To będą piękne święta. Karolina Wilczyńska
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу To będą piękne święta - Karolina Wilczyńska страница 13
– Oj, poczekaj, niech tylko papa to zobaczy!
– Nie zobaczy. Właśnie w tym rzecz. Pojedziemy tak szybko, jak się da. – Julia rzuciła się na poduszkę i popatrzyła na drewniane belki stropu. – Nikogo przed nami, nikogo za nami. Tylko pęd wiatru, rżenie koni i my dwoje…
– Odkąd ty jesteś taka romantyczna? – Zuzanna roześmiała się.
– Dziecko z ciebie i nic nie rozumiesz. Jak się zakochasz, to sama poczujesz…
– A ty jesteś zakochana?
– Jeszcze jak! Nie ma wspanialszego mężczyzny na świecie. W ogień bym za nim skoczyła – zapewniła.
– A mnie się on tak znowu bardzo nie podoba. Nos ma za długi i uszy jakby trochę odstające…
– Uszy odstające? Tobie chyba na wzrok padło! – oburzyła się Julia. – Ma śliczne uszy, niczego im nie brakuje.
– Przeciwnie, jest ich o wiele za dużo – przekomarzała się Zuzanna.
– O, ty podła istoto! – Julia zrozumiała, że siostra z niej żartuje. – Jak możesz! To tylko dowód na to, że wciąż jesteś dziecinna i w ogóle nie znasz się na miłości.
– Skoro on ci się podoba, to znaczy, że miłość z rozumem niewiele ma wspólnego. – Zuzanna nie przestawała droczyć się z siostrą.
– Och, zobaczysz kiedyś sama. Miłość to cudowne uczucie. A jak spotkasz swojego jedynego, od razu poznasz, że to on.
– Tak? Ty poznałaś?
– Żebyś wiedziała. Serce od razu tak mocno mi zabiło, że aż się bałam, czy nie wyskoczy z piersi. A potem poczułam taką dziwną słabość – opowiadała z przejęciem Julia. – Kolana się pode mną ugięły, aż musiałam chwycić oparcie krzesła. A kiedy nas sobie przedstawili i on pocałował mnie w rękę, to ciepło bijące od jego ust popłynęło aż do mojego serca.
Zuzanna przysłuchiwała się słowom siostry. Brzmiało to tak słodko i romantycznie, że aż sama zapragnęła się zakochać.
– To prawdziwy cud, że i on mnie pokochał – powiedziała Julia. – Bo nie umiałabym bez niego żyć…
– Na szczęście jesteście już po zaręczynach i nie musisz się o nic martwić. – Zuzanna nie potrafiła zbyt długo poważnie rozmawiać. – A dzisiaj będziecie się świetnie bawić!
– Tak, bez wątpienia!
Kulig należał do bożonarodzeniowej tradycji Leszczyńskich. Od dziesiątek lat w pierwszy dzień świąt zjeżdżała tu arystokracja z okolicy, żeby oddać się tej przyjemności.
– Takich lasów nigdzie indziej nie ma – chwalili. – Jak się ruszy od Leszczyńskich, to można jechać choćby całą noc bez obawy, że się kogoś na drodze spotka.
Zgodnie ze zwyczajem i w tym roku do dworku w Jagodnie zjechali goście. Całe rodziny przybywały na tę zimową zabawę. Starsi, żeby spotkać się i wymienić informacjami, młodsi, żeby poszukać sobie pary. Ileż to zaręczyn ogłaszano w kilka miesięcy po kuligu u Leszczyńskich! A zdarzało się i tak, że konie poniosły jakąś parę w boczną drogę i plotkom potem nie było końca.
W każdym razie nikt dobrowolnie nie zrezygnowałby z udziału w tym wydarzeniu.
– Dziewczęta, pora się szykować. – Matka zajrzała do ich pokoju. – Tylko nie zapomnijcie się ciepło ubrać, bo jak przemarzniecie na saniach, to zapalenie płuc gotowe.
– A z kim ja pojadę? – zapytała Zuzanna.
– Ze mną i z ojcem, a z kim innym? Za mała jeszcze jesteś na szukanie kawalera.
Dziewczyna westchnęła i ze smutkiem spuściła głowę.
– Nie martw się, siostrzyczko. – Julia pogłaskała ją po ramieniu. – Poczekaj, może już w przyszłym roku znajdziesz takiego, z którym pojedziesz w kuligu. Albo za dwa lata.
– Mam tak długo czekać? – Dziewczynie zaszkliły się oczy. – Przecież nie jestem już małą dziewczynką.
– A myślisz, że by ci się podobało tak z byle kim jechać? Lepiej później, ale z tym, dla którego mocniej zabije serce – pouczyła ją Julia.
– Sanie gotowe! – Usłyszały krzyk dobiegający sprzed dworku.
Ciężkie drzwi otworzyły się i na ganek zaczęli wylegać uczestnicy kuligu. Służba oświetlała sanie pochodniami, panie śmiały się radośnie, a panowie pomagali im wsiadać.
– Szybko! Bo nie zdążymy! – Zuzanna już zapomniała o smutkach. – Jeszcze bez nas odjadą! A Antoni już pewnie ognisko w lesie rozpalił i zające piecze!
Ubrały się błyskawicznie i dołączyły do wesołego tłumu. Zuzanna usiadła między matką a ojcem i patrzyła na siostrę, która właśnie podawała rękę swojemu narzeczonemu. W blasku pochodni widziała iskrzące radością oczy Julii oraz pełen miłości wzrok mężczyzny. Oboje byli piękni, młodzi i bardzo zakochani. Takimi ich zapamiętała.
– Ja już nie miałam okazji poznać nikogo na kuligu. – Róża wróciła ze świata wspomnień do białego domku. – Wybuchła wojna i zaczęła się nasza tułaczka. Wiele się zdarzyło, ale los w końcu doprowadził nas tutaj z powrotem.
– Ale wspomnienia zostały – pocieszała ją Zofia.
– Tak, one nigdy nie znikną. Wracam często pamięcią do świąt w dworku, do czasów dzieciństwa. To był zupełnie inny świat…
– Tak, to musiały być piękne święta – przyznała Zofia.
– Owszem, były. Ale potem przeżyłam wiele równie dobrych, choć innych. I jestem pewna, że i te będą niezapomniane.
– Ja też tak myślę – zgodziła się z nią Zofia. – Dolać ci jeszcze herbaty?
– Chętnie. I zobacz, czy zostały konfitury z fiołków. Wzięłabym do dworku, w końcu to pierwsza wigilia Różyczki i warto ją jakoś uczcić.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен