Jeszcze będzie przepięknie. Agnieszka Olejnik

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Jeszcze będzie przepięknie - Agnieszka Olejnik страница 16

Jeszcze będzie przepięknie - Agnieszka Olejnik Dworek w Miłosnej

Скачать книгу

„Nie mogę się doczekać”, też coś! – złościła się wówczas. – Co to niby znaczy?! Czy nie rozumiesz, że te dwa miesiące, które nas dzielą od marca, to nasze życie? Takie samo jak to wiosną lub latem! Nie można go przeczekiwać! Trzeba się nim cieszyć! Kiedy miną te dwa miesiące, będziemy mieli dokładnie o dwa miesiące mniej czasu na życie. Znajdziemy się dwa miesiące bliżej śmierci, rozumiesz?!

      Niby rozumiał, ale nie czuł tego w taki sposób. Odkąd pamiętał, zawsze na coś czekał. Na święta, na wiosnę, na koniec wojny, na powrót panienki z wakacji, na własną dorosłość, aby móc się jej oświadczyć, a wreszcie na to, aby różnica wieku zatarła się między nimi zupełnie. Niestety nawet kiedy każda tych rzeczy stawała się faktem, Antek nie potrafił się z tego cieszyć.

      – Wyciskaj z każdego dnia sok jak z cytrynki, do ostatniej kropli – powtarzała mu pani Bogna.

      Nie umiał. Wiecznie mu się wydawało, że czegoś jeszcze brak, że obraz byłby pełniejszy, lepszy, gdyby… No właśnie, sam nie wiedział gdyby co.

      Usłyszał za plecami kroki, odwrócił się więc, aby sprawdzić, kto nadchodzi. W oddali zobaczył Monikę, a na alejce tuż za sobą – Radka z Funią. Przykucnął, aby jego twarz znajdowała się na wysokości głowy chłopca.

      – Jak idzie nauka? – zapytał. – Funia już umie siadać? Dawid mi opowiadał, że próbowaliście ją nauczyć.

      Chłopczyk skinął głową. Z wielką powagą stanął przed psiakiem i cichutko, ale bardzo wyraźnie powiedział:

      – Siad!

      Funia patrzyła na niego przez chwilę, a potem, z pewnymi oporami, usiadła. Mały natychmiast wyciągnął z kieszeni kurtki kawałek parówki.

      – Oho, parówka w kieszeni – mruknął Antoni. – Mama nie będzie zadowolona z tłustych plam. Może lepiej będzie, jeśli to przełożymy do torebki foliowej?

      Radek przytaknął ruchem głowy. On woli gesty od słów, pomyślał ogrodnik. A ja tak bym chciał, żeby się rozgadał. Żeby trajkotał, jak to potrafią małe dzieci, aż do bólu głowy.

      – Chodźmy do mojego mieszkania – zaproponował. – Weźmiemy woreczek, przełożymy smakołyki i trochę wyczyścimy kieszeń. Po co denerwować mamusię?

      Malec chwycił go za rękę.

      – Pani Moniko! – zawołał Antoni do matki chłopca. – Mogę porwać Radzia na spacer aleją?! Potem go odprowadzę do dworku!

      Monika z daleka pokiwała głową.

      – Oczywiście! – odkrzyknęła. – W takim razie ja szybko pojadę na zakupy.

      Pomachała jeszcze synkowi i wróciła do domu.

      – Chodźmy. – Pan Antoni zwrócił się do chłopca. – Najpierw do mnie, uratujemy kurtkę. A potem w aleję. Na koniec jeszcze zajrzymy do Dawida, bo siedzi w domu sam, biedaczysko. Chociaż właściwie, powiem ci szczerze, mój mały przyjacielu, że on mi wygląda na takiego, co lubi samotność. No, ale odwiedzić go nie zawadzi.

      Godzinę później wszyscy trzej siedzieli z Funią na dywanie w pokoju Dawida.

      – Panie Antoni, po prostu nie mieści mi się w głowie, że można nie być ciekawym, co się za tym kryje! – perorował chłopak. – Radek, sam powiedz, nie chciałbyś zajrzeć do tajemniczej zamurowanej piwnicy?

