Z dala od świateł. Samantha Young
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Z dala od Å›wiateÅ‚ - Samantha Young страница 8
Kiedy o tym mówił, w jego oczach pojawił się błysk, jakieś światło, którego tam przedtem nie widziałam. Nie byłam pewna, czy wywołała je pasja, czy zimna ambicja. Co ważniejsze, nadal nie byłam pewna, czego ode mnie chce.
– Dlaczego mi to wszystko mówisz? – zapytałam.
O’Dea odwrócił się w moją stronę i wpatrywał we mnie z niepokojącą intensywnością.
– Nie tylko zapewniamy artystom sukces komercyjny, lecz także troskliwie się nimi zajmujemy. Masz dar. Czy myślisz, że zatrzymuję się przy każdym ulicznym grajku, żeby wysłuchać jego interpretacji piosenek Adele? Nie. Ty po raz pierwszy przyciągnęłaś moją uwagę, kiedy śpiewałaś własną piosenkę. Zainteresowałaś mnie. Chciałbym poznać więcej twoich utworów, a jeśli są tak dobre, jak się spodziewam, to chcę, żebyś stworzyła dla mnie cały album.
– Nie mam menedżera – skłamałam.
– Mogę ci w tym pomóc.
Oczywiście, byłam zadowolona, że ktoś docenia to, co robię, ale jeszcze silniejszy był strach przed tym, że ten facet do mnie podszedł i mógł mnie rozpoznać. Serce waliło mi jak młotem na myśl o jego propozycji. Miałam wrócić do dawnego życia. Wystarczyło kilka sekund, żeby wszystkie moje sekrety wyszły na jaw. Poczułam, że dłonie mi się pocą i przechodzi mnie zimny dreszcz. Sięgnęłam po swoje rzeczy.
– Dziękuję za propozycję, ale nie skorzystam.
– I to wszystko? – warknął i spojrzał na mnie gniewnie.
– Wszystkie moje piosenki już słyszałeś. Nie mam nic więcej.
– Nie wierzę ci.
Gniew wymieszał się ze strachem i policzki mi poczerwieniały.
– Nie obchodzi mnie, czy mi wierzysz. – Chciałam wyjść z boksu, ale chwycił mnie za łokieć.
Rzuciłam mu ostrzegawcze spojrzenie, ale mnie nie puścił.
– Kto odrzuca atrakcyjną propozycję, która może odmienić życie, żeby dalej tkwić na ulicy? Przecież to nie ma sensu.
Jego naiwność mnie rozśmieszyła.
– Wydaje ci się, że forsa i sława są takie wspaniałe, jak się powszechnie uważa? Takie życie jest jeszcze bardziej puste niż moje.
– Skąd możesz to wiedzieć?
– Puść mnie.
– Skąd to wiesz? – powtórzył.
– Wystarczy poczytać życiorysy sławnych ludzi. Ilu z nich było tak naprawdę szczęśliwych?
– Tak się składa, że znam kilka takich osób.
– Pewnie lecą na prochach.
– Jesteś okropnie cyniczna jak na młodą dziewczynę.
Uniosłam brew.
– Wydaje ci się, że jestem taka młoda? Jeśli szukasz nastoletniej tipsiary, która będzie w miniówce podskakiwać na scenie, to trafiłeś pod zły adres.
– Jeśli odniosłaś takie wrażenie, to znaczy, że nie słuchałaś ze zrozumieniem. A właściwie ile masz lat?
– Czy to gra w dwadzieścia pytań?
– Na razie zadałem jedno. Nie spytałem nawet, jak się nazywasz. Dlaczego unikasz odpowiedzi?
– Ponieważ jesteś obcym facetem, który postawił mi kolację, żeby coś ode mnie uzyskać. Być może nie to, czego pragnie większość mężczyzn, ale nadal jest to coś, czego nie zamierzam ci dać. Możesz sobie mówić, co chcesz, ale oboje wiemy, że masz mnie gdzieś. Chodzi ci tylko o pieniądze, a ja nie chcę ich dla ciebie zarabiać. Zapłacisz za kolację czy zmieniłeś zdanie?
Niechętnie puścił mój łokieć.
– Zapłacę.
Poczułam ulgę, ale nie dałam tego po sobie poznać. Trzęsąc się wewnętrznie, wyszłam z boksu i zarzuciłam plecak na ramiona.
– Masz rację – odezwał się.
Zatrzymałam się i czekałam, co jeszcze powie.
– Mam gdzieś, jak się nazywasz, ile masz lat i że jesteś bezdomna. Chodzi mi tylko o twój głos, twoje piosenki i o to, jak wiele płyt uda ci się sprzedać. – Wstał, wyjął z portfela plik banknotów i położył na stole.
Była to o wiele większa suma, niż wynosił rachunek za kolację. W jego ciemnych oczach dostrzegłam chłód rozczarowania i irytacji.
– Kiedy wreszcie się ogarniesz i przestaniesz chodzić z tą nieumytą głową w chmurach, zadzwoń do mnie.
Uraził moją dumę i wprawił mnie we wściekłość.
– Ty zarozumiały dupku! Dziś rano myłam głowę!
Podszedł do mnie i spojrzał z góry na moją fryzurę tak uważnie, że miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Kiedy nasze oczy w końcu się spotkały, on nadal patrzył twardo, a ja z gniewem.
– Pewnie gdzieś w publicznej łaźni. Niech zgadnę… Na basenie?
Ze wstydu poczerwieniały mi policzki. W tej chwili po prostu go nienawidziłam. Jak mógł tak ze mnie drwić?
– Co za człowiek zawstydza bezdomną osobę? – zapytałam.
– Staram się zawstydzić kogoś, kto nie musi być bezdomny, w przeciwieństwie do tysięcy innych nieszczęśników w tym kraju, którzy nie mają wyboru. Wydaje ci się, że z ciebie drwię? To ty codziennie drwisz z nich!
Wzdrygnęłam się.
– Gówno prawda.
– Czyżby? Oni nie mają wyboru. Ty masz.
– Nie mam.
– Przed chwilą dałem ci wybór. – Wcisnął mi w dłoń wizytówkę. – Zrobisz z nim, co zechcesz.
Zostawił mnie półprzytomną przy stoliku i wyszedł z TGI Fridays. Nogi miałam jak z waty, w głowie