Jeszcze będzie przepięknie. Agnieszka Olejnik

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Jeszcze będzie przepięknie - Agnieszka Olejnik страница 12

Jeszcze będzie przepięknie - Agnieszka Olejnik Dworek w Miłosnej

Скачать книгу

że ją sprowadziłeś do Miłosnej, że to ty napisałaś tamten list! – zawołała Ada, zdając sobie nagle sprawę, jakie to idiotyczne wyjaśnienie.

      – No niestety, za to, co ty sobie myślałaś, nie mogę brać odpowiedzialności – wycedził Igor.

      – Ale powinieneś brać odpowiedzialność za to, z kim idziesz do łóżka.

      Zamilkli oboje. Czy mogłabym wybaczyć mu coś takiego? – myślała Ada gorączkowo. Czy kiedykolwiek będę umiała to zrobić?

      – Więc co? Rezygnujesz? Zrobiło się za trudno? Za bardzo pod górkę? – zapytał gorzko; widocznie doskonale wiedział, nad czym ona się zastanawia.

      Tak, odparła w duszy, ale nie była w stanie wypowiedzieć tego na głos.

      – Ludzie popełniają błędy – podjął Igor miękko. – Ty też popełniasz, Aduś, kochanie. Nie chciałaś ze mną rozmawiać, zamierzałaś zerwać naszą relację tylko dlatego, że pomyliłaś się co do nadawcy listu. Czy wiesz, jak się wtedy czułem? Jakby mi ktoś dał w gębę, i to zupełnie bez powodu. Nie rozumiałem, co się nagle stało. Kochaliśmy się, było nam dobrze, po raz pierwszy w życiu czułem, że mam u boku przyjaciela, nie tylko kobietę, partnerkę do łóżka… To było dla mnie najważniejsze. Potem przyjeżdża Monika, a pamiętaj, że dla mnie jej przyjazd był taką samą przykrą niespodzianką, jak dla ciebie… I nagle koniec, nie chcesz mnie, zrywasz, nie pozwalasz się pocałować, przytulić, nie jesteśmy już przyjaciółmi. Ada, to był bardzo trudny czas.

      – Dla mnie też.

      – Sama o tym zadecydowałaś, sama nam utrudniłaś życie. Zamiast zwyczajnie porozmawiać, powiedzieć, za co masz pretensje… Ada, mogło być zupełnie inaczej!

      Utrudniłam życie, powtórzyła w myślach. Tak, utrudniłam. Za to ty teraz je ułatwiłeś. Po prostu ciach, i węzeł gordyjski rozcięty. Dość tej szarpaniny, tych cholernych wyborów. Koniec.

      – Dobrze powiedziane – powiedziała na pozór spokojnie, choć serce trzepotało jej w piersi. – Mogło być inaczej. Wszystko. Ludzie popełniają błędy, to prawda. Ale błędy są różnego kalibru, Igor. Są takie, które można nazwać zwykłym nieporozumieniem, ale są i takie, do których nijak nie pasuje inne określenie niż „świństwo”. I tu się różnimy. Bo dla mnie to, co zrobiłeś, nie jest po prostu błędem, nie jest nieporozumieniem. Nawet jeśli sądziłeś, że między nami nic już nie będzie, nawet jeśli wziąłeś poważnie moje zapewnienia, że już cię nie chcę, to nie powinieneś był bzykać kobiety, której, jak twierdzisz, nie kochasz!

      – „Bzykać” – powtórzył sarkastycznie. – Co za liryczne określenie. W sam raz dla wielbicielki poezji. Naprawdę nie rozumiesz, że człowiek czasem czuje się tak samotny…

      – A właśnie że rozumiem – przerwała mu. – Ale w rozmowie na ten temat lepsza będzie Monika. Ona też zapewne powie ci, że czuła się samotna i w ramionach Huberta znalazła ukojenie. Pogawędzicie sobie, może znów skończycie w pościeli. Życzę miłych igraszek. Ja, jak to ująłeś, rezygnuję.

      – Ada! – krzyknął z rozpaczą. – Przecież możemy być szczęśliwi!

      – Ja nie mogę. Nie z tobą. Nigdy już nie umiałabym ci zaufać. A teraz daj mi święty spokój. Przyjechałam tu, żeby od ciebie odpocząć, zapomnieć o tym wszystkim. I zamierzam się doskonale bawić.

