Koniec świata nr.13. Katarzyna Ryrych
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Koniec świata nr.13 - Katarzyna Ryrych страница 7
– Babcia Funia! – wykrzyknęła Sabina i poczuła, jak ciemnieje jej w oczach. – Jeżeli już zamierzacie porzucić mnie w wakacje, to przynajmniej niech będzie to…
– Nie – odpowiedzieli zgodnym chórem Paulina i Piotr Muzykowie.
– Moja siostra jest osobą skrajnie nieodpowiedzialną – dodał już solo ojciec Sabiny.
Sabina przymknęła oczy. Czegokolwiek by nie powiedzieć, Ciotka Plotka miała pięćdziesiąt lat tylko w dowodzie osobistym, na co dzień zaś zachowywała się jak nastolatka. Zakochiwała się średnio raz w miesiącu i raz w tygodniu udawała się na pierwsze piętro do Wiedźmalinowskiej, która w drodze wyjątku wróżyła jej z kart.
– Szatyn ma kłopoty w rządowym domu – dobiegało z balkonu, a Sabinę przechodziły ciarki.
„Rządowy dom”, nie wiedzieć czemu, kojarzył się jej z więzieniem i przed oczyma Sabiny pojawiała się solidna żelazna brama i stojąca pod nią Ciotka Plotka z siatką, w której znajdowały się cebula i papierosy.
O cebuli i papierosach Sabina dowiedziała się od Wuja Psuja, który pewnego dnia w dramatyczny sposób podsumował jedną z uczuciowych fascynacji Ciotki Plotki.
– Zobaczysz – powiedział – będziesz nosić do więzienia cebulę i papierosy i tak się to wszystko skończy.
Prawdę mówiąc, kolejna Wielka Miłość okazała się zwyczajnym oszustem, a nie romantycznym marszandem, który pod pozorem wyjazdu na Jarmark Dominikański do Gdańska zabrał całą skrzynię smutnych pierrotów i zwiał za granicę. Ciotka Plotka przybrała całe pięć kilo, których starała się pozbyć przez następny miesiąc, a kiedy jej się udało, zrzuciła z serca ciężar i powróciła do pracy, oświadczając, że już nigdy się nie zakocha…
Z tego właśnie powodu nad Sabiną Muzyk zawisło widmo miesiąca wakacji pod kuratelą Babci Funi.
– A dlaczego nie mogę pojechać z wami? – zapytała Sabina.
Paulina i Piotr spojrzeli na siebie z zakłopotaniem.
– Tam będzie… – zaczęła ostrożnie Paulina. – No, nie będzie tam żadnym dzieci i bardzo byś się nudziła.
Tak jakby tutaj były jakieś dzieci – pomyślała z goryczą Sabina.
– No i… – Piotr zawahał się odrobinę – rzecz jasna będzie tam życie artystyczne.
Tak jakby nie było go tutaj – skomentowała w myśli Sabina, przypominając sobie Wuja Psuja chrapiącego na wiklinowej kanapce, kilka zupełnie nieznanych jej osób śpiących w pracowni pomiędzy workami z gipsem i grobowy nastrój Babci Funi.
– No i – dorzuciła pojednawczym tonem Paulina – od dnia twoich urodzin nie wyjeżdżaliśmy nigdzie tylko we dwoje.
Wrodzony racjonalizm i trzeźwość umysłu Sabiny podpowiedziały jej, że wszelki opór jest naprawdę daremny.
– Mam nadzieję, że przeżyję ten miesiąc – powiedziała, kładąc nacisk na słowo „przeżyję”.
Ojciec rzucił jej spojrzenie smutnego spaniela, ale serce Sabiny nawet nie drgnęło.
