Martwa cisza. Will Dean

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Martwa cisza - Will Dean страница 2

Martwa cisza - Will Dean

Скачать книгу

parkingowe jest oznaczone moim nazwiskiem. Zupełnie niepotrzebnie, bo w miasteczku jest nadmiar parkingów. Zbudowano je z myślą o przyszłości, ale nikt nie wie, kiedy nadejdzie ta przyszłość, w której Gavrik urośnie o połowę, ani czy w ogóle się to stanie. Nic na to nie wskazuje. Ci, którzy dorastali w tym miasteczku, wyjeżdżają. Ci, którzy je odwiedzają, nie wracają.

      Zamykam półciężarówkę i otwieram drzwi redakcji „Gavrik Posten”, lokalnej gazety i mojego miejsca pracy. Tygodniowy nakład: sześć tysięcy egzemplarzy. Nie spodziewałam się, że skończę tutaj – a jednak. Starałam się o pracę w czterech przyzwoitych gazetach w odległości trzech godzin jazdy od mamy i dostałam cztery oferty. Moja matka mieszka w Karlstad, ma tylko mnie, więc kiedy zachorowała, wróciłam z Londynu. Jest trudno. Ona jest trudna. Ale to moja mama. Gavrik leży blisko, ale nie zbyt blisko Karlstad, a od Leny, pół-Nigeryjki, redaktorki naczelnej „Posten”, mogę się sporo nauczyć. W recepcji stoją dwa krzesła, zakurzony kwiatek w doniczce i lada z mosiężnym dzwonkiem oraz ze skarbonką.

      Larsa, reportera-weterana zatrudnionego na pół etatu, nie ma w biurze. Zamykam za sobą ladę – sosnową deskę na skrzypiącym zawiasie – i wieszam płaszcz. Ręce nadal mi się trzęsą. Zdejmuję ciężkie buty i wkładam tenisówki, które noszę w biurze. W pokoju od frontu stoją dwa biurka, moje i Larsa. Dalej są jeszcze dwa pokoje – jeden zajmuje Lena, drugi Nils, tępawy sprzedawca reklam. Biuro to niezła nora, ale udaje nam się tu sklecić całkiem przyzwoitą lokalną gazetę ukazującą się w każdy piątek.

      Nie chcę mieszkać w Gavrik, ale nie mam wyjścia. Mama mnie potrzebuje – choć nigdy nie przyznała się do tego ani słowem. Ma przerzuty do kości, do krwi, i jeśli mogę zrobić dla niej jakiś drobiazg – kupić jej ulubiony krem różany do rąk, poczytać książki kucharskie, kiedy sama nie ma już na to siły, przywieźć do spróbowania świeże bułeczki cynamonowe – zamierzam go zrobić. Nie jestem w tym dobra, takie rzeczy nie przychodzą mi naturalnie, tak jak nigdy nie przychodziły jej. Ale się staram. A kiedyś, pewnego słodko-gorzkiego dnia, wrócę do prawdziwego świata. Do miasta – jakiegokolwiek, byle dużego.

      – Co tam, Tuvo Moodyson? – zaczepia mnie Nils, wychodząc ze swojego pokoju. Ma włosy postawione na żel jak nastolatek i koszulę tak cienką, że prześwitują mu sutki. – Zrobiłaś sobie przerwę na bzykanko?

      Siadając, uświadamiam sobie, że przepocona koszulka klei mi się do ciała, a na twarzy mam pasma włosów, które wysunęły się z kucyka. Wyglądam okropnie.

      – Tak, szybki trójkącik – odpowiadam. – Nie zaprosiłam cię, bo mamy określone wymagania…

      Wygląda na zbitego z tropu. Wraca do swojego biura, pełniącego również funkcję redakcyjnej kuchni, i powoli zamyka za sobą drzwi.

      Budzę komputer z drzemki i przyglądam się artykułom – tym już napisanym i tym, do których na razie mam tylko tytuły i konspekty. Lewy aparat słuchowy pika. To ostrzeżenie o niskim poziomie baterii, pierwsze z trzech, zanim aparat się wyłączy, a ja zostanę z dziewięćdziesięcioprocentowym ubytkiem słuchu w tym uchu.

