Hamlet. William Shakespeare

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Hamlet - William Shakespeare страница 3

Автор:
Серия:
Издательство:
Hamlet - William Shakespeare

Скачать книгу

style="font-size:15px;">      Co by to w gruncie mogło znaczyć, nie wiem;

      Atoli wedle kalibru i skali

      Mojego sądu, jest to prognostykiem

      Jakichś szczególnych wstrząśnień w naszym kraju.

      MARCELLUS

      Siądźcie i niech mi powie, kto świadomy,

      Na co te ciągłe i tak ścisłe warty

      Poddanych w kraju noc w noc niepokoją?

      Na co to lanie dział i skupywanie

      Po obcych targach narzędzi wojennych?

      Ten ruch w warsztatach okrętowych, kędy

      Trud robotnika nie zna odróżnienia

      Między niedzielą a resztą tygodnia?

      Co powoduje ten gwałtowny pośpiech,

      Dający dniowi noc za towarzyszkę?

      Objaśniż mi to kto?

      HORACY

      Ja ci objaśnię.

      Przynajmniej wieści chodzą w taki sposób:

      Ostatni duński monarcha, którego

      Obraz dopiero co nam się ukazał,

      Był, jak wiadomo, zmuszony do boju

      Przez norweskiego króla, Fortynbrasa,

      Zazdroszczącego mu jego potęgi.

      Mężny nasz Hamlet (jako taki bowiem

      Słynie w tej stronie znajomego świata)

      Położył trupem tego Fortynbrasa,

      Który na mocy aktu, pieczęciami

      Zatwierdzonego i uświęconego

      Wojennym prawem, był obowiązany

      Części swych krajów ustąpić zwycięzcy,

      Tak jak nawzajem nasz król, na zasadzie

      Klauzuli tegoż samego układu,

      Byłby był musiał odpowiednią porcję

      Swych dzierżaw oddać na wieczne dziedzictwo

      Fortynbrasowi, gdyby ten był przemógł.

      Owóż syn tego, panie, Fortynbrasa,

      Awanturniczym pobudzony szałem,

      Zgromadził teraz zebraną po różnych

      Kątach Norwegii, za strawę i jurgielt,

      Tłuszczę bezdomnych wagabundów w celu,

      Który bynajmniej nie trąci tchórzostwem,

      A który, jak to nasz rząd odgaduje,

      Nie na czym innym się zasadza, jeno

      Na odebraniu nam siłą oręża

      W drodze przemocy wyż rzeczonych krain,

      Które utracił był jego poprzednik;

      I to, jak mi się zdaje, jest przyczyną

      Owych uzbrojeń, powodem czat naszych

      I źródłem tego wrzenia w całym kraju.

      BERNARDO

      I ja tak samo sądzę; tym ci bardziej,

      Że to zjawisko w wojennym przyborze

      Odwiedza nasze czaty i przybiera

      Na siebie postać nieboszczyka króla,

      Który tych wojen był i jest sprężyną.

      HORACY

      Znak to dla oczu ducha płodny w groźbę.

      Gdy Rzym na szczycie stał swojej potęgi,

      Krótko przed śmiercią wielkiego Juliusza

      Otworzyły się groby i umarli

      Błądzili jęcząc po ulicach Rzymu;

      Widziane były różne dziwowiska:

      Jako to gwiazdy z ogonem, deszcz krwawy,

      Plamy na słońcu i owa wilgotna

      Gwiazda, rządząca państwami Neptuna,

      Zmierzchła, jak gdyby na sąd ostateczny.

      I otóż takie same poprzedniki

      Smutnych wypadków, które jako gońce

      Biegną przed losem albo są prologiem

      Wróżb przyjść mających, nieba i podziemia

      Zsyłają teraz i naszemu państwu.

      Duch powraca.

      Patrzcie! znów idzie. Zastąpię mu drogę,

      Choćbym miał zdrowiem przypłacić. Stój, maro!

      Możesz-li wydać głos albo przynajmniej

      Dźwięk jakikolwiek przystępny dla ucha:

      To mów!

      Jest-li czyn jaki do spełnienia, zdolny

      Dopomóc tobie, a mnie przynieść zaszczyt:

      To mów!

      Masz-li świadomość losów tego kraju,

      Które, wprzód znając, można by odwrócić:

      To mów!

      Albo-li może za życia pogrzebłeś

      W nieprawy sposób zgromadzone skarby,

      Za co wy, duchy, bywacie, jak mówią,

      Skazane nieraz tułać się po śmierci.

      Kur pieje.

      Mów! Stój! Mów! – zabież mu drogę, Marcellu!

      MARCELLUS

      Mamże nań natrzeć halabardą?

      HORACY

      Natrzyj.

      Jeśli

Скачать книгу