątpię. A jak nie… to… to pamiętaj o dawa dżadida, w Nowym Nauczaniu znajdziesz odpowiedź! Nie zaniedbuj się, synu.

      Zamilkli. To, co powiedział profesor, wydawało się tak oczywiste, że nie można było nic dodać. Karol się tego spodziewał, zanim jeszcze

Скачать книгу