Z kamienną twarzą, której wyrazu pozazdrościłoby jej siedmiu samurajów, Sabina powróciła do swojego pokoju i – obrazowo opisując – zaczęła hodować w sobie złość i urazę. Przypominała sobie kolejno wszystkie wizyty Pauliny na szkolnych wywiadówkach, gdzie na tle innych matek ubranych w grzeczne kostiumiki wyglądała jak jedna z lalek Ciotki Plotki, popisy matki na nadrzecznych bulwarach, kiedy ktoś sprezentował Sabinie hulajnogę i Paulina od razu postanowiła ją wypróbować, a także nieszczęsne ptaki straszaki o długich, cienkich dziobach, których aż do dziś nikt nie kupował. Także Piotr nie pozostawał bez winy. Żaden normalny ojciec nie nosił długich włosów, a wszyscy mieli porządną pracę i każdego pierwszego dnia miesiąca przynosili do domu wypłatę. Dni, w które w domu Muzyków pojawiały się jakiekolwiek pieniądze, przypominały coś pomiędzy brazylijskim karnawałem a meksykańskim festynem ludowym.
W kamieniczce na ulicy Koniec świata numer 13 zjawiało się wtedy mnóstwo różnych osób, z których Sabina znała zaledwie kilkoro. Kuchnia wypełniała się zapachem przedziwnych potraw, w lodówce zapełniały się półki, a Babcia Funia próbowała ratować część wiktuałów, wynosząc je do Wiedźmalinowskiej.
Festyn na Końcu świata trwał z reguły przez weekend. Po każdym z festynów w pracowni pozostawało jakieś wspólnie wykonane malowidło, sterta brudnych naczyń w kuchni, kilka reklamówek pełnych przeróżnych puszek i zadeptana podłoga.
Jedynie pokój Sabiny trwał nietknięty, bowiem zamykała go na duży staroświecki klucz. Aby zaś nikomu nie przyszło do głowy próbować wejść do środka, na drzwiach pojawiała się kartka informująca, że oprócz Sabiny i Szczurka Jurka pokój ten zamieszkuje ktoś, kto nazywa się Wstęp Wzbroniony.
Wstęp Wzbroniony nie był co prawda oryginalnym pomysłem Sabiny – ściągnęła go z Kubusia Puchatka, ale z pewnością robił wrażenie.
Sabina zawiesiła na drzwiach kartkę i raz jeszcze spojrzała na uczciwie zarobione pieniądze. Siedząc na balkonie, przeliczyła w myśli, na ile wyjść do kina, na basen i czekoladowe lody w cukierni Buczka wystarczy jej ta spora suma, i ku swej niepohamowanej radości stwierdziła, że przy odrobinie szczęścia uda się jej przebywać jak najmniej pod jednym dachem z Babcią Funią.
Piotr i Paulina zginęliby bez opieki kogoś mądrzejszego, czyli Sabiny, a czerwony zachód słońca przepowiada katastrofę
Przeprowadzka Babci Funi na Koniec świata numer 13 trwała pół dnia, bowiem Piotr zaczął przygotowywać samochód do naprawdę bardzo długiej trasy i chciał zyskać niezbędną pewność, że wysłużony pojazd dojedzie tam, gdzie powinien, bez żadnych dodatkowych niespodzianek. W tym celu sprowadził jednego z normalnych znajomych i zabrali się do roboty. Grzebanie w samochodzie najwyraźniej sprawiało im prawdziwą przyjemność. To znaczy grzebaniem zajmował się głównie znajomy, zaś Piotr siedział na krawężniku i wspominał dawne czasy, kiedy razem z normalnym znajomym chodzili do szkoły i nikt nawet nie przypuszczał, że Piotr zostanie artystą. W ten sposób Babcia Funia, która jak zwykle „wysypała się do końca” (choć naprawdę nie było wiadomo, co pochłaniało większą część jej emerytury), musiała skorzystać z komunikacji miejskiej i w czwartek, dwudziestego czwartego czerwca, o godzinie czwartej wszystkie niezbędne drobiazgi stanęły w karnym szyku na komódce w nieużywanym nigdy pokoju.
Pokój stał niezamieszkały od kilkunastu lat i właściwie nikt nie potrafił wyjaśnić dlaczego. Dawno temu, jeszcze przed urodzeniem Sabiny, mieszkał w nim Tajemniczy Lokator, po którym pozostał zardzewiały kompas i kilka książek dotyczących żeglarstwa.
Rodzinna fama głosiła, że był on pierwszą miłością Ciotki Plotki. Z niewiadomych przyczyn wyruszył w morze i od tego czasu wszelki słuch po nim zaginął. Jednak biorąc pod uwagę nadmiar fantazji swojej