Z dala od świateł. Samantha Young

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Z dala od Å›wiateÅ‚ - Samantha Young страница 4

Автор:
Серия:
Издательство:
Z dala od świateł - Samantha  Young

Скачать книгу

zamieszczaliśmy coś na Instagramie, zawsze pojawiały się komentarze na temat mojego wyglądu. Czy zdjęcie zrobiono pod dziwnym kątem, czy może przytyłam? Pewnie jestem w ciąży! W takim razie z kim? Może powinnam zafundować sobie silikonowe cycki? I wyglądałabym tak ślicznie, gdybym tylko zoperowała nos.

      Nie wszystkie komentarze były negatywne. Większość była pozytywna, ale zdarzały się też obleśne i agresywne. Zadziwiające, jak szybko zaczęłam się skupiać właśnie na nich. Pozwalałam byle dupkowi zamieszać sobie w głowie, chociaż przedtem nie przejmowałam się tym, jak wyglądam. Nieprzychylne komentarze pojawiały się też za każdym razem, kiedy jakiś brukowiec zamieszczał moje zdjęcie z jakimś przystojniakiem uwielbianym przez nastolatki i ogłaszał, że jesteśmy parą. Zdarzyło się to kilka razy w ciągu mojej kariery. Dziewczyny potrafią być okrutne, kiedy uznają, że nie zasługujesz na faceta, który jest ich idolem. Smutne, ale cholernie prawdziwe.

      Teraz nie dbałam o takie sprawy. Nie musiałam.

      Wiedziałam, że aktualnie jestem za chuda, ale nawet jeśli ktoś gapił się na mnie, kiedy przechodziłam przez szatnię w znoszonej bieliźnie, trzymając w ramionach tanie kosmetyki, nie dostrzegałam tego. Nic mnie to nie obchodziło.

      Na szczęście znalazłam wolną kabinę; weszłam do środka i nie zwracając uwagi na włosy obcych ludzi zalegające w odpływie, zaciągnęłam mokrą zasłonę prysznicową. Ostrożnie zdjęłam bieliznę, zawinęłam w ręcznik i położyłam na zewnątrz, jak zawsze trochę się obawiając, że jakaś kanalia mi ją ukradnie.

      Kiedy poczułam na ciele strugi gorącej wody, z rozkoszy przymknęłam oczy. Pierwszy rozgrzewający prysznic po wielu dniach przerwy to niesamowita przyjemność, którą trudno do czegoś porównać. Kiedyś możliwość codziennej kąpieli była dla mnie czymś oczywistym. Teraz, gdy nie mogłam tego robić regularnie, a co najwyżej raz na tydzień, jeśli zarobiłam wystarczająco dużo pieniędzy, prysznic to była czysta radość. Niestety, nie mogłam się nim cieszyć zbyt długo, ponieważ zawsze ktoś czekał na zewnątrz, aż zwolnię miejsce.

      Zaczęłam więc się myć. Wyszorowałam całe ciało i wymyłam włosy. Potem ogoliłam łydki. Mandy radziła mi, żebym nie zawracała sobie głowy depilacją, bo włosy na nogach zapewniają więcej ciepła zimą. Żyłam bez dachu nad głową od końca kwietnia, a noce wiosną są cholernie zimne. Szkockie lato też nie należy do najcieplejszych, ale da się znieść. Teraz nastał wrzesień. Za kilka krótkich tygodni temperatura miała znacznie spaść, ale starałam się o tym nie myśleć.

      Starałam się też nie pamiętać o tym, że wkrótce skończy mi się wiza turystyczna.

      Poczułam skurcz w żołądku i szybko odpędziłam od siebie tę myśl. Zacznę się tym martwić, kiedy przyjdzie odpowiednia pora. Moje życie polegało teraz na przetrwaniu kolejnego dnia. Było proste. Nieskomplikowane.

      Po prysznicu znów poczułam się jak człowiek. Z ulgą stwierdziłam, że bielizna i ręcznik nie zniknęły. Owinęłam się nim i wyszłam spod prysznica, ignorując naburmuszoną minę kobiety czekającej na swoją kolej. Zamknęłam się w najbliższej kabinie, żeby spokojnie się osuszyć.

      Włożyłam bieliznę i poszłam do szafki, by zabrać swoje rzeczy. Kiedy już kompletnie się ubrałam, wyjęłam szczotkę do włosów.

      Suszyłam włosy suszarką, starając się nie patrzeć na swoje odbicie w lustrze, kiedy to się stało.

