Papierowa dziewczyna. Guillaume Musso

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Papierowa dziewczyna - Guillaume Musso страница 21

Papierowa dziewczyna - Guillaume Musso

Скачать книгу

      I usiedliśmy.

      Przez ponad kwadrans opowiadałem im tę niezwykłą historię, nie zatajając żadnego szczegółu, od chwili dziwnego spotkania z Billie, która zjawiła się nagle w środku nocy, aż do przesłuchania, któremu poddałem ją rano, co ostatecznie przekonało mnie, że to naprawdę ona.

      – Więc jeśli dobrze zrozumiałem, jedna z bohaterek twojej powieści opuściła jej karty, schodząc z niedokończonego zdania prosto do twego domu. Ponieważ była naga, włożyła sukienkę twojej byłej przyjaciółki, a potem zaczęła smażyć ci na śniadanie placki bananowe. Z wdzięczności zamknąłeś ją na tarasie, a kiedy słuchałeś Milesa Davisa, ona podcięła sobie żyły, brudząc wszystko krwią, a potem skleiła je klejem do porcelany. Następnie wypaliliście fajkę pokoju i zaczęliście grę w szczerość, wyzywając się wzajemnie od zboczeńców i dziwek, po czym ona wymówiła magiczną formułę i znikła dokładnie w chwili, kiedy zadzwoniliśmy do drzwi. Tak? – podsumował Milo.

      – No tak, byłem pewien, że nie uwierzycie.

      – Ostatnie pytanie: czego napchaliście do waszej fajki pokoju?

      – Och, daj mu już spokój! – poprosiła Carole.

      Milo popatrzył na mnie z niepokojem.

      – Musisz pójść do twojego psychiatry.

      – Wykluczone, czuję się doskonale!

      – Posłuchaj, wiem, że to przeze mnie wpadliśmy w kłopoty finansowe. Wiem, że nie powinienem cię naciskać o oddanie w terminie następnej powieści, ale teraz zaczynam się naprawdę martwić. Tracisz rozum.

      – To z pewnością tylko wypalenie zawodowe – odezwała się Carole uspokajająco. – Przepracowanie. Przez ostatnie trzy lata pisałeś w nocy, a w dzień jeździłeś na spotkania z czytelnikami, podróżowałeś po całym kraju, szukając miejsc akcji dla swoich książek, potem wracałeś tam, żeby je wypromować… Nikt by nie wytrzymał takiego tempa, Tom. Rozstanie z Aurore było tylko kroplą, która przelała czarę goryczy. Potrzebujesz wypoczynku, i to wszystko.

      – Przestańcie mnie traktować jak dziecko!

      – Musisz pójść do swojej psychoterapeutki! – powtórzył Milo. – Mówiła nam, że jest jakaś terapia snem…

      – Jak to, mówiła wam? Nie powiesz mi, że bez porozumienia ze mną zadzwoniliście do doktor Schnabel.

      – Tom, uspokój się! Jesteśmy po twojej stronie, nie przeciw tobie – westchnął Milo.

      – Odczep się wreszcie! Zajmij się własnym życiem, zamiast wtrącać się w moje!

      Wreszcie go zraniłem. Milo potrząsnął głową, otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale po chwili zrezygnował. Wyjął dunhilla z otwartej paczki na stoliku i wyszedł na plażę wypalić go w samotności.

      *

      Zostałem sam z Carole. Teraz ona zapaliła, sztachnęła się i podała mi papierosa, tak jak wtedy, kiedy mieliśmy po dziesięć lat i ukrywaliśmy się, żeby zapalić, za starymi palmami MacArthur Park. Carole stwierdziła, że już nie jest na służbie, i rozpuściła włosy. Hebanowe loki opadły na błękit munduru. Spojrzenie miała jasne, odcinające się wyraźnie od bardzo ciemnych włosów, i momentami wyglądała jak mała dziewczynka. Łączyło nas coś więcej niż zwykła sympatia albo czułość. To nie była też zwykła przyjaźń. Łączyło nas coś niezniszczalnego, co rodzi się tylko w dzieciństwie i trwa całe życie „na dobre i na złe”, w praktyce częściej na złe niż na dobre.

