Niewierni. Vincent V. Severski
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Niewierni - Vincent V. Severski страница 30
Porządny był kolega – pomyślał. Szkoda Tatara!
Poczuł lekkie rozrzewnienie, może dlatego, że w słuchawkach leciała rapowana piosenka Rastorgujewa Dawaj za, która tak dobrze pasowała do jego wspomnień z tej paskudnej Szwecji.
– Idzie! – zakomunikował niespodziewanie i wyjął z uszu słuchawki iPhone’a.
Zaricki i Gruzow podnieśli się i podeszli do komputera. Była dwudziesta trzecia dwadzieścia. Na ekranie jednak nic się nie działo, wciąż było widać nieruchomy obraz korytarza.
– Kto? Gdzie? – zapytał niepewnie Gruzow.
– Idzie! – powtórzył chłodno Jagan. – Zaraz!
Minęło piętnaście sekund i na monitorze pojawiła się niewyraźna postać. Mężczyzna przystanął na moment i rozejrzał się po klatce schodowej. Wyjął telefon komórkowy i dokądś zadzwonił.
Jura Kosow, który najwyraźniej usłyszał, że coś się dzieje, był już na nogach. Wszyscy błyskawicznie zajęli ustalone pozycje, odbezpieczyli broń i założyli gogle. Zaricki odblokował ładunek błyskowy.
Jagan wciąż obserwował na monitorze mężczyznę, który skończył rozmawiać przez telefon i zbliżył się do drzwi. Przez chwilę wyraźnie czegoś szukał w kieszeni. Wyjął klucze i zanim włożył je do zamka, zbliżył twarz do wizjera. Jagan zobaczył ogromne oko, które przez kilkanaście sekund go obserwowało.
Jasne już było, że to nie może być Muhamedow. Jednak Jagan był pewny, że ten mężczyzna to szpica.
Właściwie to tak powinno być – pomyślał. Zaricki popełnił błąd.
Zanim klucz zazgrzytał w zamku, Jagan zrobił błyskawiczną ocenę sytuacji. Uznał po pierwsze, że jeżeli ten człowiek jest szpicą Muhamedowa, który czeka gdzieś w pobliżu na sygnał, użycie ładunku błyskowego nie wchodzi w grę. Po drugie, trzeba gościa wziąć żywcem i szybko przesłuchać. Po trzecie, zdobyć jego telefon komórkowy i ustalić, dokąd przed chwilą dzwonił.
Zajął pozycję w ciemnym przedpokoju, błyskawicznie włożył skórzane rękawiczki i odbezpieczył pistolet. Po chwili drzwi się otworzyły i na podłogę padł z korytarza snop światła, w którym odcinał się cień człowieka. Nieznajomy zawahał się i widać było, że coś go zaniepokoiło – i Jagan od razu wiedział co. Mimo to po kilku sekundach, jakby wbrew sobie, mężczyzna zrobił niepewnie dwa kroki do przodu i znalazł się wewnątrz.
I to był błąd! – pomyślał z satysfakcją Jagan i bez specjalnego wysiłku wymierzył prosty cios ołowianą pięścią, trafiając zgodnie z planem między nasadę nosa a górną szczękę. Głowa intruza odskoczyła do tyłu, aż spadł mu pes.
Fetor wydobywający się z mieszkania był ostatnią rzeczą, jaką tamten zapamiętał. Nie zdążył jeszcze upaść, gdy Jagan przy pomocy Zarickiego złapał go pod ramiona.
Ocknął się szybko. Siedział przywiązany do krzesła taśmą samoprzylepną. Na głowie miał kaptur. Czuł ostry ból nosa rozlewający się na twarz i ciepło krwi spływającej po brodzie. Właściwie bolała go cała głowa aż do karku.
Potrzebował dobrej chwili, by zdać sobie sprawę, że został uderzony i skrępowany.
– Jak się nazywasz? – usłyszał męski głos.
– A kto pyta? – wykrztusił arogancko, macając językiem w ustach, i gdy poczuł, że rusza mu się przedni ząb, rzucił hardo: – Jak mi wypadnie ten ząb… macie przejebane! Zresztą i bez tego też! – dodał i zaraz poczuł w prawym uchu ostry ból od kolejnego uderzenia.
– Jak się nazywasz? – powtórzył ten sam głos, ale więzień potrzebował czasu, żeby dojść do siebie. – Pospiesz się!
Ktoś mocno ścisnął jego palec i przeszło mu przez myśl, że chce go obciąć. Jednak dotknął nim czegoś płaskiego, jakby szkła. Po chwili poczuł to samo drugą ręką. Zorientował się, że zdejmują mu odciski palców.
– Panowie z FSB czy GRU?
– Jak się nazywasz? – zapytał znów spokojnym głosem ten sam człowiek. – Skąd się tu wziąłeś?
– Jestem najzwyklejszym złodziejem, typowym Czeczenem – próbował ironizować przesłuchiwany. – U mnie cała rodzina taka… sami złodzieje i dużo nas. Oj, dużo!
W tym momencie ktoś zerwał mu kaptur z głowy i więzień zobaczył twarz trzydziestoparoletniego blondyna o regularnych rosyjskich rysach, z włosami związanymi w koński ogon.
– Już cię gdzieś widziałem, złodzieju! – rzucił Jagan i mokrą szmatą wytarł mu krew z twarzy.
Skierował w jego stronę iPhone’a i zrobił zdjęcie.
– Masz! – Podał telefon Gruzowowi. – Wyślij to i niech Moskwa odpowie jak najszybciej. Zaraz zobaczymy, co to za złodziej kaukaski.
Mężczyzna na krześle próbował się obrócić i zobaczyć, co dzieje się za jego plecami.
– Nie wierć się! – Jagan uderzył go otwartą dłonią w twarz. – Masz owsiki czy co?!
– Dzwonił do kogoś, kto był w promieniu trzystu metrów. Siatka w Groznym nie jest gęsta… – oznajmił Jura Kosow, trzymając przy uchu telefon.
– Zapytaj, do kogo należy numer – rzucił Zaricki i Kosow powtórzył pytanie do słuchawki.
Jagan wziął za ramię Zarickiego i Kosowa i poprowadził ich do drugiego pokoju. Gruzow został za plecami mężczyzny, pilnując go i paląc papierosa.
– Ty tu dowodzisz! – zwrócił się Jagan do Zarickiego z pełnym szacunkiem. – Ale nie rozmawiajmy przy nim, po kiego ma wiedzieć, co robimy.
– To ktoś od Muhamedowa. Nie ma najmniejszej wątpliwości – stwierdził Kosow.
– Jasne! – dodał Zaricki.
– To szpica Muhamedowa. Przyszedł skontrolować, czy lokal jest bezpieczny. Na korytarzu sprawdził łączność i po wejściu miał pewnie dzwonić jeszcze raz. Muhamedow jest w Groznym. To pewne – krótko zanalizował sytuację Jagan.
– Jasne! – powtórzył z lekkim podnieceniem Zaricki. – Trzeba uruchomić wszystkich naszych ludzi w mieście i na posterunkach w okolicy!
– Właśnie! – dorzucił Kosow.
– Jeżeli mamy namierzyć Muhamedowa, to trzeba szybko zająć się tym śmieciem. Może coś wie – włączył się Jagan. – Ostro! – dodał i spojrzał na nich obojętnie.
– Ty masz największe doświadczenie, Andriej. Zostawiamy to tobie. – Kosow wolał nie uczestniczyć w przesłuchaniu, które mógł sobie wyobrazić po krótkiej rozmowie Jagana z Czeczenem. Zawsze trzymał się z dala od tortur