Z dala od świateł. Samantha Young

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Z dala od Å›wiateÅ‚ - Samantha Young страница 3

Автор:
Серия:
Издательство:
Z dala od świateł - Samantha  Young

Скачать книгу

na nich. Współczucie chwyciło mnie za gardło. To dziwne, ale nie czułam, że mam z nimi cokolwiek wspólnego, poza tym, że wszyscy troje byliśmy bezdomni. Po prostu nie wyobrażałam sobie, że mogłabym się tak zapuścić.

      – Co u ciebie, muzykantko? – zapytała Mandy z szerokim uśmiechem.

      Przyzwyczaiłam się już do jej zepsutych zębów pokrytych nalotem, więc nawet nie drgnęłam na ich widok. Co półtora miesiąca kupowałam nową szczoteczkę. Tradycyjną, nie elektryczną, jednak było to lepsze niż nic. Nie zapominałam o używaniu nici dentystycznej. Bardzo dbałam o dobry stan zębów i dziąseł.

      – Przecież ona ma imię – upomniał ją Ham, przewracając oczami.

      Nie podałam im prawdziwego. Powiedziałam, że nazywam się Sarah.

      – „Muzykantka” ma więcej wspólnego z prawdą – odparowała Mandy i uśmiechnęła się do mnie znacząco.

      Przejrzała mnie. Raczej mnie nie rozpoznała, ale wiedziała, że nie nazywam się Sarah. Wcale mi się nie podobało, że tak łatwo potrafi mnie rozszyfrować. Nadal jednak ją lubiłam, ponieważ nigdy mnie o nic nie wypytywała.

      – Zostaw dziewczynę w spokoju – upomniał ją towarzysz.

      Hamilton, w skrócie Ham, nie był pierwszym heroinistą, którego w życiu poznałam. Ten jednak wydawał się zdecydowanie najtragiczniejszą postacią. Wysoki, szczupły, cały w tatuażach, miał piękne zielone oczy i twarz, która byłaby niezwykle atrakcyjna, gdyby nie fizyczne piętno odciśnięte na niej przez nałóg. Policzki się zapadły, skóra poszarzała, a zęby znajdowały się w jeszcze gorszym stanie niż u Mandy. Nie tylko żółte i popsute, lecz także na dodatek lewy kieł był złamany, a prawego siekacza brakowało. Już przy pierwszym spotkaniu oboje opowiedzieli mi swoje historie.

      Mandy uciekła z domu pełnego przemocy. Partnerzy matki systematycznie napastowali ją seksualnie, a zazdrosna kobieta za karę ją biła, jakby to była jej wina. Kiedy Mandy opowiadała o tym beznamiętnym tonem, czułam bolesny ucisk w żołądku. Brzmiało to tak, jakby te przejścia przyprawiły ją o paraliż uczuć. Potrafiłam to zrozumieć.

      By przetrwać na ulicy, Mandy zaczęła się prostytuować. Nabawiła się ciężkich stanów lękowych oraz depresji i niewiele brakowało, a popełniłaby samobójstwo. W samą porę poznała Hama. Ona pochodziła spoza Glasgow, natomiast on z Ibrox, dzielnicy położonej niespełna piętnaście minut od centrum miasta. Uzależnił się od heroiny, kiedy miał piętnaście lat, i przez nałóg stracił rodzinę, większość przyjaciół i zdolność utrzymania pracy.

      Nałóg Hama nie przeszkadzał Mandy. Przynajmniej tak twierdziła. Bardzo mi było żal ich obojga, nie tylko dlatego, że tak wiele przeszli i skończyli na ulicy. Było mi ich żal, ponieważ widziałam, że Ham kocha Mandy. Jednak gdy któregoś dnia oddalił się na chwilę, żeby porozmawiać z innym bezdomnym, Mandy wyznała mi, że jest z nim tylko ze względu na ochronę przed innymi facetami, którą jej zapewnił, i dlatego że nie zrażają go jej nieleczone nawracające stany lękowe. Zapytałam ją, czy go kocha. Stwierdziła, że uważa go za przyjaciela. Było jednak oczywiste, że za ochronę dawała mu nie tylko przyjaźń. Nadal zatem się prostytuowała, lecz w nieco inny sposób.

