Z dala od świateł. Samantha Young

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Z dala od Å›wiateÅ‚ - Samantha Young страница 10

Автор:
Серия:
Издательство:
Z dala od świateł - Samantha  Young

Скачать книгу

nie chodziło o wagę – chociaż nie byłam tego całkiem pewna – to może zawiniło niedożywienie? Może to anemia? Albo zbyt dużo chodzenia? Nie wiedziałam.

      Wiedziałam tylko tyle, że jeśli nie dostaję okresu, to dzieje się coś złego.

      Niespodziewanie, zanim zdołałam się opanować, zaszlochałam głośno i spazmatycznie. Chwyciłam swoje rzeczy i poszukałam schronienia w kabinie przebieralni. Zasłoniłam dłonią usta, żeby zagłuszyć własny głos.

      Nagle przed oczami stanęli mi Mandy i Ham, oboje wychudzeni, zapuszczeni, wyraźnie niedbający o siebie. Myślałam, że jestem lepsza od nich, że bezdomność nie ma wpływu na stan mojego zdrowia.

      Najwyraźniej było inaczej.

      Dlaczego wyrządzałam sobie taką krzywdę?

      Powinnam z tym skończyć.

      Ale jak?

      Nie mogłam wrócić. Nie mogłam, nie mogłam, po prostu nie mogłam…

      Musiał być jakiś sposób, żeby prowadzić taki tryb życia, ale bez szkody dla siebie. Bo czyż to nie było to, czego pragnęłam? Chciałam przecież martwić się o najprostsze, najbardziej przyziemne sprawy, związane z przetrwaniem.

      Na tę myśl roześmiałam się gorzko. O’Dea się nie mylił. Chodziłam z głową w chmurach. Nie byłam zdolna do trzeźwego myślenia. I okazało się, że w rzeczywistości bezdomność jest przerażająca, kiedy zdrowie zaczyna się psuć.

      Cholera.

      Zabrało mi to dłuższą chwilę, ale w końcu doszłam do siebie i zebrałam swoje rzeczy, starając się nie zwracać uwagi na to, jak krucho wyglądają moje nadgarstki. Wszystkie kostki były teraz bardziej widoczne. Kiedy wsunęłam dłoń do kieszeni płaszcza przeciwdeszczowego, żeby się upewnić, że drobne, które tam włożyłam, nigdzie nie wypadły, pod palcami wyczułam jakiś sztywny kartonik. Wyjęłam go nieco zdziwiona.

      Killian O’Dea

      dyrektor artystyczny

      Skyscraper Records

      100 Stobcross Road

      Glasgow

      07878568562

      Służbowa wizytówka zdawała się patrzeć na mnie gniewnie, jak to robił jej właściciel.

      – Oni nie mają wyboru. Ty masz.

      – Nie mam.

      – Przed chwilą dałem ci wybór.

      Zrobiłam drżący wydech i zamiast zgnieść i wyrzucić wizytówkę, rozpięłam bluzę, rozsunęłam suwak wewnętrznej kieszeni i wsunęłam kartonik w to bezpieczne miejsce.

      Nawet nie chciałam analizować, dlaczego tak postąpiłam.

      Tego dnia pogoda mnie zaskoczyła. Jak to możliwe, że noc była taka chłodna, a dzień wstał piękny, ciepły i rozświetlony wrześniowym słońcem – nie wiedziałam. Miałam tylko nadzieję, że ciepło wniknie w ziemię i najbliższej nocy już tak nie zmarznę.

