Z dala od świateł. Samantha Young
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Z dala od Å›wiateÅ‚ - Samantha Young страница 14
– Przepraszam – usłyszałam nagle.
– Za co? – wymamrotałam.
– Za to, że wcześniej nie przemówiłem ci do rozumu i nie zabrałem cię z ulicy. Gdybym był bardziej stanowczy, nic złego by ci się nie przydarzyło.
– Inni też mnie ostrzegali. – Ziewnęłam. – Mówili mi, że coś takiego może się stać. Ale wydawało mi się, że jestem na to za mądra. Myślałam, że jestem od nich cwańsza.
– A teraz?
– Sama nie wiem. Nie mam pojęcia, co zrobię. Czy mogę najpierw się wyspać?
Milczał przez chwilę.
– Dobrze, Skylar. Wyśpij się.
Zanim usnęłam, zdążyłam jeszcze pomyśleć, jakie to dziwne i przerażające znów być Skylar.
7
Ból.
To było pierwsze, co poczułam. Straszny, pulsujący ból, promieniujący z lewego nadgarstka. Wsączał się w moją podświadomość, wybudzając mnie ze snu. Postanowiłam otworzyć oczy, ale ku swojemu przerażeniu poczułam, że lewa powieka nie chce się unieść.
Kiedy odzyskałam ostrość widzenia i rozejrzałam się po dużym białym pokoju, ogarnęło mnie jeszcze większe przerażenie. Chciałam usiąść na łóżku, ale kiedy wsparłam się na lewej dłoni, aż krzyknęłam z bólu. Zobaczyłam gips na nadgarstku i wszystko do mnie wróciło.
Wczoraj w nocy zostałam napadnięta.
To nie był zły sen.
Przypomniał mi się Johnny przygniatający mnie do ziemi, jego ślina na mojej twarzy, i serce aż ścisnęło mi się ze strachu. Potrząsnęłam głową, starając się odpędzić od siebie te wspomnienia, i powtarzałam sobie, że jestem już bezpieczna.
Czułam bolesne pulsowanie w skroni, zapewne od podbitego oka. Kiedy rozejrzałam się wokół, poczułam, że głowę mam ciężką jak kamień. Znajdowałam się w sypialni. Ściany były białe, na podłodze leżał miękki szary dywan. Okna przesłoniono szarymi zasłonami, pościel na łóżku również była szara. Jedynym kolorowym elementem w tym pokoju była piękna, nieco abstrakcyjna grafika, przedstawiająca twarz ładnej dziewczyny. Linie i wzory otaczające jej wizerunek artysta wykonał w odcieniach jaskrawego różu i turkusu.
Pamiętałam, że O’Dea zabrał mnie do szpitala. Pamiętałam nawet, że potem jechaliśmy jego samochodem. Ale to było wszystko.
Gdzie, do cholery, się znalazłam?
Całe ciało miałam obolałe, jakby potrącił mnie samochód. Usiadłam na skraju łóżka i z ulgą zobaczyłam, że nadal mam na sobie dżinsy i T-shirt. Nie zniosłabym myśli, że O’Dea mnie rozebrał i położył do łóżka.
Wstałam, ale natychmiast zakręciło mi się w głowie tak mocno, że znów usiadłam. Minęła dłuższa chwila, zanim poczułam się lepiej. Kiedy świat przestał wirować, znów wstałam i wolno poszłam do drzwi. Wyszłam z sypialni i zobaczyłam mały, ale doskonale rozplanowany salon z kuchnią na otwartej przestrzeni. Kuchnia była nowoczesna z tradycyjnymi elementami – niebieskoszare fronty szafek, grube dębowe blaty i połyskliwe, cytrynowożółte kafle na ścianach. Stała tam duża kuchenka z wymyślnym okapem. Na środku umieszczono wyspę, otoczoną cytrynowożółtymi stołkami, nad którą wisiały piękne lampy o miedzianych kloszach.
W rogu salonu stały jasnoszara narożna kanapa i cytrynowożółty tapicerowany fotel, a na ścianie zamontowano telewizor.
Obok fotela zobaczyłam przeszklone drzwi wiodące na balkon. Natychmiast je otworzyłam, wyszłam boso na zewnątrz i poczułam zimny wiatr we włosach.
Z balkonu rozciągał się widok na rzekę Clyde. Poznałam ją, ponieważ często wzdłuż niej spacerowałam. Na drugim brzegu stał wielki rdzawoczerwony budynek kryty blachą falistą, który wyglądał na magazyn. Po obu jego stronach dostrzegłam inne budynki przemysłowe. Na lewo od nich stało coś, co wyglądało na apartamentowce, a nieopodal wznosił się kościół.
Wróciłam do ciepłego wnętrza, zamknęłam za sobą drzwi i rozejrzałam się po pięknym, choć niewielkim mieszkaniu. Gdzie, do cholery, trafiłam?
Jak na zawołanie drzwi w głębi korytarza się otworzyły i usłyszałam zbliżające się kroki. Serce zaczęło mi bić jak szalone.
Z drżeniem wypuściłam z płuc powietrze, nie wiedząc, czy się cieszę, czy wręcz przeciwnie, kiedy zjawił się O’Dea. Na mój widok zatrzymał się jak wryty i przez chwilę chłonął mnie wzrokiem.
– Jak się czujesz? – zapytał, kiedy już zakończył inspekcję.
– Jakbym rozegrała walkę bokserską z odrażającym szkockim typkiem.
– Włożyłem twoje tabletki przeciwbólowe do szafki. – Ruszył do kuchni i dopiero wtedy zauważyłam, że niesie torbę z zakupami.
– A więc… czy istnieje szansa, że się dowiem, gdzie jestem, czy wolisz cieszyć się moją konsternacją? – Zrobiłam krok ku niemu.
Nie wiem, co usłyszał w moim głosie, ale zatrzymał się gwałtownie. Spojrzał na mnie ze zmarszczonym czołem.
– Nie pamiętasz, jak się tu znalazłaś?
Potrząsnęłam głową.
Jeszcze mocniej zmarszczył czoło.
– Wyjaśniłem ci to wczoraj, ale pewnie byłaś już półprzytomna. To mieszkanie – szerokim gestem wskazał na pokój – należy do wytwórni. Mamy w tym budynku kilka lokali, żeby nasi artyści mieli gdzie nocować podczas pobytów w Glasgow. Siedziba firmy mieści się jakieś dwadzieścia minut stąd, spacerem wzdłuż rzeki.
Z jakiegoś dziwacznego powodu poczułam ulgę, że nie jest to jego prywatne mieszkanie. Wystarczyło, że właściwie szantażem zmusił mnie do przyjęcia pomocy. Nie chciałam jego litości. Dał mi jasno do zrozumienia, że chodzi mu tylko o interesy, i wolałam, żeby tak zostało.
– Konsternacja. – Najwyraźniej zrobiło to na nim wrażenie. – Imponujące słowo. Cieszę się, że została ci jeszcze resztka lotności umysłu.
– Resztka?
– Jesteś multimilionerką, a od kilku miesięcy żyjesz na ulicy. To nie świadczy o przesadnej lotności umysłu. Zjedz coś, zanim weźmiesz tabletki przeciwbólowe – powiedział, widząc, że sięgnęłam do szafki i wyjęłam z niej białą torebkę, w której spodziewałam się znaleźć swoje leki. Zaczął wykładać z przyniesionej torby produkty spożywcze, między innymi mleko i jajka. – Masz ochotę na omlet?
Mogłam go zabić albo coś zjeść. Trudny wybór.
Od dawna nie jadłam omletu, a morderstwo to brudna robota.