Nie ufaj nikomu. Kathryn Croft

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nie ufaj nikomu - Kathryn Croft страница 2

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Nie ufaj nikomu - Kathryn Croft

Скачать книгу

lat wcześniej

      Na dobre i na złe. Właśnie to ma oznaczać małżeństwo, czyż nie, Zach? Ale nie dla nas. Nie teraz, gdy odszedłeś.

      Ci nieliczni żałobnicy, którzy w ogóle się pojawili, już opuszczają cmentarz, posyłając mi blade, lecz życzliwe uśmiechy. Bez wątpienia starają się, jak mogą, żeby odepchnąć od siebie myśli na temat tego, jak i dlaczego to zrobiłeś. Bo nie można się nad tym nie zastanawiać, Zach.

      Jestem wdzięczna, że nikt nie zapytał, dlaczego nie będzie stypy. Organizowanie jej wydało mi się po prostu niewłaściwe, jeśli weźmie się pod uwagę okoliczności. Nie mogłam tego dla ciebie zrobić, chociaż serce mi się kraje.

      Freya płacze w moich ramionach; zbyt mała, mam nadzieję, by w pełni zrozumieć, że właśnie pożegnałyśmy jej ojca, że już nigdy cię nie zobaczy.

      – Już dobrze – uspokajam ją. – Wracamy do domu. Wszystko będzie dobrze, obiecuję.

      – Tata… – protestuje, zanosząc się płaczem.

      Słone łzy kłują mnie pod powiekami, gdy sadzam ją do wózka i przypinam, ale je powstrzymuję; nie mogę pozwolić, by zobaczyła, jak mi ciężko.

      – Tata, tata, tata… – Cienki głosik Frei odbija się echem na cmentarzu, a każde jej słowo miażdży mnie swym ciężarem.

      Przyspieszam kroku, by oddalić się od kościoła, i wychodzę na ulicę w nadziei, że pęd wózka odwróci jej uwagę i sprawi, że zamilknie.

      Muszę opuścić to miejsce jak najszybciej, bo to nie jest normalny pogrzeb, prawda, Zach? Całej tej sytuacji daleko do normalności.

      Nagle czyjaś dłoń chwyta mnie za ramię. Dwie kobiety stają mi na drodze. Nie zauważyłam, skąd się wzięły. Nie znam żadnej z nich.

      Mają mordercze wyrazy twarzy, a z każdego pora w ich ciele sączy się tak intensywna nienawiść, że niemal mogłabym jej dotknąć.

      – Ten człowiek nie zasłużył na pogrzeb – syczy kobieta, która mnie przytrzymuje.

      Jej ślina ląduje mi na policzku, ale jestem zbyt zszokowana, żeby ją zetrzeć.

      W końcu się wyrywam.

      – Zostawcie mnie w spokoju!

      – Wiedziałaś o tym? – krzyczy druga. – Wiedziałaś, co on wyprawiał? To obrzydliwe. Podłe. A ty jesteś tak samo winna jak on, skoro byłaś jego żoną.

      Nie ma sensu odpowiadać na ich zarzuty, próbować tłumaczyć, że nie miałam o niczym pojęcia. Kilka ostatnich tygodni nauczyło mnie, że tacy ludzie nie chcą słuchać – chcą tylko wyładować na kimś swój gniew.

      Skręcam wózkiem, by je wyminąć, ale blokują drogę. Serce wali mi w piersi jak oszalałe. Kolejne, czego się nauczyłam, to że tacy ludzie nie boją się wyrządzić komuś krzywdy; w ich oczach jest to usprawiedliwione działanie.

      Jedna z kobiet wskazuje na Freyę, która przygląda się całemu zdarzeniu szeroko otwartymi oczami.

      – A to jest jego córka. Biedne dziecko! Kiedy jej powiesz, że jej ojciec był potworem?

      – Potworem – powtarza po niej Freya i to wtedy taranuję kobiety wózkiem, po czym uciekam przed nimi tak szybko, jak potrafię.

      – Jesteś taka sama jak on! – krzyczy za mną któraś z nich. – Powinnaś była wiedzieć, co on wyprawia. Co za żona nie wie, co robi jej mąż? Mam nadzieję, że będziesz się smażyć w piekle!

      Ale skąd mogłam wiedzieć, Zach? Jak miałam przewidzieć, do czego jesteś zdolny?

      Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym

      20% rabatu na kolejne zakupy na litres.pl z kodem RABAT20

       1

      Teraz

      Mia

      Ktoś mnie obserwuje, jestem tego pewna. Podczas gdy Freya biegnie, żeby pobawić się na huśtawce, ja rozglądam się po parku, ale nie widzę nikogo, kto zachowywałby się podejrzanie, tylko inne matki z dziećmi, kilkoro spacerowiczów z psami oraz parę staruszków przycupniętych na ławce. Ci ostatni spoglądają na wszystkich z łagodnym uśmiechem. Być może wspominają czasy, gdy sami mieli małe dzieci. Słońce świeci jasno, kąpiąc nas w swym cieple; cała ta scenka to kwintesencja beztroski. Nic okropnego nie może się wydarzyć w taki dzień jak ten, prawda? I nie ma tu nikogo, kto zwracałby na mnie uwagę.

      – Mamo! – krzyczy Freya. – Patrz na mnie, patrz na mnie!

      Łatwo się zatracić w obserwowaniu Frei; mimo okoliczności, w jakich pojawiła się na tym świecie, przemieniła się w piękną, pełną życia siedmiolatkę i mogę być tylko wdzięczna, że była wtedy za mała, by cokolwiek zrozumieć, za mała, żeby nawet pamiętać ojca. Teraz wzbija się w powietrze na huśtawce, wymachując nogami, aby nabrać rozpędu. Jej radosny uśmiech wywołuje podobny na mojej twarzy, ale wciąż nie potrafię pozbyć się uczucia, że ktoś mi się przygląda.

      Podskakuję, gdy czyjaś dłoń dotyka mojego ramienia.

      – Przepraszam, Mio, nie chciałem cię przestraszyć.

      Jakimś cudem żadna z nas nie zauważyła nadejścia Willa, mojego partnera.

      – Nie rób tak więcej! Myślałam… nieważne. Po prostu tak nie rób, proszę.

      Will unosi ręce w obronnym geście.

      – Okej, przepraszam. Naprawdę nie chciałem…

      – Wiem, wiem. Jestem po prostu odrobinę nerwowa, to wszystko.

      On marszczy brwi i domyślam się, co robi. Analizuje w myślach daty, zastanawiając się, czy dziś wypada jakaś rocznica. Urodziny Zacha? Dzień naszego ślubu? A może pierwszego spotkania? Ale to żaden z tych dni, a ja nie potrafię wyjaśnić, dlaczego czuję się podminowana.

      – Dlaczego? – pyta. – Mogę ci jakoś pomóc?

      Oto cały Will. Gotów naprawić wszystko, jeśli tylko zdoła.

      Kręcę głową, choć wiem, że w ten sposób go rozczaruję.

      – Nie, to nic takiego. Po prostu umówiłam za dużo wizyt w tym miesiącu. Trudno upchnąć wszystkich pacjentów w trzydniowym grafiku. – Żałuję swoich słów chwilę po tym, jak je wypowiedziałam.

      Will i tak już uważa, że wzięłam na siebie za dużo, gdy kilka miesięcy temu otworzyłam własną praktykę, ale ja muszę pomagać ludziom. To jedyne, co naprawdę chcę robić.

      Dziś środa, a ponieważ są wakacje, nie przyjmuję pacjentów przed południem,

Скачать книгу