Córeczka. Kathryn Croft
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Córeczka - Kathryn Croft страница 16
– O wiele za krótką sukienkę. Powiedziałam jej to, ale ona ma dwadzieścia lat. Podejmuje własne decyzje. Miałam kazać jej się przebrać? Ja już nie mogę jej kontrolować. Mogę tylko doradzać! – Tamsin unosi głowę, w oczach znów ma łzy. – To była jedna z tych sukienek typu kamizelka, bez rękawów. Zielona, błyszcząca. Zgrabna, jeśli dziewczyna ma dobrą figurę, a Charlotte ma.
Oczyma duszy widzę jej córkę. Rude loki, wielkie zielone oczy. Ładna. Przyglądam się jej matce i dopiero teraz widzę, że kiedy była w wieku Charlotte, musiała być przepiękna. Nawet rozpacz nie zdołała zatrzeć śladów ogromnej urody.
– Powiedziała, że zmieniła zdanie i spotka się z przyjaciółmi w pubie – ciągnie Tamsin. – A ja jestem… jestem złą matką. Nawet nie spytałam, z którymi przyjaciółmi ani w którym pubie.
Wybucha szlochem, a ja przysiadam się do niej i mocno ją obejmuję. Wiem, że właściwie się nie znamy, ale nasze przeżycia przerzuciły między nami pomost.
– Mogę cię o coś zapytać? – prosi Tamsin, kiedy w końcu przestaje płakać.
Wyciągam rękę po kubek.
– Jasne. O cokolwiek zechcesz.
– Jak ty z tym żyjesz? Jak dajesz radę przetrwać z dnia na dzień?
Nie miałam zamiaru rozmawiać o Helenie, ale w twarzy Tamsin widzę desperację. Chcę, żeby wiedziała, że nie jest sama.
– Z początku myślałam, że nie dam rady. Ale to było już ponad osiemnaście lat temu. Teraz ból po prostu we mnie tkwi, tak bym to ujęła. Cokolwiek robię. Jak nieodłączny towarzysz. Jest częścią mojego życia, częścią mnie. Ale to nie oznacza, że twoja historia potoczy się tak samo, Tamsin. Nie jest wcale wykluczone, że Charlotte się odnajdzie, musisz w to wierzyć.
Kiwa głową, łapie mnie za rękę i mocno ściska.
– Dziękuję ci. Spróbuję.
Rozmawiamy jeszcze przez ponad godzinę i ustalamy, że jutro po południu zrobię z nią wywiad. To znaczy, że będę musiała pracować przez całą noc, żeby wszystko należycie przygotować, ale sprawa Charlotte stała się dla mnie bardzo ważna. W pewnym sensie ten temat należy do mnie, tak jak ból, który czuje Tamsin Bray, jest także moim bólem.
***
Wracam do biura tuż przed piątą, więc mam już niewiele czasu, niedługo muszę być w domu, bo przyjdzie Grace.
– Fajnie, że już jesteś, Simone – wita mnie Abbot, który siedzi za swoim biurkiem w tej samej pozycji co rano, jak gdyby przez cały ten czas w ogóle się nie ruszył. Odwraca się do mnie. – Jak poszło? Tamsin Bray zgodziła się udzielić wywiadu?
– Tak, jutro, już wszystko umówione. Muszę tylko napisać raport przygotowawczy dla Hayley. To ona będzie go prowadzić, tak powiedział Mark.
Odpalam mój komputer i wpisuję hasło, które Abbot z pewnością widzi, bo zupełnie się z tym nie kryję.
– Świetnie. Dobrze, że ci się udało. W co zresztą nie wątpiłem. Mało kto potrafi ci odmówić.
Niby tak, udało się, ale za jaką cenę! Aby zdobyć zaufanie Tamsin, musiałam obnażyć przed nią duszę, a przecież była dla mnie właściwie obcą osobą.
