Z dala od świateł. Samantha Young
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Z dala od Å›wiateÅ‚ - Samantha Young страница 13
– A… ale jak to?
– Muzyką zajmuję się zawodowo. Znam się na niej. Kiedyś moja firma poszukiwała grupy w stylu Telluriana. – Mówił o moim zespole. – Popularnego wśród milionów nastolatków dzięki mediom społecznościowym, odnoszącego komercyjny sukces, ale bardziej wartościowego niż większość innych zespołów pop-rockowych dla dzieciaków. Takiego, który przyniósłby nam górę forsy.
– Bardziej wartościowego niż większość innych? – Mimo sytuacji, w jakiej się znalazłam, zachowałam resztki dumy, którą można było urazić.
A ten facet miał do tego wyjątkowy talent.
– Ty. Ty byłaś najbardziej wartościowym elementem. Masz czterooktawowy głos. Magazyn „Rolling Stone” wymienił cię kiedyś wśród dziesięciorga najlepszych wokalistów dwudziestego pierwszego wieku. Zauważ, że ani razu nie umieścili twojego zespołu na listach najlepszych grup. W repertuarze było zbyt wiele gniewnych, smętnych piosenek o szczeniackiej miłości, żeby zespół zdobył sobie prawdziwy szacunek. Ale ty miałaś i masz poważanie. Czy raczej twój talent. – Omiótł mnie wzrokiem. – Na dodatek przemysł muzyczny nie ma pojęcia o tym, że potrafisz pisać utwory.
– Przecież stworzyłam niemal wszystkie piosenki dla Telluriana – zaprotestowałam.
– Owszem, ale to nic w porównaniu z tym, co ostatnio śpiewałaś na ulicy. Twoje nowe piosenki wywołują emocje nie tylko u młodszych nastolatków, którzy chcieliby, żeby ktoś ich wreszcie zauważył, lecz także u dojrzałych ludzi.
– Ty naprawdę lubisz kopać leżącego – odrzekłam, nie mogąc uwierzyć, że rozmawiamy o takich sprawach, kiedy bałam się, że za chwilę mogę stracić przytomność. – Proszę mnie wypuścić ze swojego wypasionego samochodu, siostro Ratched.
Zignorował mnie.
– Dlaczego nie chcesz jechać do szpitala? Boisz się, że ktoś cię odnajdzie?
– To też, a poza tym za dwa tygodnie kończy mi się wiza turystyczna.
– Masz ubezpieczenie podróżne?
– Nie. – Nawet gdybym chciała je wykupić, nie miałabym za co.
O’Dea westchnął.
– Ten nadgarstek musi obejrzeć lekarz, co do tego nie ma dyskusji. Powiem, że jesteś moją klientką, która przyjechała tu służbowo i została napadnięta przez jakichś łobuzów. Kosztami leczenia zajmiemy się później.
– Nie chcę zostać zdemaskowana. – Na samą myśl, że Micah i reszta chłopaków mogli mnie tu odnaleźć, robiło mi się jeszcze bardziej słabo.
– Powiemy im jasno, że muszą zachować bezwzględną dyskrecję. I nie chcę cię zmartwić, ale nikt powyżej trzydziestki nie ma pojęcia, kim jesteś.
– Nieprawda – burknęłam obrażonym tonem. – Mieliśmy fanów w różnym wieku.
– W większości jednak były to nastolatki. Znam dane, Skylar. Zrobiłem wywiad na twój temat.
Wzruszyłam ramionami i natychmiast się skrzywiłam, kiedy ból przeszył mi rękę aż do nadgarstka.
O’Dea to zauważył.
– Jedziemy do szpitala – oznajmił kategorycznie.
– A ja nie mam tu nic do powiedzenia? – zaprotestowałam głosem piskliwym ze strachu.
