Jeszcze będzie przepięknie. Agnieszka Olejnik

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Jeszcze będzie przepięknie - Agnieszka Olejnik страница 9

Jeszcze będzie przepięknie - Agnieszka Olejnik Dworek w Miłosnej

Скачать книгу

Idę – szepnęła do siebie, sprawdziwszy wcześniej, czy w oknach dworku rozbłysło światło.

      Tak, lampy świeciły się już w kuchni oraz jadalni. Zapewne Igor wyprowadził Funię na poranny spacer i teraz szykuje śniadanie, pomyślała Ada. Opatuliła się kurtką i odważnie poszła do dworu. Po cichu weszła bocznym wejściem i zeszła do kuchni, spodziewając się zastać tam Igora, ale go nie było. Na kuchence stał garnek, w którym gotowały się warzywa korzeniowe. Pachniało marchewką i selerem. Pewnie będzie sałatka jarzynowa.

      Ada zdjęła kurtkę, ponieważ w kuchni było bardzo ciepło, i powoli, z wysiłkiem – niczym staruszka obciążona brzemieniem lat i doświadczeń – weszła po schodach na parter. Zajrzała do jadalni. Przy stole siedzieli Monika i Igor, oboje w piżamach. Przed nimi stały kubki z kawą, znad której unosiła się aromatyczna para. Igor podniósł wzrok i spojrzał na Adę jakoś nieprzytomnie.

      – Zrobię ci kawy – powiedział i wyszedł, zanim zdążyła potwierdzić, że chętnie się napije.

      Monika była blada i wymięta. Pewnie też źle spała, ale z innych powodów niż ja, pomyślała Ada.

      – Znów napadało śniegu – powiedziała, aby przerwać ciszę.

      Igor przyniósł kubek z kawą. Postawił go przed Adą i wrócił na swoje miejsce. Wolałaby, żeby usiadł obok niej, czułaby się silniejsza.

      – Chyba powinniśmy porozmawiać – odezwała się odważnie. – My troje.

      Monika chwyciła uszko kubka i podniosła do ust. Dmuchnęła, bo napar wciąż był gorący. Zanim jednak zdążyła wziąć łyk, wyraz jej twarzy zmienił się gwałtownie.

      – O nie! – jęknęła. – Zaraz zwymiotuję!

      Odstawiła kawę, rozchlapując trochę na stół, po czym wybiegła. Po chwili z łazienki na parterze dobiegły odgłosy torsji. Ada spojrzała na Igora.

      – Zjadła coś nieświeżego? – zapytała.

      – Właściwie wszyscy jemy resztki z wigilii i świąt… Trudno nazwać to jedzenie świeżym. Ale na pewno nie było zepsute.

      Przez chwilę patrzyli sobie w oczy. Ada miała ochotę podejść i przytulić się do niego, aby nabrać odwagi.

      – Powiedzmy jej – szepnęła. – Teraz. Zanim cokolwiek postanowi w sprawie tego pensjonatu, powinna o nas wiedzieć.

      Uśmiechnął się samymi kącikami ust.

      – Boję się – odpowiedział także szeptem. – Tego, że ona jakoś głupio zareaguje, że zechce mi zabrać Radka. Właśnie teraz, kiedy zaczął mówić… Woła Funię, wiesz? Wczoraj podsłuchiwałem, stawał na końcu korytarza, wołał ją i dawał jej kiełbasę.

      – Wiem.

      Może miał rację, że to nie jest właściwy moment na zawirowania w życiu chłopca. Ale Monika to dojrzała kobieta, na pewno zrozumie… Ada właśnie zamierzała to powiedzieć, lecz jej kuzynka weszła do jadalni i ciężko usiadła przy stole. Wyglądała nieco lepiej, policzki lekko jej się zaróżowiły.

      – Zemdliło mnie od zapachu kawy – szepnęła.

      Przez kilka sekund siedzieli w ciszy. Igor zastanawiał się, czy rozpocząć tę rozmowę, o której wspominała Ada. Zanim jednak podjął decyzję, Monika złapała się za brzuch. Jej oczy rozszerzyły się, jakby zobaczyła coś w oddali.

      – O Boże, a jeśli to… ciąża? Przy Patrycji też nie mogłam znieść zapachu kawy, pamiętasz? – zwróciła się do Igora.