      Czyjeś spojrzenie wwiercało się we mnie tak natarczywie, że nie mogłam tego zignorować. Zobaczyłam w lustrze, że obok mnie stoi jakaś nastolatka. Gapiła się na mnie z otwartymi ustami i z błyskiem ekscytacji w oczach, który tak dobrze znałam. Ogarnął mnie strach i odwróciłam wzrok, szybko poruszając suszarką, jakby to mogło przyśpieszyć proces suszenia.

      Kiedy ją w końcu wyłączyłam, dziewczyna nadal się we mnie wpatrywała.

      Cholera.

      Zgarnęłam swoje rzeczy, żeby jak najszybciej wyjść.

      – Hej! – usłyszałam.

      O Boże.

      Przez ramię rzuciłam jej groźne spojrzenie.

      Uśmiech na jej twarzy lekko zbladł.

      – Wyglądasz jak Skylar Finch. Ktoś ci już to kiedyś mówił?

      – Nie wiem, co to za jedna – skłamałam, przybierając angielski akcent.

      Mina dziewczyny zrzedła, czy to ze względu na treść mojej odpowiedzi, czy z powodu braku amerykańskiego akcentu.

      – Taaa… – burknęła nastolatka pod nosem. – Akurat Skylar Finch przyszłaby tutaj popływać.

      Odeszłam bez słowa, starając się stłumić emocje wywołane tym spotkaniem. Albo przynajmniej udawać, że nic nie poczułam.

      Skupiłam się na następnym punkcie dzisiejszego planu. Kolejnym przystankiem była pralnia samoobsługowa. Włożyłam swoje nieliczne ubrania do pralki i zamiast czekać, poszłam do miejscowego baru ze smażoną rybą i frytkami. Kupiłam tam sobie kolację na wynos i dwie butelki wody. Nadal padało, więc zjadłam rybę w zadaszonym wejściu do pralni. Szczerze mówiąc, ledwie wmusiłam w siebie połowę porcji. Resztę wyrzuciłam. Ryba z frytkami jest tania i sycąca, ale tak długo żywiłam się śmieciowym jedzeniem, że organizm chyba zaczął się buntować.

      Oczekiwanie na koniec prania i suszenia było nudne, ale nie miałam nic przeciwko temu. Pralnia była ciepła i sucha. Najwyraźniej Bóg istniał, ponieważ deszcz ustał, gdy ruszyłam w stronę miejsca noclegu. Długo nie mogłam się przyzwyczaić do tutejszych jasnych nocy. W tej części kraju latem zmrok zapada dopiero około jedenastej. Jednak przez ostatnie tygodnie nadchodził coraz wcześniej i niebo ciemniało już o siódmej trzydzieści.

      Kiedy dotarłam do celu – do wielkiej bramy cmentarza, zamkniętej na kłódkę – zapadła noc. Brama wychodziła na ruchliwą przelotową ulicę. Drogę oświetlały latarnie i światła często przejeżdżających samochodów.

      Zaczekałam, aż jezdnia opustoszeje, i stanęłam na obmurowaniu ceglanej kolumny, do której przytwierdzono wrota bramy, chwyciłam się żelaznych prętów, podciągnęłam się wyżej i przeszłam na drugą stronę, uważając, żeby nie nadziać się na ostre końce prętów.

      Zeskoczyłam na ziemię i poczułam wibrowanie w nogach. Mięśnie miałam silne, ponieważ poruszałam się głównie piechotą. Wyjęłam minilatarkę, oświetliłam sobie alejkę wiodącą w głąb cmentarza i ruszyłam przed siebie.

      Dziwne, ale nie czułam strachu. Cmentarz nocą stawał się moim azylem, w którym kryłam się przed światem zewnętrznym. Mogłam tu w spokoju złożyć głowę, wyobrażając sobie, że moi cisi sąsiedzi dają mi ochronę.

      Cmentarz był rozległy i szłam przez dłuższy czas, zanim dotarłam do swojego miejsca. Pracownicy komunalni kosili dziś trawniki – oprócz znajomej woni wilgotnej ziemi i kwiatów, które ludzie składali na grobach krewnych, czułam zapach skoszonej trawy. Stał się mniej wyraźny, kiedy dotarłam do niewielkiego zagajnika na tyłach cmentarza, w którym rozbijałam namiot. Pobliskie nagrobki były tak stare, że napisy na nich stały

Скачать книгу