Anioły w czerni. Evan Currie
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Anioły w czerni - Evan Currie страница 7
– Niestety – odparła Milla. – Pojemność ładowni jest zbyt ograniczona, a nawet gdybyśmy wyjęli całe wyposażenie, w tym uzbrojenie…
– Tego nie zrobimy – wtrącił pospiesznie Steph.
– Nawet gdybyśmy to zrobili – ciągnęła Milla, rzuciwszy mu niechętne spojrzenie – dałoby nam to zaledwie garstkę użytecznych dronów. „Odyseusz” wymaga wypuszczenia setek tych maszyn, by uzyskać akceptowalną siatkę detekcji do pokrycia chociażby nominalnego kąta ostrzału. Do obrony całego okrętu trzeba by tysięcy, a i przy takiej liczbie istniałoby sporo potencjalnych dziur. Z myśliwcami tego rozmiaru jest to po prostu niemożliwe.
– Szkoda – stwierdziła Black na otwartym kanale, gdy dwa okręty skierowały się z powrotem do Kuźni, teraz z dużo bardziej wyważoną prędkością.
– No, mało powiedziane – westchnął Steph. – Widać musimy zdać się na te same atuty, co zawsze: nasze maszyny są małe, szybkie i piekielnie zwinne. Jasne, łatwo nas zdjąć, jak się już trafi, ale z tym właśnie życzę wszystkim powodzenia.
– Fakt, usłyszałam mniej więcej to samo, gdy przedstawiałam problemy z użyciem dronów – zgodziła się Milla. – Jeśli chodzi o parametry obronne, ta klasa myśliwca prezentuje się raczej imponująco względem dawnych standardów… Ale w walce z okrętem wojennym? Nie, w naszej dyspozycji nie ma takiego pancerza czy środków obronnych, które gwarantowałyby przetrwanie.
– Nigdy nie było – stwierdziła Black. – Nie będzie więc nam tego brakować.
– Święta prawda – wtrącił Steph, a na jego twarzy rozkwitł szeroki uśmiech. – Poza tym te maszyny rozpędzają się i manewrują tak szybko, że szanse na trafienie nas będą naprawdę astronomicznie małe. Będziemy tańczyć jak foton i żądlić jak antywodór.
Milla zmarszczyła się w grymasie absolutnego niezrozumienia.
– Co proszę?
– Nieważne – ucięła Black. – Wyjaśnienia zajęłyby zdecydowanie za dużo czasu, a żart i tak nie jest najwyższych lotów.
Steph odbył resztę lotu do Kuźni z naburmuszoną miną.
Gwiezdna Kuźnia Alfa
– I jak im idzie?
Komodor Beckett obejrzał się za siebie i kiwnął głową do admirał, po czym przeniósł wzrok z powrotem na dane telemetryczne odbierane z obydwu prototypowych myśliwców. Gracen nie należała do oficerów przejmujących się ceremoniałem, więc wskazał po prostu na ekrany, nim odpowiedział.
– Poza tym, że Michaels lata jak psychopata? Wszystko w porządku – stwierdził z sarkazmem.
– Podczas wojny Archanioły słynęły z wypełniania misji, które inni uważali za niewykonalne. Szaleństwo jest niejako wpisane w zakres ich obowiązków – odparła Gracen, podchodząc do ekranu, by zapoznać się z wyświetlanymi liczbami. – Co takiego nawyczyniał?
– Widzi pani te odczyty prędkości?
Gracen przytaknęła.
– Tak. Co z nimi?
– Zrobił to wewnątrz atmosfery Merkurego.
Admirał stała przez dłuższą chwilę w ciszy, po czym znów tylko przytaknęła.
– Aha. Tak, to chyba podpada pod jakąś diagnozę.
Bez dalszych komentarzy wprowadziła do systemu adnotację, wzbudzając ciekawość komodora.
– O co chodziło? – spytał.
– Upewniam się, że zespół inżynieryjny będzie pamiętał, żeby rozebrać jego myśliwiec do gołego kadłuba i pomierzyć absolutnie wszystko, zanim znów go w nim wypuszczą – zdradziła Gracen z kpiarskim uśmiechem. – Szkoda by było stracić taką okazję na wykonanie badań. Zaryzykuję stwierdzenie, że wyznaczył nowy rekord?
– Najwyższa prędkość w atmosferze planety? Tak jest, sprawdziłem… Nie żeby było to konieczne.
– Racja, raczej trudno, żeby było inaczej. No to chyba ma kolejny do odfajkowania.
– Kolejny? Ile rekordów już pobił?
– Musiałabym zerknąć do archiwum – stwierdziła Gracen. – Ale tak z głowy powiedziałabym, że co najmniej dwadzieścia. Jeśli mnie pamięć nie myli, komodor Weston ma ze dwa razy tyle. Większość wyczynowych rekordów aeronautycznych należy obecnie do pilotów „AA” i pewnie zostanie tak na zawsze, bo nikt już nie konstruuje jednostek o takich osiągach.
Machnęła obojętnie dłonią.
– Może za pięćdziesiąt lat jakiś cywilny zespół konstruktorski złoży coś, co przebije tę platformę tylko po to, by móc się tym pochwalić… ale myślę, że Archanioły to ostatni pionierzy wyczynowej aeronautyki. Teraz kosmos należy do okrętów.
– Koniec pewnej ery? – spytał Beckett, lekko rozbawiony faktem, że admirał znała na pamięć choćby ogólne statystyki pilotów.
– Niektórzy na pewno by się zgodzili – przytaknęła Gracen. – Choć inni z kolei stwierdzą, że to po prostu ciągła przekładanka ze starego na nowe. Rekordy padają nieustannie w miarę rozwoju możliwości technicznych. Czy ktokolwiek jeszcze śledzi rekordy prędkości maszyn parowych?
– Tak się składa, że co roku odbywają się próby na specjalnym torze pod Londynem – bez namysłu odparł Beckett.
Gracen rzuciła mu zaskoczone spojrzenie.
– Naprawdę?
– O tak, to mała społeczność, ale wciąż aktywna – potwierdził. – Dorastałem w pobliskiej dzielnicy i czasami przychodziłem popatrzeć, jak pociągi ścigają się z czasem. Rzecz jasna na słonych równinach w Stanach mają wyścigi samochodów parowych, ale to już zupełnie inny zbiór rekordów.
Gracen zaśmiała się lekko, kręcąc głową.
– Może więc to wcale nie koniec ery, tylko przejście na inny bieg. Widzę komandora Michaelsa, jak za trzydzieści lat udziela cywilom konsultacji przy próbach pobicia jego własnych rekordów.
– Oby tylko nie tego ostatniego, bardzo proszę – odparł Beckett.
– Przynajmniej nie w ziemskiej atmosferze, chociaż przy zastosowaniu systemów masy przeciwnej osiągi platformy „AA” były bliższe mojej granicy komfortu.
– Zgadzam się.
– Cóż, poinformuj komandorów i porucznik, że raporty mają znaleźć się na moim biurku tak szybko, jak to możliwe – powiedziała Gracen,