Papierowa dziewczyna. Guillaume Musso
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Papierowa dziewczyna - Guillaume Musso страница 16
W szufladzie z butami znalazła niczym świętego Graala parę pantofelków od Christiana Louboutina. O cudzie! Był to jej rozmiar. Nie mogła się powstrzymać, żeby ich nie przymierzyć przed lustrem, przez kwadrans więc, jak prawdziwy Kopciuszek, zaczęła przebierać się w cudze ubrania, wkładając dodatkowo jasne dżinsy i satynową bluzkę.
Zakończyła oglądanie domu Toma w jego pokoju. Zdumiało ją, że pomieszczenie skąpane jest w błękitnym świetle, mimo że lampy były zgaszone. Odwróciła się w kierunku obrazu zawieszonego na ścianie i popatrzyła zafascynowana na delikatnie obejmującą się parę. Z płótna Chagalla emanowało coś, co fosforyzowało nocą i oblewało pokój nierealnym światłem.
8
Złodziejka życia
Uwierz mi, świat nie będzie ci robił prezentów. Jeśli chcesz mieć prawdziwe życie, musisz je ukraść.
Lou Andreas-Salomé
Fala gorąca przebiegła przez moje ciało i liznęła twarz. Było mi dobrze i ciepło. Przez moment starałem się nie otwierać oczu, żeby przedłużyć jeszcze trochę ten stan, w którym czułem się bezpiecznie jak płód w brzuchu matki. Potem wydało mi się, że słyszę, jak ktoś śpiewa. Był to refren przeboju w stylu reggae, którego melodia mieszała się z zapachami znanymi z dzieciństwa: smażonych bananów w cieście i jabłek w karmelu.
Zuchwałe promienie słoneczne zalewały cały pokój. Mój ból głowy znikł. Zasłoniłem oczy dłonią, tak było wokół jasno, i spojrzałem na taras. Muzyka, którą słyszałem, dobiegała z mojego małego radia, które stało na kredensie z polerowanego teku.
Wokół stołu coś się działo. Pod światło widziałem jakby frunące w powietrzu poły rozciętej po uda cienkiej sukni. Usiadłem i oparłem się o poręcz kanapy. Znałem tę suknię, była jasnoróżowa, na cieniutkich ramiączkach. Znałem tę sylwetkę, odgadywałem jej zarysy w migoczącym świetle…
– Aurore! – wyszeptałem.
Ale powiewny cień przesunął się, zakrył słońce i…
Nie, to nie była Aurore. To była ta wariatka, która twierdziła, że jest bohaterką mojej powieści! Wyskoczyłem spod koca, ale zauważyłem, że jestem zupełnie nagi, więc zakryłem się z powrotem.
Ta wariatka mnie rozebrała!
Poszukałem oczami ubrań, chciałem znaleźć choć szorty, ale nic nie leżało w zasięgu mojej ręki. Dość tego! – pomyślałem. Chwyciłem koc i okręciłem się nim w pasie, po czym wyszedłem na taras.
Wiatr przegonił wszystkie chmury. Niebo było jaśniuteńkie i cudownie błękitne. Kobieta podająca się za Billie fruwała w letniej sukni wokół stołu jak pszczoła w promieniach słońca.
– Co pani jeszcze tu robi?! – krzyknąłem.
– Ładne podziękowanie za to, że przygotowałam śniadanie!
Na stole stał talerz z naleśnikami, dwie szklanki z sokiem z grejpfruta i kawa.
– Ale dlaczego mnie pani rozebrała?
– Żeby było sprawiedliwie. Pan wczoraj wcale się nie krępował, żeby otaksować mnie od stóp do głów!
– Ale pani jest u mnie w domu!
– Nie będzie pan robił dramatu z tego tylko powodu, że zobaczyłam ten pana interes…
– Interes?!
– No, tego pańskiego ptaszka… fiucika, jeśli pan woli.
Mojego ptaszka! Mojego fiucika!
Owinąłem się mocniej kocem.
– Proszę zauważyć, że zdrobnienie, jakiego użyłam, ma charakter uczuciowy, bo jeśli o to chodzi, został pan raczej hojnie wyposażo…
– Dość tych żartów! – przerwałem jej. – Jeśli pani się wydaje, że wystarczy mi się przypochlebić…
Billie wręczyła mi filiżankę kawy.
– Czy nie umie pan mówić normalnie, nie krzycząc?
– I jakim prawem włożyła pani tę sukienkę?
– Dobrze mi w niej, prawda? Wiem, to jest pewnie sukienka pańskiej byłej przyjaciółki. Bo przecież pan się chyba nie przebiera w damskie fatałaszki…
Opadłem na krzesło i przetarłem oczy. Muszę się pozbierać. W nocy miałem złudną nadzieję, że ta dziewczyna jest halucynacją, ale niestety, okazało się, że była prawdziwa, naprawdę istniała i do tego była cholernie męcząca.
– Niech pan pije kawę, póki gorąca.
– Nie mam ochoty na kawę.
– Wygląda pan jak półtora nieszczęścia i nie ma pan ochoty na kawę?
– Nie mam ochoty na kawę przygotowaną przez panią. To co innego.
– Dlaczego?
– Bo nie wiem, co pani do niej wsypała.
– Nie myśli pan chyba, że chcę pana otruć!
– Znam wariatki w pani guście…
– Wariatki w moim guście!
– Tak, nimfomanki, które są przekonane, że ich ulubiony aktor czy pisarz kocha się w nich.
– Ja nimfomanką! Phi! Bierze pan swoje pragnienia za rzeczywistość. A jeśli pan myśli, że jestem pana wielbicielką, myli się pan kompletnie!
Masowałem sobie skronie, patrząc na wschodzące na horyzoncie słońce. Szyja mnie bolała, wrócił też nagle ból głowy, tym razem doskwierając mi gdzieś z tyłu.
– Dobrze, dość tych żartów. Jeśli wyjdzie pani dobrowolnie, nie wezwę policji, zgoda?
– Proszę posłuchać, rozumiem, że nie chce pan spojrzeć prawdzie w oczy, ale…
– Ale co?
– Ja naprawdę jestem Billie Donelly, naprawdę jestem postacią z pana książki i proszę wierzyć, że przeraża mnie to tak samo jak pana.
Załamałem się i wypiłem łyk kawy, a po chwili całą resztę. Może i była w niej trucizna, ale wyglądało na to, że nie działała od razu. Jednak nie poddałem się. Kiedy byłem dzieckiem, widziałem w telewizji program, w