      Rozłączyła się i ku swemu zdumieniu nie zaczęła płakać, tylko przez chwilę opanowywała drżenie dłoni. Poczuła ulgę, że ta najtrudniejsza z rozmów jest już za nią. Zaparzyła sobie melisy i wybrała numer Dawida. Kiedy z nim rozmawiała, była już zupełnie spokojna i nawet on, choć przecież znał matkę na wylot, nie usłyszał, że jej dusza wyje z bólu.

      ROZDZIAŁ 11

      Dawid naprawdę lubił samotność, więc był całkowicie szczery, kiedy namawiał mamę do wyjazdu. Nade wszystko cenił chwile całkowitego spokoju, kiedy mieszkanie pogrążone było w ciszy, a on mógł zebrać myśli, mówić do siebie (co robił od dzieciństwa) albo po prostu czytać. Niestety takie okazje, by pobyć samemu, zdarzały się bardzo rzadko, bo przecież mama pracowała w domu. Na szczęście ostatnio miała te swoje treningi, więc znikała przynajmniej na godzinę – ale to było za mało. Dlatego chłopak ucieszył się szczerze, gdy Ada podjęła decyzję o wyjeździe na kilka dni. I naprawdę chciałby, aby spędziła sylwestra w Poznaniu. Naturalnie rozumiał, dlaczego postanowiła wrócić – rzeczywiście z boku mogłoby to wyglądać tak, jakby zaniedbywała syna.

      Po obiedzie, podczas którego wszyscy wyglądali na zmartwionych wyjazdem Ady, chłopak wrócił do siebie, choć pan Antoni namawiał go na spacer.

      – Zobaczysz, jak Funia pięknie przychodzi na wołanie – zachęcał starszy pan, mrugając znacząco. – Radzio woła, a ona przybiega natychmiast. Jest doskonale wyszkolona!

      Ale Dawid odmówił, po pierwsze dlatego, że wciąż odrobinę dokuczał mu ból stopy, a po drugie – bo bardzo chciał już znaleźć się w pustym domu i nacieszyć samotnością.

      – Lekarz zabronił mi na razie dużo chodzić – wyjaśnił. – A poza tym jestem jakiś senny. Mama mówiła, że po zdjęciu gipsu byłem zielony na twarzy. Chyba pójdę się trochę przespać.

      – Ale na kolację przyjdziesz? – upewnił się Igor. – Mama by mi nie darowała, gdybym cię porządnie nie nakarmił.

      – Przyjdę, przyjdę – uspokoił go chłopak.

      Wrócił do siebie i usiadł przy biurku. Próbował zebrać myśli. Praca literacka na konkurs „Było, minęło” leżała odłogiem, należało czym prędzej się za nią zabrać. Dawid bardzo chciał zdobyć jakieś informacje na temat tego, jak wyglądało życie w dworku w czasie okupacji. Co już wiedział?

      Po pierwsze, że pradziadek Iwo trafił do Miłosnej w dwudziestoleciu międzywojennym. Kiedy wybuchła wojna, jakimś cudem zdołał uniknąć wysiedlenia z Wielkopolski. Dawid bardzo chciał dowiedzieć się, co to był za „cud”. Czy Iwo Horyniec przyjaźnił się z Niemcami, podpisał jakąś deklarację lojalnościową? To było mało prawdopodobne, ale przecież takie rzeczy się zdarzały.

      Kolejną rzeczą, która wydawała się Dawidowi interesująca, był fakt, że w czasie wojny we dworze zamieszkał tak zwany treuhänder, czyli Niemiec, który miał nadzorować gospodarstwo. Pan Antoni twierdził, że był to człowiek spokojny i przyzwoity. Nazywał się Wilhelm Randke. Stracił lewą dłoń w kampanii francuskiej, za co dostał awans i order. Odesłano go z frontu do Kraju Warty, ale tęsknił za domem rodzinnym, który zostawił w Estonii. Pan Antoni wspominał Randkego jako silnego, zdrowego mężczyznę, który bardzo chciał być użyteczny. Nie mógł znieść myśli, że bez dłoni nie na wiele może się przydać.

      Pan Iwo – jak twierdził ogrodnik – potrafił z Niemcem postępować. Udawał przyjaźń (a może zresztą zaprzyjaźnili się naprawdę), a dzięki temu, że Randke ufał mieszkańcom dworu, kilka razy udało im się przechować przez parę dni jakichś zbiegów, o których mały Antek nie wiedział, przed kim uciekają i dokąd. Podobno byli wśród nich Żydzi, był

Скачать книгу