      Na monitorze antyrefleksyjnym mam otwartych, jeden za drugim, osiem dokumentów w Wordzie. Miejscowy żłobek się powiększa, tworząc trzy nowe miejsca dla dzieci i jedno miejsce pracy. Wymieniają okładzinę fasady bloku mieszkalnego sąsiadującego z moim, bo poprzednia nie nadawała się na tutejszą pogodę i odpada po kawałku jak strup. Samorząd lokalny, Gavrik Kommun, uznał, że tej zimy wystarczy nam o jeden pług śnieżny mniej, za to o dwóch rolników więcej ma czekać w pogotowiu. Trwa casting do roli świętej Łucji, patronki Szwecji, na rok 2016. Zgłoszenia należy przesyłać do kościoła luterańskiego przy Eriksgatan do końca miesiąca. Dla całej gminy ogłoszono ostrzeżenie przed kleszczami z uwagi na wzrost liczby zachorowań na boreliozę i zapalenie mózgu. Paskudztwa już niedługo zamarzną na śmierć, ale wrzesień był ciepły, więc musimy je znosić jeszcze przez kilka tygodni. Sklep Björnmossena, największy w miasteczku dostawca broni i amunicji, w pierwszym tygodniu października będzie czynny o dwie godziny dłużej niż zwykle, żeby myśliwi, którzy nie wzięli urlopu, mogli się w nim zaopatrzyć. W miasteczku Munkfors 21 października odbędą się targi rękodzieła. Na koniec historia, nad którą pracowałam dzisiaj – otwarcie nowej bielarni w miejscowej celulozowni, drugim największym pracodawcy w okolicy po fabryce lukrecji Grimberga.

      To wszystko. Oto moje wieści. Zaczerpnięte z plotek i sprawozdań z posiedzeń rady miejskiej, podsłuchane w aptece. Brzmią banalnie, ale tego właśnie chcą moi czytelnicy. Ile razy zdarzyło wam się wyrwać stronę z ogólnokrajowej gazety i przyczepić na drzwiach lodówki? A ile razy na waszej lodówce wylądował wycięty z lokalnej gazety artykuł o golu, który wasza córka strzeliła w meczu hokejowym, albo najdłuższej marchewce w mieście, którą wyhodował wasz sąsiad? Moich czytelników obchodzą takie rzeczy – a przez to obchodzą i mnie.

      Słyszę dzwonek przy drzwiach. Lars wchodzi do biura i zaczyna powoli się rozbierać ze staromodnego płaszcza.

      Chcę pisać, więc żeby się skoncentrować, wyłączam aparaty. Koszulka odkleja się od skóry i znów zaczynam się czuć normalnie. Wyczuwam zapach własnego potu, ale dość skutecznie maskuje go dezodorant. Gdybym nadal była na stażu w „Guardianie”, poszłabym się odświeżyć. Tu nie ma takiej potrzeby. Są inne priorytety.

      Otwierają się drzwi Leny.

      Stojąc w nich, wygląda jak Diana Ross w dżinsach i polarze. Ma szeroko otwarte oczy, ale nic nie mówi.

      – Co tam? – pytam.

      Zasłania ręką usta. Mówi, kręcąc głową, ale nie potrafię odczytać wypowiedzi z ruchu jej warg.

      – Co? – powtarzam, gmerając przy aparatach, żeby je włączyć. – Co się stało?

      Lena opuszcza dłonie.

      – Znaleźli ciało.

      2

      – Włącz wiadomości – prosi Lena, wskazując na stary telewizor, który wisi na ścianie.

      Aparaty się budzą, słyszę sygnał.

      – Wiedziałem – rzuca Nils, dołączając do nas w głównym biurze. Jest podekscytowany jak uczniak. – A nie mówiłem, Leno? To przeklęte miejsce. Mój brat twierdzi, że ciało leży w lesie Utgard. Zgłoszenie odebrał jego kumpel, dyspozytor w pogotowiu. A nie mówiłem, że znów do tego dojdzie? Mówiłem, a jakże.

      Włączam lokalne wiadomości.

      – Co słyszałeś, Nils? – pytam. – Co dokładnie powiedział twój brat?

      Nils spogląda na Lenę.

      – Myślisz, że to znowu Meduza? – Odwraca się do mnie i wyjaśnia: – To było, zanim się tu sprowadziłaś, Tuvo. – Potem patrzy na Larsa. – W którym to było roku?

      – Ostatnie ciało znaleźli w 1994 – wyjaśnia Lars. – Ale to nie… – Drapie się po łysinie. – Minęło dwadzieścia lat. Tym razem to musiał być wypadek na polowaniu.

      – No pewnie – mówi Nils. – Wypadek. W lesie Utgard. Jasne. Mój brat twierdzi, że ciało

Скачать книгу