Jeszcze będzie przepięknie. Agnieszka Olejnik

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Jeszcze będzie przepięknie - Agnieszka Olejnik страница 5

Jeszcze będzie przepięknie - Agnieszka Olejnik Dworek w Miłosnej

Скачать книгу

dzień świąt minął w cudownej atmosferze. Igor wspiął się na absolutny szczyt kunsztu kulinarnego, wskutek czego domownicy niemal nie odchodzili od stołu. Uczta trwała nieprzerwanie od rana do obiadu. Potem wszyscy pojechali na cmentarz do cioci Bogny, by po powrocie raczyć się winem z piwniczki oraz deserami.

      Wprawdzie Radek nadal się nie odzywał – a w każdym razie nikomu nie udało się go usłyszeć – ale Antoniego wręcz rozsadzała radość. Złapał się na tym, że ogarnął go dziwny nastrój oczekiwania, zupełnie jak za dawnych lat, kiedy panienka Bogna wyjeżdżała na kilka dni, a potem miała wrócić. Za każdym razem Antek wyobrażał sobie, że tym razem coś się między nimi wydarzy – coś, co odmieni jego życie. Tak było również teraz: kiedy spacerował po alejkach w ogrodzie, trzymając małą, ciepłą rączkę Radka w swojej spracowanej dłoni, ogarniało go przeczucie, że oto nadchodzą zmiany, może nie spektakularne, ale na pewno dobre.

      Funia oddaliła się trochę, zniknęła w iglakach rosnących między żywopłotem z ałyczy a wielkim świerkiem. Staruszek wiedział, że jest tam zupełnie bezpiecznie, dlatego pozwolił Radkowi pobiec za suczką. Idąc w ich kierunku, rozmyślał o tym, jak zmieniło się jego życie od śmierci Bogny Horyniec. Z jednej strony jej odejście było dla niego końcem świata. Nie chciał bez niej żyć, czekał na śmierć jak na wybawienie. Jednak z drugiej strony musiał przyznać, że przyjaciółka obmyśliła dla niego dobre zakończenie. Skoro już musiała umrzeć pierwsza – w końcu była o całe siedem lat starsza – to przynajmniej zaplanowała wszystko tak, aby jemu ten czas spędzony na ziemskim padole bez niej, bez ukochanej kobiety, jakoś umilić. Dlatego zapisała dworek Adzie i Monice. Najpierw jednak zaprosiła je na urodziny, aby sprawdzić, czy nie myli się co do nich, a dopiero potem podjęła decyzję. Dziś Antoni już wiedział, że była ona najmądrzejsza z możliwych.

      Radek na dobre zniknął w krzakach, więc Antoni przyspieszył, aby sprawdzić, czy wszystko w porządku. Kiedy znalazł się tuż przy zaroślach, stanął jak wryty, bo wyraźnie usłyszał szept. Nie rozróżniał słów, był jednak pewien, że chłopczyk tłumaczy coś psu, jakby go strofował. Tak przynajmniej wynikało z intonacji.

      Starszy pan nie znał się na psychologii, nie miał pojęcia, jak powinno się postępować z dzieckiem, które właśnie wychodzi z wielkiej traumy. Intuicja podpowiadała mu jednak, że tak jak z wieloma innymi sprawami – tak i tu potrzebna jest cierpliwość, delikatność i zwyczajna dobroć. Zaszurał nogami, aby nie przestraszyć chłopca, po czym odezwał się cicho:

      – Radziu! Gdzie jesteś? Gdzie Funia?

      Po chwili zza gałązek tui wyjrzał Radek. Miał szelmowski uśmiech, najwyraźniej cieszył się, że udało mu się schować.

      – Ty draniu! – roześmiał się pan Antoni. – Chciałeś mnie przestraszyć?

      Malec pokiwał głową z zapałem.

