Nie ufaj nikomu. Kathryn Croft

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nie ufaj nikomu - Kathryn Croft страница 3

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Nie ufaj nikomu - Kathryn Croft

Скачать книгу

nad moją córką nie należy do obowiązków Willa; nie jesteśmy po ślubie i – mimo jego licznych próśb – nawet nie mieszkamy razem, więc mam wobec niego ogromny dług wdzięczności, że robi tak dużo dla Frei. Kiedyś wreszcie będę gotowa na następny etap w naszym związku, ale Will rozumie, że nie mogę kimś tak po prostu zastąpić Zacha.

      – Czy możesz jakoś…

      – Nie mogę przestać przyjmować pacjentów, którzy mnie potrzebują, Will. Mogę jednak obiecać, że na razie nie wezmę nikogo nowego.

      Kiwa głową.

      – To dobry pomysł. Ale nie brakuje ci pieniędzy, prawda? Bo gdybyś kiedykolwiek czegoś potrzebowała, wystarczy, że powiesz.

      Zach nie miał ubezpieczenia na życie, ale finansowo radzę sobie nieźle. Pracuję ciężko, żeby zapewnić Frei wszystko, czego potrzebuje – chociaż jej nie rozpuszczam – i nigdy nie doprowadzę do tego, by stać się zależna od kogokolwiek.

      Ujmuję rękę Willa i zachęcam go, żeby usiadł przy mnie na ławce, tymczasem Freya piszczy z zachwytu i puszcza jeden z łańcuchów huśtawki, żeby mu pomachać. Gestem pokazuję, żeby trzymała się obiema dłońmi.

      – Dziękuję ci. To wiele dla mnie znaczy, ale dam sobie radę.

      Will odmachuje Frei.

      – To chyba oznacza, że nadal nie bierzesz pod uwagę możliwości, że się do ciebie wprowadzę? A może moglibyśmy kupić coś nowego razem? Wiem, że uwielbiasz Ealing, więc z radością zamieszkałbym w tej okolicy. Właśnie zleciłem wycenę swojego mieszkania i mogę dostać za nie niezłą sumkę. Najwyraźniej po tym całym zamieszaniu na rynku nieruchomości to dobry moment na sprzedaż.

      Myślę o mieszkaniu Willa – w nowym budownictwie w Chiswick – i nie mam wątpliwości, że dostałby za nie dobrą cenę, ale zamieszkanie razem to nie jest decyzja, którą mogę podjąć, kierując się logiką. To serce musi mi powiedzieć, że nadeszła odpowiednia pora.

      Ściskam jego dłoń w nadziei, że zrozumie, jak się czuję, choćby częściowo.

      – Tak mi przykro, Will, ale nie jestem jeszcze gotowa. Nie mówię, że nie stanie się to nigdy, ale po prostu jeszcze nie teraz. Muszę się skupić na mojej praktyce i, cóż, Freya jest teraz taka szczęśliwa. Przez ostatnie pięć lat mieszkałyśmy same, więc… – Tyle że Freya uwielbia Willa, a on był dla niej jak ojciec przez ostatnie dwa lata, więc nie powinnam używać tego argumentu. Poprawiam się: – Ale wiem, że byłaby zachwycona, gdybyś się wprowadził…

      Will wzdycha i przez chwilę milczy.

      – W porządku. Wiem, że ty również musisz być gotowa. – Odwraca się i przenosi wzrok na Freyę, niezdolny, by spojrzeć mi w oczy, bo po raz kolejny go odrzuciłam. Najlepszego człowieka, jakiego mogłabym spotkać.

      Ale czy tak samo nie myślałam o Zachu? Ufałam mu bezgranicznie, a on tak bardzo mnie zawiódł. Nie pozwolę jednak, żeby to wpłynęło na moje uczucia do Willa. Muszę być wobec niego sprawiedliwa: to nie jest Zach.

      Nieświadomy myśli kłębiących się w mojej głowie, Will zwraca się do mnie:

      – Hej, czy ty przypadkiem nie masz za chwilę pacjentki? Lepiej się zbieraj.

      Sięgam po telefon, żeby sprawdzić godzinę. Byłam tak pochłonięta rozmyślaniami, zamknięta w swojej klaustrofobicznej bańce, podczas gdy Freya się bawiła, że nie zdawałam sobie sprawy z upływu czasu. Nowa pacjentka, kobieta, której jeszcze nie znam, ma przyjść o czternastej.