      Jak zawsze wtedy, kiedy byliśmy sami, jak bumerang zaczęły mnie atakować wspomnienia z naszej wczesnej młodości. Te slumsy, z których tak trudno było wyjść, duchota społecznego bagna, w którym byliśmy zatopieni po szyje, te nasze rozdzierające dyskusje po szkole, na ogrodzonym siatką boisku do kosza…

      Znów wróciło do mnie nieprzyjemne uczucie, że wciąż mamy po dwanaście lat, że miliony sprzedanych przeze mnie książek, dziesiątki zatrzymanych przez nią przestępców, że to wszystko nie istnieje, że tylko gramy takie role, a naprawdę wciąż mieszkamy w MacArthur Park. W końcu to nie przypadek, że żadne z nas nie miało dzieci. Zbyt byliśmy zajęci walką z własnymi psychozami, by zaangażować się w inne, młode życie. Niewiele wiedziałem o obecnej Carole. Ostatnio mało się widywaliśmy, a kiedy mieliśmy okazję się spotkać, starannie omijaliśmy rozmowy na poważne tematy. Może naiwnie myśleliśmy, że przemilczenie spowoduje ich zniknięcie. Ale to nie było takie proste. Milo, żeby zapomnieć o przeszłości, wygłupiał się dwadzieścia cztery godziny na dobę. Ja zapisywałem nerwowo strona po stronie, połykałem tony prochów i wciągałem amfę.

      – Tom, nie lubię wielkich słów… – zaczęła Carole, międląc nerwowo łyżeczkę do herbaty. Teraz, kiedy Milo wyszedł, była smutna i zmartwiona, nie musiała już „trzymać twarzy”. – …jesteśmy razem na śmierć i życie, wiesz o tym. Oddałabym ci nerkę, a nawet obie.

      – Nigdy bym tego nie zażądał!

      – Odkąd pamiętam, zawsze byłeś tym, który znajdował wyjście z sytuacji. Dziś to moja rola i nie wiem, jak ci pomóc.

      – Nie przejmuj się mną. Wszystko jest dobrze.

      – Nie, nieprawda! Chcę, żebyś wiedział jedno: tylko dzięki tobie doszliśmy z Milem tam, dokąd doszliśmy.

      Wzruszyłem ramionami. Dziś nie byłem nawet pewien, czy doszliśmy dokądkolwiek. Prawda, że mieszkaliśmy w przyjemniejszych miejscach niż kiedyś, nie musieliśmy się też wciąż bać, ale z lotu ptaka dzielnica MacArthur Park znajdowała się cholernie blisko.

      – W każdym razie, gdy budzę się rano, zawsze myślę najpierw o tobie, Tom – ciągnęła Carole. – Jeśli ty zginiesz, zginiemy razem z tobą. Jeśli ty odpuścisz, moje życie straci sens.

      Otworzyłem usta, żeby kazać jej przestać gadać głupstwa, ale zamiast tego spytałem:

      – Carole, czy jesteś szczęśliwa?

      Popatrzyła na mnie, jakbym powiedział coś niestosownego. Dla niej ważniejsze było uratowanie życia niż walka o szczęście.

      – Ta historia z bohaterką twojej powieści jest bezsensowna, zgodzisz się ze mną?

      A więc nie odpowiedziała na moje pytanie.

      – Wiem, że to wygląda absurdalnie – przytaknąłem.

      – Nie wiem, co mam robić, żeby ci pomóc, ale wiedz, że jestem przy tobie i będę zawsze. Może zastanów się nad tą terapią senną…

      Patrzyłem na nią z czułością. Wzruszało mnie jej oddanie, ale nie miałem zamiaru poddać się jakiemukolwiek leczeniu.

      – Przecież nie mam nawet na to forsy!

      Carole wzruszyła ramionami.

      – Pamiętasz dzień, kiedy po raz pierwszy zapłacono ci za książkę? Suma była tak ogromna, że postanowiłeś podzielić się ze mną.

Скачать книгу