      – Co tam? – zapytałam, choć właściwie nie miałam ochoty z nimi rozmawiać. Ich towarzystwo było zbyt przygnębiające.

      Zanim którekolwiek zdążyło odpowiedzieć, spadła pierwsza ciężka kropla deszczu.

      – Kurde! – Ham spojrzał w niebo. – Wiedziałem.

      – Poszukacie jakiegoś schronienia? – zapytałam.

      – To tylko mały deszczyk. Już dawno nie brałam prysznica, więc będzie okazja – odrzekła Mandy ze śmiechem.

      – A ty dokąd się wybierasz? – spytał Ham.

      Wzruszyłam ramionami. Nikomu nie powiedziałam, gdzie spędzam noce.

      – Chcę się umyć i coś zjeść.

      Mandy zmierzyła mnie krytycznym wzrokiem.

      – Ty wciąż sama? Co ci mówiliśmy na ten temat? Potrzebujesz faceta. Albo poszukaj sobie jakiejś koleżanki.

      Ham spojrzał na mnie z troską.

      – Albo zostań z nami. Będziemy cię chronić.

      Wiedziałam, że w tej propozycji nie ma nic dwuznacznego, mimo to wzdrygnęłam się na samą myśl. Oboje przekonywali mnie, że prowadząc samotne życie, wystawiam się na niebezpieczeństwo. Przemierzałam to miasto od kilku miesięcy i widziałam sporo bezdomnych par lub kobiet trzymających się w małych grupkach.

      Ja jednak byłam sprytniejsza niż oni wszyscy. Sypiałam tam, gdzie nikt się nie zapuszczał, z dala od centrum miasta. Nie potrzebowałam ochrony.

      – Wiem, że wyglądam na bezbronne chucherko, ale to tylko pozory. Potrafię nieźle przyłożyć – zapewniłam ich z ponurym uśmiechem i cofnęłam się o krok. – Umiem o siebie zadbać. Zapewniam.

      – Któregoś dnia spotka cię coś złego. Zobaczysz! – zawołała za mną Mandy.

      Jej słowa zabrzmiały tak złowróżbnie, że zimny dreszcz przebiegł mi po plecach.

      To głupota, zganiłam się w myślach, starając się otrząsnąć z niemiłego uczucia. Świetnie dawałam sobie radę.

      Nie miałam takich problemów jak oni. Byłam sprytniejsza. Wiedziałam, jak postępować, ponieważ mimo młodego wieku zdobyłam życiowe doświadczenie i mogłam z niego czerpać.

      Teraz żyłam właśnie tak. I bardzo mi się to podobało. Martwiłam się tylko sprawami najważniejszymi, podstawowymi, a wszystko inne przestało się liczyć. Najważniejsze to nie myśleć o tym, kim byłam kiedyś.

      2

      Jazda autobusem trwała zaledwie kwadrans. Wysiadłam na przystanku oddalonym od kompleksu basenowego o pięć minut spacerem. Zawsze korzystałam z tego basenu, ponieważ od pralni samoobsługowej dzieliło go dziesięć minut drogi, a od miejsca, w którym spałam, dwadzieścia.

      W każdą sobotę za biurkiem siedziała ta sama recepcjonistka. Była to miła dziewczyna, która uprzejmie przechowywała moją gitarę, kiedy już zapłaciłam za wstęp. Wręczając mi bilet, uśmiechała się smutno, więc na pewno wiedziała, że nie przychodzę tu pływać. Mimo to mnie wpuszczała.

      Jej dobroć nieco raniła moją dumę, ale nie miałam czasu na roztrząsanie takich spraw. Szybko przeszłam do damskiej szatni. Na podłodze wyłożonej kaflami stały kałuże wody, ściany połyskiwały od osadzającej się na nich skroplonej pary wodnej. Wokół unosiła się silna woń chloru, która od jakiegoś czasu działała na mnie uspokajająco. Znalazłam wolną szafkę, wyjęłam z plecaka tani szampon z odżywką, krem do golenia, maszynkę i żel pod prysznic. Ostrożnie, żeby nie uszkodzić namiotu, schowałam plecak w szafce, a następnie rozebrałam się do bielizny.

      Dorastając, nie miałam problemów z akceptacją swojego ciała.

Скачать книгу