To będą piękne święta. Karolina Wilczyńska

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу To będą piękne święta - Karolina Wilczyńska страница 12

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
To będą piękne święta - Karolina Wilczyńska

Скачать книгу

spojrzała w dół, zamrugała powiekami, jakby zaskoczona widokiem dziecka. Jednak po chwili zdziwienie ustąpiło miejsca obojętności.

      Usiedli do stołu. Róża starała się rozmawiać, zagadywała gospodarza o plany na kolejny rok, wypytywała, czy smakują mu potrawy. Ten odpowiadał z ochotą i wydawało się, że wspólna wieczerza będzie udana. Ewunia jadła z apetytem i przysłuchiwała się rozmowie dorosłych.

      – A pójdę z wami na pasterkę? – zapytała nagle.

      Róża nie zdążyła odpowiedzieć.

      – Zuzanno, czy ty nie wiesz, że nieładnie przerywać starszym? I chyba nie sądzisz, że do kościoła pójdziemy pieszo? Kazimierz na pewno przygotuje sanie.

      Mężczyzna spojrzał na Różę pytająco, a ta posłała mu przepraszające spojrzenie. Tymczasem Maria wstała i spojrzała na siedzących przy stole.

      – Pójdę się położyć. Zmęczyła mnie ta kolacja.

      – Dobrze, idź – odparła Róża. – Później przyniosę ci ciepłego mleka.

      – Wolałabym kakao. Zawsze z Zuzanną dostajemy kakao. Pani o tym nie wie?

      Kiedy kobieta zamknęła za sobą drzwi od pokoju, Ewa szybko wstała ze swojego krzesła i podbiegła do Róży. Wtuliła się w jej bok i zapytała płaczliwym głosem:

      – Co mama mówi? Przecież tu nie ma żadnych sań! – Zerknęła pytająco na ciotkę. – I dlaczego powiedziała do mnie „Zuzanno”?

      – Mama źle się czuje – wyjaśniła kobieta. – Boli ją głowa i dlatego pomyliła ciebie ze mną.

      – Ale przecież ty też nie masz tak na imię…

      – Imię także pomyliła – odparła szybko Róża. – Tak czasami się zdarza, kiedy ktoś jest chory.

      – A na co mama choruje?

      – Na tęsknotę – wtrącił gospodarz. – A ty lepiej idź i zobacz, czy ci rękawice wyschły. Bo jeśli są mokre, to na pasterkę nie pójdziesz.

      Dziecko natychmiast zapomniało o sytuacji sprzed chwili i pobiegło wykonać polecenie mężczyzny.

      – Suche, całkiem suche! – krzyknęła radośnie.

      – Jak tak, to masz szczęście.

      – Zabierzecie mnie? – Ewa spojrzała na nich prosząco.

      – Zabierzemy. – Róża uśmiechnęła się. – Ale teraz idź się przespać, żebyś na mszy potem nie chrapała, bo wstyd będzie na całą wieś.

      – Ja nie chrapię – zaprotestowała dziewczynka, ale posłusznie poszła do pokoju.

      Róża spojrzała na gospodarza.

      – Wydawało jej się, że jest w rodzinnym domu…

      – Może to i lepiej. – Mężczyzna machnął ręką. – Przynajmniej nie pamięta tych wszystkich okropnych rzeczy.

20662.jpg

      – I wiesz, Zofio, ja mu nawet przyznałam rację. – Róża pokiwała głową. – Mojej siostrze chyba lepiej było we własnym świecie. I cóż to szkodziło? Skoro nie umiała żyć z tym wszystkim, co nas spotkało, to lepiej, że wróciła do czasów, w których była szczęśliwa.

      – Ale jak to tak? Niczego nie pamiętała?

      – Różnie z tym bywało. Czasami zachowywała się normalnie, ale wraz z upływem kolejnych miesięcy coraz rzadziej. Zresztą w okresach, kiedy była z nami, dręczyły ją w nocy koszmary. A gdy jej umysł odrzucał rzeczywistość, przynajmniej spała spokojnie.

      – Nie mogliście pójść do lekarza?

      – Oczywiście, poszliśmy. Zapisał tabletki, ale po nich to już w ogóle nie można się było z nią dogadać. Widzisz, wtedy jeszcze nie było takich lekarstw jak teraz. Potem już nie chciałam jej nigdzie wozić, bo bałam się, żeby jej do szpitala nie zabrali. Wolałam, żeby z nami w domu była.

      – I co się z nią stało?

      – Cóż, pewnego dnia wzięła wszystkie tabletki, jakie zostały, i zasnęła. Już się nie obudziła. – Róża pochyliła się nad kubkiem z herbatą. – Ja nie myślę, że chciała się zabić. Po prostu nie wiedziała, co robi.

      – To niewesołe masz wspomnienia, Różo. – Zofia położyła rękę na dłoni przyjaciółki.

      – Jak to w życiu. – Staruszka uśmiechnęła się lekko. – Raz jest radośnie, a innym razem smutno. Ale nie myśl, że to mnie tak bardzo przygnębia. Dużo trudniej było patrzeć, jak się ode mnie oddala. Kiedy odeszła, pomyślałam, że może spotka swojego męża i będzie znowu szczęśliwa.

      – Niechby tak było – zgodziła się Zofia. – I może do rodzinnego domu wróciła?

      – A tak – zgodziła się Róża. – Bo u nas to dopiero było Boże Narodzenie!

20667.jpg

      Okna dworku świeciły w ciemnościach niczym oczy ukrytego w lesie zwierzęcia. Przed wejściem, między kolumienkami, rozpalono latarnie, żeby oświetlić podjazd, na którym zatrzymywały się sanie.

      – Julio, Zuzanno, czy panienki nie mogą się zachowywać, jak należy? – Matka zgromiła wzrokiem dziewczynki, które raz po raz podbiegały do okna, żeby zobaczyć, co też dzieje się na zewnątrz. – A gdzie dobre maniery?

      Obie zatrzymały się i dygnęły grzecznie.

      – Przepraszamy – powiedziała Julia. – Niech mama wybaczy, ale tyle interesujących rzeczy się dzisiaj dzieje, że doprawdy trudno zachować powagę.

      – Dobrze już. – Kobieta machnęła ręką. – Ale przy gościach powściągnijcie trochę temperament.

      – Tak, mamo – odparła potulnie Zuzanna.

      Jednak gdy tylko matka zamknęła za sobą drzwi, od razu z powrotem podbiegły do okna.

      – Nic nie widać!

      – Bo światło przeszkadza. Przybliż twarz do szyby.

      – W żadnym wypadku! Mama znowu zobaczy i jeszcze nam za karę zabroni wyjazdu – zaprotestowała Zuzanna.

      – Może tobie. Ja mam już narzeczonego, więc muszę jechać. – Julia wydęła usta. – Jak by to wyglądało, gdyby sam w saniach jechał?

      – Może ktoś inny by się do niego dosiadł. – Zuzanna wystawiła siostrze język.

      – Nawet

Скачать книгу