      Radek miał oczy jak pięciozłotówki. Nawet jeśli chciał, najwyraźniej nie wiedział, jak odpowiedzieć. Nabrał tylko powietrza; wyglądał tak, jakby miał za chwilę pęknąć z przejęcia.

      – Przecież nie rozbierzemy ściany! – Antoni usiłował studzić emocje Dawida. – Pomyśl tylko, ile z tym kłopotu. Nawet gdyby wujek, ciocia, no i twoja mama… Gdyby wszyscy chcieli zajrzeć do tej piwnicy, to chyba jednak za dużo z tym zachodu.

      – Dlaczego „zachodu”? Wyjmuje się jedną cegłę, potem drugą…

      – Trzeba rozkruszyć zaprawę.

      – Ja bym się tym zajął. Potrafię pracować fizycznie… Wiem, że nie wyglądam, ale dałbym radę.

      – A jeśli to grozi katastrofą budowlaną? Powtarzam ci, ten mur został wybudowany z jakiegoś powodu. Zapewne dla wzmocnienia stropu. Nie, Dawid, to bardzo zły pomysł, aby teraz burzyć coś, co zostało wybudowane decyzją panienki. Ja się nie zgadzam! Po mojej śmierci możecie sobie zburzyć choćby cały dwór, ale dopóki żyję, proszę, nie ruszajcie niczego!

      Dawidowi zrobiło się przykro. Przecież nie zamierzał niczego zniszczyć! Chciał tylko usunąć część ściany, dostać się do piwnicy, a potem zamurować z powrotem.

      – Pan Antoni – usłyszeli nagle cieniutki głos Radka. – Obiecałeś, że nie umrzesz.

      Obaj, nastolatek i starszy pan, zastygli bez ruchu. To było pierwsze tak długie zdanie wypowiedziane przez chłopczyka na głos. Antoni miał ochotę śpiewać z radości.

      – No dobrze – powiedział wreszcie, z trudem wydobywając głos przez zaciśnięte gardło. – Skoro obiecałem, to pożyję jeszcze trochę. – A ponieważ malec wciąż miał smutną minę, dodał szybko: – Tyle, ile będziesz chciał.

      ROZDZIAŁ 14

      Igor nie mógł sobie znaleźć miejsca. Odkąd Monika wyskoczyła ze swoją rewelacją, czuł się jak śmieć. Właściwie wcale nie dziwił się Adzie, że wyjechała i nie chciała z nim rozmawiać. Miała rację, mówiąc, że jego zdrada była po stokroć gorsza od zdrady Moniki – ponieważ uprawiał seks z kobietą, której nie kochał. To było niewybaczalne, obrzydliwe… I w tej chwili, gdy o tym myślał – zupełnie niezrozumiałe dla niego samego.

      Dlaczego to zrobiłem? – pytał siebie. Odpowiedzi, jakie znajdował, były bardzo różne, ale żadna z nich nie sprawiała, że choć przez chwilę poczuł się lepiej. Ponieważ jest typowym samcem, oto jedna z nich. Ponieważ w gruncie rzeczy nie kocha żadnej z tych kobiet, po prostu szuka przyjemności względnie małym kosztem. Ponieważ nie można na nim polegać, bo jest słaby i bezwartościowy.

      Dzień, w którym Monika zasugerowała, że jest w ciąży, był jednym z tych, kiedy człowiek za wszelką cenę chciałby cofnąć czas. Igor jak dotąd przeżył coś takiego tylko raz – gdy w wyniku wypadku zginęła jego córka, a on sam doznał urazu barku, który przekreślił jego karierę pilota myśliwca. W takich sytuacjach umysł wypełnia tylko jedna myśl: proszę, niech to się nie dzieje naprawdę, niech to się jakimś cudem odstanie, wróci do punktu wyjścia. I choć jest to chyba najgłupsza modlitwa świata, nie przestaje się jej powtarzać.

      Zgasił gaz pod garnkiem z żurkiem i rozejrzał się po kuchni. Obiad był gotowy; na kolację Igor zaplanował gofry (korzystając z tego, że Ada wyjechała i mogli do woli napychać się węglowodanami). Nie miał już nic do roboty.

      – Rzecz w tym, że pora dorosnąć – wycedził, wieszając na drzwiach

Скачать книгу