      Zwrócił na nią spojrzenie i Ada wyraźnie zobaczyła, jak na jego twarzy pojawia się przestrach, który bardzo chciałby ukryć. Nie zdołał jednak.

      – Może to jajka na twardo? – zapytał słabym głosem. – Zjadłaś wczoraj kilka tych faszerowanych jajek… One są ciężkostrawne.

      Żona go nie słuchała, odginała palce jednej dłoni i szeptała coś do siebie. Ada uświadomiła sobie, że ona liczy. Zapewne tygodnie ciąży.

      – Przecież jeszcze za wcześnie – powiedziała wreszcie Monika. – Nie, to niemożliwe, żebym już miała mdłości.

      Nagle do Ady dotarło, co to wszystko oznacza. Jeśli „za wcześnie”, to znaczy, że tatusiem nie mógłby być Hubert, tamten kochanek z Gdyni. Tatusiem byłby – o ile rzeczywiście Monika jest w ciąży – Igor.

      – Za wcześnie – powtórzył domniemany ojciec niepewnie. – Mówię ci, że to jajka.

      Unikał wzroku obu kobiet. Patrzył w kubek z kawą, najwyraźniej usiłując zebrać myśli. Ada swoich nie musiała już zbierać; zrozumienie całej sytuacji zajęło jej zaledwie kilka sekund.

      – Jednak nie mam ochoty na kawę – powiedziała sztucznie ożywionym głosem, po czym wstała. – Też mi trochę niedobrze, choć nie od ciąży. Idę do siebie. Śniadanie zjemy z Dawidem u nas w oficynie, potem jedziemy na zdjęcie gipsu… Zapewne nie wrócimy na obiad, zjemy coś na mieście. Jakby były jakieś pilne zakupy, to napisz esemesa – zwróciła się do Igora. – I zrób żonie herbatę. Niezależnie od tego, czy to ciąża, czy nadmiar faszerowanych jajek, kawa nie jest dobra na wrażliwy żołądek.

      Monika i Igor odprowadzali ją spojrzeniem, kiedy wychodziła. Zarzuciła na ramiona kurtkę, ale nie trudziła się jej zapinaniem. Kiedy wyszła z budynku, ogarnął ją przenikliwy chłód. Powoli robiło się jasno, park wokół dworku skąpany był w porannej zimowej szarości, która stopniowo stawała się bielą.

      To już było, uświadomiła sobie Ada. Już raz wyszłam stąd z sercem potrzaskanym na kawałki. Niespełna miesiąc temu, choć wydaje się, że minęły całe lata. Monika wtedy wróciła z Gdyni, a ja byłam pewna, że Igor mnie zdradził, bo napisał do niej list. Jakie to zabawne. Wcale mnie wówczas nie zdradził, zrobił to dopiero teraz. Ciekawe kiedy. Który wieczór był tym, kiedy poszli do łóżka? A zresztą może nie zrobili tego w łóżku? Może brał prysznic po treningu, ona wślizgnęła się do niego i kochali się w strumieniach gorącej wody? A może wziął ją na stole, wśród tych wszystkich ciast i ciasteczek? Powiedziała, że za wcześnie na mdłości, czyli to musiało się zdarzyć niedawno, jakieś dwa tygodnie temu.

      Ada nie chciała jeszcze wracać do siebie; nie czuła się na siłach, żeby prowadzić normalną rozmowę z Dawidem, a podejrzewała, że syn już nie śpi. Nie chciała także pozwolić sobie na płacz, choć poczucie krzywdy dosłownie rozsadzało jej klatkę piersiową. Nie będę więcej płakać przez mężczyznę, przypomniała sobie własne postanowienie. Przysięgam, nie będę! Ani przez tego, ani przez żadnego innego. Nie chcę już mężczyzn w moim życiu, nie chcę miłości, namiętności, zazdrości, głupiej szarpaniny, bólu w sercu, nieprzespanych nocy, tęsknoty… Nie chcę czuć się, jakby ktoś wbił mi w trzewia jakiś cholerny kolec, zadrę, która teraz tam tkwi i szarpie wszystko tak, że chce się wyć!

      I dokładnie na przekór temu, co sobie przed chwilą obiecała, rozszlochała się jak dziecko.

      ROZDZIAŁ 9

Скачать книгу