– Zdajesz sobie chyba sprawę, że masz zapuchnięte oko i policzek, rozciętą wargę oraz najprawdopodobniej złamany nadgarstek. Jakiś zasraniec, którego nie ominie zasłużona kara, niedawno próbował cię zgwałcić. Ale tobie udało się uciec. Twarda z ciebie sztuka, Skylar, więc weź się w garść i wróć do rzeczywistości. – Uniósł brew, widząc moją oburzoną minę. – Możesz być na mnie wściekła, jeśli chcesz, ale gadam z tobą, bo nie chcę dopuścić, żebyś usnęła. I na razie mi się to udaje. Jak więc będzie? Zaczniesz się zachowywać jak duża dziewczynka czy nadal będziesz tkwić w swojej ślepej uliczce?
Spojrzałam na niego gniewnie niezapuchniętym okiem.
– Niech ci będzie. Jedziemy do szpitala. Dodam cię do listy.
– Jakiej listy?
– Listy moich dolegliwości. Oko, żebra, nadgarstek i dodatkowo bolesny wrzód na dupie.
Mimo początkowej zapowiedzi O’Dea musiałam powiedzieć całą prawdę o tym, co zaszło. Po prześwietleniu nadgarstka, najróżniejszych badaniach, testach krwi i moczu w szpitalu zdecydowano, że należy zawiadomić policję. Chcąc nie chcąc, opowiedziałam dwojgu policjantom, że jestem bezdomna, śpię w namiocie na cmentarzu i że ci młodzi mężczyźni poszli tam za mną, żeby mi ukraść gitarę. Usiłowanie gwałtu przedstawiłam dokładniej niż w samochodzie i zdziwiłam się, kiedy O’Dea nagle się poderwał i trzaskając drzwiami, wybiegł z małej salki, w której odbywało się przesłuchanie.
– To normalne – stwierdziła policjantka, gdy zobaczyła moją zaskoczoną minę. – Pani chłopak będzie odczuwał inny rodzaj gniewu niż pani.
– On nie jest moim chłopakiem – sprostowałam. – Chce mnie skłonić do podpisania umowy ze swoją firmą muzyczną.
Skinęła głową i podała mi numery, pod którymi mogłam otrzymać wsparcie prawne i psychologiczne. Na koniec rozmowy policjanci zapowiedzieli, że sprawdzą, czy jeden z napastników, Johnny, nadal tam jest. Zanim podałam im szczegółowy opis obu chłopaków, lekarz wrócił z wynikami prześwietlenia mojego nadgarstka. Okazało się, że jest złamany. Założono mi gips i chociaż wiedziałam, że to powód do zmartwienia, nie miałam siły nawet się tym przejąć, tak bardzo wyczerpały mnie przejścia na cmentarzu. Wkrótce wrócił O’Dea i przyglądał się wszystkiemu z grobową miną.
Lekarz patrzył na mnie zatroskany.
– Teraz, kiedy się dowiedziałem, że sypiasz w namiocie, trochę się martwię o twój ogólny stan zdrowia. Masz lekką niedowagę i normalnie nie byłby to powód do zmartwienia, ale biorąc pod uwagę twój tryb życia, obawiam się, że możesz być niedożywiona. Kompletne wyniki badania krwi powinny przyjść w ciągu dwudziestu czterech godzin. Byłbym spokojniejszy, gdybyś została na noc w szpitalu i dostała nawadniającą kroplówkę z witaminami.
Na myśl o nocy w szpitalu wpadłam w panikę.
– Nie potrzebuję tego. Nic mi nie jest, naprawdę. Piję dużo wody.
– Czy masz dziś gdzie przenocować?
– Zadbam o to, żeby moja klientka spędziła noc w bezpiecznym miejscu – wtrącił O’Dea, a potem skłamał bez zająknienia: – Nie miałem pojęcia, że jest bezdomna.
Ponieważ nie miałam telefonu, policjanci zanotowali jego numer i zapowiedzieli, że się odezwą.
– Twoja