Bajdy Bajbary. Katarzyna Ryrych

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Bajdy Bajbary - Katarzyna Ryrych страница 6

Bajdy Bajbary - Katarzyna Ryrych To lubię

Скачать книгу

codziennie była niedziela.

      – Czwartek – przypomniała mu pani pedagog.

      – Basia wróci do szkoły w poniedziałek – powiedział. – Osobiście ją przyprowadzę. Proszę zachować sobie moją wizytówkę… Oto i ona… Żegnam miłe panie, rączki całuję…

      Pani wychowawczyni zaczerwieniła się, a pani pedagog nagle zaczęła chichotać.

      Być może miało to związek z historią budynku naszej szkoły. Po prostu nagle zaczęły zachowywać się jak pacjentki.

      Wyszliśmy na zewnątrz i Stary Piernik poprosił, abyśmy na chwilę usiedli na ławce.

      – Teraz powiedz, co się stało.

      I w tym momencie się rozkleiłam. Łzy leciały mi po policzkach, a Stary Piernik cierpliwie wycierał je kraciastą chustką.

      Starałam się opowiedzieć o wszystkim po kolei – tacie, który był połykaczem ognia w cyrku i zaginął, o mamie, która była uzależniona od zakupów, o pani kurator, która będzie chciała wpakować mnie do domu dziecka, i mimo że bardzo się starałam, opowieść wyszła bardziej niż chaotyczna.

      Dlatego musiałam zacząć jeszcze raz od początku.

      A kiedy opowiedziałam wszystko po raz trzeci, przestałam płakać.

      – Nie ma takiej rzeczy, której nie dałoby się odkręcić – powiedział na koniec Stary Piernik.

      – A kim jest Leokadia? – zapytałam, gdy wsiadaliśmy do taksówki.

      – Twoją babcią – odpowiedział Stary Piernik.

      – Moją babcią? – zdziwiłam się. – Babcia ma na imię Krystyna.

      – Nie wiedziałem. – Stary Piernik uśmiechnął się beztrosko. – Leokadia to takie nobliwe, odpowiednie imię dla babci…

      I obydwoje wybuchnęliśmy śmiechem.

      Potem, kiedy Stary Piernik opowiadał wszystko Piernikowej, znowu zrobiło mi się smutno.

      Siedziałam w kuchni Pierników z kotem na kolanach i miałam wrażenie, że to mi się śni.

      – Ma na imię Tikkurila – Piernikowa przedstawiła wielobarwnego kota.

      – Tak jak taka farba – powiedziałam.

      – Właśnie dlatego.

      Futro kota było we wszystkich możliwych kolorach – białe, szare, czarne i rude, zupełnie jakby dostał się w ręce jakiegoś zwariowanego malarza. I jakby tego było mało, jedno oko miał zielone, a drugie żółte.

      O godzinie trzeciej zadzwoniła pani kurator.

      Stary Piernik umówił się z nią w naszym mieszkaniu i musieliśmy zaczekać, aż Piernikowa założy coś odpowiedniego, bo gdyby pokazała się w podartych i poplamionych farbami dżinsach, z pewnością wylądowałabym w placówce opiekuńczej…

      Tym razem pojechaliśmy autem Starego Piernika i kiedy zaparkowaliśmy przed blokiem, natychmiast pojawił się Koszmarian.

      – Wampirena powiedziała, że się otrułaś – powiedział.

      Nie, naprawdę nie miałam siły na dyskusje o głupotach.

      – Mówią, że twoja mama jest w więzieniu – dodał.

      – Jest świadkiem koronnym – ucięłam, chociaż w środku cała się gotowałam. – Wczoraj widziała napad na bank i zapamiętała twarze bandytów. Dlatego muszą ją chronić, póki ich nie złapią. Bo oni też ją widzieli. I mogliby ją zabić.

      Zaskoczenie, jakie odmalowało się na twarzy Koszmariana, było warte wszystkich pieniędzy. Jeżeli mówi się o kimś, że zbaraniał, to właśnie to przytrafiło się Koszmarianowi.

      – Będziesz jutro w szkole? – zapytał.

      – Nie wiem – odparłam zgodnie z prawdą. – Ale na pewno będę w poniedziałek.

      Pomyślałam, że to miło, że martwią się o mnie, i w tym momencie jak spod ziemi pojawiła się kuratorka.

      – Czy twój ojciec chrzestny… – zaczęła.

      – Jest w mieszkaniu – powiedziałam. – Ja… – spojrzałam na Koszmariana. – Chciałabym jeszcze chwilę pogadać z kolegą.

      Pani kurator poszła do mieszkania, a ja i Koszmarian udaliśmy się na Skrawek. Była tam oczywiście Wampirena, która – co było do niej zupełnie niepodobne – rzuciła mi się na szyję, i Koszmaria wyglądająca na naprawdę zmartwioną.

      Opowiedziałam im słowo w słowo to, co usłyszał jej brat.

      – To okropne – stwierdziła Wampirena. – Dali ci jakąś ochronę?

      – Tak – odpowiedziałam. – Ten starszy pan to ojciec chrzestny.

      – Twój? – zainteresowała się Koszmaria.

      – I tak, i nie, w ogóle ojciec chrzestny.

      – Bajbara, nie opowiadaj, że zadałaś się z mafią, dobrze? – zdenerwował się Koszmarian.

      – Im mniej wiesz, tym dłużej żyjesz – palnęłam cytat z jakiegoś ponurego filmu sensacyjnego.

      – Basiu!

      Na chodniku pojawiła się wysoka postać Starego Piernika.

      – Chodź, musisz zabrać swoje rzeczy.

      – Jak to?! – zdziwiła się Koszmaria. – Wyprowadzasz się?

      – Przeprowadzam – wyjaśniłam. – Na jakiś czas. Do niego. To znaczy do nich.

      – A szkoła? – zmartwiła się Wampirena.

      – Pewnie wrócę w poniedziałek.

      Zostawiłam całą trójkę na Skrawku i poszłam zapakować sześć spódniczek, dziesięć T-shirtów, dwanaście par kolorowych skarpetek i dziesięć par majtek.

      Stary Piernik patrzył na to wszystko i z niedowierzaniem kręcił głową.

      – Jeszcze trzeba opróżnić lodówkę – powiedział, a ja wybuchnęłam śmiechem. – Czemu się śmiejesz? – zapytał.

      – Bo tam nic nie ma – odparłam.

      Stary Piernik najwyraźniej mi nie wierzył, bo poszedł do kuchni sprawdzić.

      – Raz jadłyśmy kawior, a drugi raz nic. Albo prawie nic – uściśliłam.

      Piernik z niedowierzaniem pokręcił głową.

      – Nic nie wiedziałem – mruknął. – Naprawdę nic nie wiedziałem…

      Tak

Скачать книгу