– Niewiele w tym mojej zasługi. A poza tym kto to mówi? W tym gronie to ty jesteś czaruś.
To prawda. Abbot jakoś zawsze dostaje to, czego pragnie.
Parskamy śmiechem. Abbot przestaje się śmiać i pyta:
– Poszłabyś po pracy na drinka? Tak dla odprężenia. Żeby mi wynagrodzić, że rano mnie puściłaś kantem. Potąd mam tej awantury z bankierem. Łajdak już mi się śni po nocach!
Przed oczami staje mi Grace. Zerkam na zegarek.
– Strasznie cię przepraszam, ale mam plany na ten wieczór. Może jutro albo jakoś wkrótce.
– Jasne – mówi i odwraca się z powrotem do swojego monitora. – Ech, jednak nie aż taki ze mnie czaruś, jak bym chciał.
– To tylko na mnie twój czar nie działa. – Uśmiecham się.
O piątej trzydzieści jestem już gotowa do wyjścia. Wieczorne spotkanie z Grace nie pozostawi mi wiele czasu na przygotowanie jutrzejszego wywiadu, ale popracuję trochę w domu, a jutro rano przyjdę do pracy wcześniej i wszystko nadrobię.
Kwadrans po szóstej jestem już przed drzwiami, zadowolona, że mam jeszcze chwilę, żeby uporządkować myśli. Grace ciągle nie przysłała esemesa ze swoim nowym numerem. Może po prostu nie udało jej się go załatwić.
Przenoszę laptop do kuchni i czekam na Grace. Wciąż się do mnie nie odezwała, więc nie wiem, czego się spodziewać. Zdaję sobie sprawę, że bardzo chcę ją zobaczyć. Chcę się dowiedzieć, jak jej minął dzień na uczelni i jak poszła wizyta u matki.
Może sama siebie oszukuję, ale to takie kuszące – wyobrażać sobie, że to jednak jest Helena. Przez całe lata nie pozwalałam sobie nawet pomyśleć, że może… może… jeszcze zobaczę moją córkę. Teraz ta myśl jest dziwna, jednocześnie przyjemna i przerażająca.
Przypominam sobie, że przez cały dzień nie odezwałam się do Matta, i dzwonię do niego na komórkę, chociaż wątpię, czy będzie mógł odebrać. A jednak odpowiada. Pierwsze pytanie, jakie wyrywa się z moich ust, to czy już przyszły wyniki testu.
– Nie, jeszcze nie. Ale robią to dla mnie na cito. Zadzwonię do ciebie, gdy tylko czegoś się dowiem. Na wszelki wypadek zostanę tu jeszcze chwilę. A gdzie ona teraz jest?
– Lada chwila powinna przyjść. – Wystawiam głowę na korytarz w nadziei, że przez matowe szkło w drzwiach frontowych widać już zarys jej sylwetki, ale nie, nikogo tam nie ma.
– Czy to jest dobry pomysł? – pyta Matt z westchnieniem. – Czy nie byłoby lepiej, żebyśmy poczekali z tym spotkaniem do przyjścia wyników?
Nabieram tchu, żeby protestować i bronić mojej decyzji, ale przypominam sobie, że Matt przecież nie wie wszystkiego. Nie wie, jak bardzo ta dziewczyna potrzebuje pomocy. Oprócz Bóg wie czego, co zaszło między nią a Lucasem, w mieszkaniu był jeszcze ten mężczyzna, który słyszał naszą rozmowę.
– Przecież niedługo je dostaniemy – mówię. – Chciałam tylko zadać jej jeszcze kilka pytań.
– Dobrze, ale nie rób sobie za wielkich nadziei.
Zapewniam go, że nie, i kończymy rozmowę.
Jest już za piętnaście siódma, a po Grace ani śladu. Może być tysiąc niewinnych powodów jej spóźnienia, ale z każdą minutą coraz bardziej się niepokoję.
Jestem tak pochłonięta myślami o Grace i Helenie, że zupełnie