      – Całe szczęście, że mieszkasz po drugiej stronie ulicy! – woła Will.

      Wiem, co robi: próbuje rozładować napięcie żartami, żebym nie przyjmowała pacjentki obarczona poczuciem winy.

      – Zabiorę Freyę do kina – sugeruje. – Grają chyba Piękną i bestię.

      Znając Willa, już to sprawdził, wybrał seans i wyliczył, o której będą musieli wyjść z parku, żeby dotrzeć do kina na czas i nie przegapić początku filmu.

      – Bardzo ci dziękuję – mówię szeptem.

      Czuję dławienie w gardle na myśl o jego troskliwości.

      Wychodzę z parku i zerkam w stronę domu. Domu, na który Zach i ja oszczędzaliśmy tyle lat temu, w nadziei na lepszą przyszłość dla naszej małej rodziny.

      Zanim przejdę przez ulicę, odwracam się i widzę, jak Freya zarzuca Willowi ramiona na szyję. On ją podnosi, a ona piszczy z radości. Para staruszków siedzących na ławce kiwa głowami i się uśmiecha. Pewnie myślą, że Will jest ojcem Frei. Czasami naprawdę chciałabym, żeby nim był.

      ***

      Po wejściu do domu zmierzam prosto do gabinetu, żeby poczekać na pacjentkę. Mam szczęście, że mogę tu pracować i nie muszę wynajmować biura, a mój gabinet znajduje się tuż przy drzwiach wejściowych. To przestrzeń oddzielona od reszty domu. Ustalenie wyraźnego podziału między pracą a życiem prywatnym z Freyą było dla mnie bardzo ważne i na razie dobrze się to sprawdza. Toaleta na dole znajduje się tuż koło gabinetu, więc jestem pewna, że klienci nie będą oglądać reszty pomieszczeń. Gdy wybieraliśmy z Zachem to miejsce, nie myślałam, że będę tu pracować ani że jego kiedykolwiek przy nas zabraknie.

      Teraz, kiedy tylko znajdę się w gabinecie, natychmiast skupiam się na pracy, odsuwając inne myśli na bok. Nabrałam wprawy, chociaż Zach pewnie powiedziałby, że zawsze byłam w tym dobra. Muszę poświęcić sto procent uwagi kobiecie, która ma się tu zjawić lada chwila. Sprawdzam kalendarz, żeby przypomnieć sobie jej nazwisko.

      Alison Cummings. Zadzwoniła dwa dni temu i powiedziała, że po doświadczeniu przemocy w związku chyba potrzebuje pomocy terapeuty. Nie podała więcej informacji. Nie mam pojęcia, ile ma lat, czy ma dzieci, ale jestem pewna, że dowiem się tego w swoim czasie.

      Spóźnia się. Niezbyt dobry początek. Minuty mijają i już mam się poddać – to nic nadzwyczajnego, że ludzie w ostatniej chwili zmieniają zdanie na myśl o obnażeniu duszy przed obcą osobą – gdy rozbrzmiewa dzwonek do drzwi. Wstaję, wygładzam dżinsy i idę otworzyć. Nie ubieram się formalnie na czas sesji; odkryłam, że swobodny strój działa na ludzi uspokajająco. Patrzą na mnie jak na kogoś takiego jak oni, kogoś, przed kim mogą się otworzyć.

      Pierwsze, co zauważam, to że pacjentka jest młoda. Wygląda na jakieś dwadzieścia lat, chociaż gdy przyglądam się jej uważniej, zdaję sobie sprawę, że zmyliła mnie jej drobna budowa ciała. Sama mam tylko sto sześćdziesiąt pięć centymetrów wzrostu, ale jestem od niej sporo wyższa. Mimo upału jest ubrana na czarno. Nie potrafię stwierdzić, czy ma na sobie legginsy, czy dżinsy, ale ciasno przylegają do jej patykowatych nóg, jeszcze bardziej podkreślając chudość sylwetki.

      – Mia Hamilton? – pyta cicho, niepewnie.

      Wyciągam do niej rękę na przywitanie.

      – Ty musisz być Alison. Miło cię poznać, wejdź.

      Jej

Скачать книгу