      Nie pozwoliłam, żeby troska o zdrowie wpłynęła na jakość mojego występu na Buchanan Street. Ponieważ był to dzień powszedni, byłam jedyną artystką w okolicy. Pogoda, piękna jak na tę porę roku, sprawiła, że ci, którzy nie pracowali, wylegli na ulice, a pracujący szukali słońca podczas przerwy na lunch. Chcąc złagodzić ich tęsknotę za latem, zaśpiewałam własną energiczną interpretację Rockaway Beach The Ramones. Wyraźnie przypadła ludziom do gustu i szybko przybyło monet w futerale na gitarę. Po The Ramones zaśpiewałam Summertime Elli Fitzgerald, a potem wszystkie piosenki związane z latem, jakie tylko sobie przypomniałam.

      Zarobiłam więcej kasy niż w przeciętną sobotę.

      Wykonywałam piosenkę za piosenką, ale nie mogłam nie zauważyć dwóch chłopaków, którzy nie ruszali się z miejsca. Ludzie przystawali wokół mnie, a potem odchodzili, ale ci dwaj tkwili w zmieniającej się grupce słuchaczy. Było w nich coś, co przyprawiało mnie o ciarki. Wydawali się jacyś nieobecni, jakby nie stali tam po to, żeby słuchać mojego śpiewania. Nie potrafiłam tego rozszyfrować, ale Ham kiedyś mnie ostrzegł, żebym po szczególnie udanym dniu miała oczy dookoła głowy. Wystarczyło zerknąć do futerału, żeby zobaczyć, ile pieniędzy udało mi się zebrać.

      Po Cruel Summer zrobiłam sobie przerwę. Przede wszystkim schowałam banknoty i monety. Dno futerału można było otworzyć i ukryć pieniądze. Zatrzasnęłam je z powrotem i w ten sposób usunęłam gotówkę poza zasięg wzroku gapiów. Nie oddalając się, przewiesiłam gitarę przez ramię i pociągnęłam bardzo mi potrzebny łyk wody.

      Poczułam, że się zbliżają, zanim jeszcze ich stopy pojawiły się na fragmencie chodnika, który widziałam spod ronda kapelusza. Zdenerwowana podniosłam głowę i zobaczyłam przed sobą dwóch młodych chłopaków. Obaj mieli na sobie spodnie dresowe, T-shirty i czapki bejsbolowe z daszkami zasłaniającymi twarze.

      Złe przeczucie zjeżyło mi włoski na karku.

      – To jest taylor? – zapytał wyższy i ruchem głowy wskazał gitarę.

      Jego pytanie mnie zaskoczyło.

      – Znasz się na gitarach? – zapytałam.

      – Ojciec się nimi interesuje. Twoja nieźle wygląda.

      Poczułam szybko rosnące napięcie. Gitara była bardzo droga.

      – Dzięki. – Odwróciłam się, dając do zrozumienia, że chcę, by odeszli.

      – To chyba typ o nazwie Dreadnought?

      Miałam Presentation. Nie chciałam jednak, żeby się tego dowiedział, więc skłamałam.

      – Rzeczywiście znasz się na rzeczy.

      – Ojciec marzy o Cocobolo, ale stać go tylko na model Harley Benton. Ciągle powtarza, że kiedyś kupi sobie Cocobolo. Tylko nie gra tak dobrze jak ty.

      – Nie mów mu tego – prychnął jego towarzysz.

      Roześmiali się chórem, a ja zaczęłam się zastanawiać, czy nie jestem przesadnie podejrzliwa.

      – Cocobolo to fajna gitara – stwierdziłam, patrząc na nich.

      – No – potwierdził, wpatrując się w mojego taylora. Nagle kolega szturchnął go łokciem, a on wzruszył ramionami. – Dobra. Musimy już iść. Chcieliśmy ci tylko powiedzieć, że jesteś dobra.

      – To miłe, dzięki.

      Pomachali mi na pożegnanie i wolno odeszli. Gdy zniknęli w tłumie, spodziewałam się, że wraz z ich odejściem opuści mnie napięcie, ale w tym spotkaniu było coś niepokojącego. Ten, który mówił najwięcej, szacował mnie wzrokiem w dość niepokojący sposób.

      Instynkt

Скачать книгу