      – A jeśli Funia się tego nauczy? – zapytał starszy pan, udając surowość, ale jednocześnie mrugając łobuzersko. – Zacznie się przed tobą chować, a ty będziesz biegał po parku, bojąc się, że uciekła, że wpadła do jakiejś króliczej nory albo do stawu…

      Urwał, bo zauważył, że Radek nie wyczuwa żartu. Na jego buzi pojawił się wyraz przerażenia.

      – Żartowałem! – dodał szybko Antoni. – Zresztą psa bardzo łatwo nauczyć, aby zawsze przychodził do właściciela. Wiesz, jak to się robi?

      Radek pokręcił głową. Staruszek przykucnął, by móc spojrzeć chłopcu prosto w oczy. Jak bardzo inaczej wyglądał świat z tej perspektywy! I pomyśleć, że Radek musi stale zadzierać głowę, gdy do niego mówimy, uświadomił sobie Antoni.

      – Wytłumaczę ci – powiedział takim tonem, jakby zdradzał pilnie strzeżony przepis na magiczny eliksir. – Po pierwsze, imię musi służyć tylko do przywoływania. Nie wolno go używać, kiedy na przykład chcesz pieska skarcić. Wtedy najlepiej wołać „nie!” albo na przykład „fuj!”.

      Radek zaśmiał się bezgłośnie.

      – Pan Iwo znał się na psach i koniach – wyjaśniał dalej Antoni. – I wszystkiego mnie nauczył. Przez jakiś czas mieliśmy nawet sukę ogara, Kaja jej było na imię. Któregoś razu ukąsiła ją żmija. Spuchła cała i nie mogła oddychać. Pan Iwo płakał i ja razem z nim…

      Uświadomił sobie, że Radek znów zrobił przerażoną minę, więc czym prędzej wrócił do tematu.

      – Pies musi kojarzyć swoje imię z czymś przyjemnym – podjął. – Trzeba na przykład wziąć kawałeczki parówki albo inne smakołyki i wołać. Za każdym razem, kiedy psiak przyjdzie, nagradzać go. Pokazać ci?

      Malec przytaknął z zapałem. Starszy pan wyciągnął rękę.

      – Chodź – powiedział. – W kuchni mamy chwilowo tyle pyszności, że nic się nie stanie, jeśli skubniemy tego i owego. Potem wrócimy tu z Funią i potrenujemy.

      Dwie godziny później, kiedy Ada wyszła z kijkami do ogrodu, aby rozgrzać się przed treningiem, zobaczyła na ławce w parku pana Antoniego, który podejrzanie często wycierał oczy. Przestraszyła się, że coś się wydarzyło, i czym prędzej podeszła.

      – Cicho! – szepnął. – Niech pani go nie spłoszy!

      Ada rozejrzała się, ale nic nie zobaczyła. Dopiero po chwili usłyszała dobiegający zza rabaty z suchymi o tej porze roku trawami dziecięcy głosik.

      – Funia! Funia! Chodź!

      Potem następowała chwila ciszy, szybkie kroki, a później znów:

      – Funia! Chodź!

      – Uczy ją przychodzenia na zawołanie – wyjaśnił starszy pan, a z oczu znów pociekły mu łzy. – Pani Ado, mógłbym dziś umrzeć, słowo daję, to najlepszy moment. Nigdy dotąd nie byłem taki szczęśliwy i już pewnie nigdy nie będę. To najpiękniejszy dzień w moim życiu!

      – Niech pan tak nawet nie mówi! – ofuknęła go Ada, powstrzymując własne wzruszenie. – Proszę pomyśleć o Radku! On pana bardzo kocha, pan mu jest potrzebny! Nie chce pan przecież, aby znów zamknął się w sobie.

      Antoni wyglądał, jakby dopiero teraz przyszło mu do głowy, że po jego śmierci ktokolwiek mógłby płakać.

      – Boże mój, rzeczywiście, zapomniałem o tym! – zawołał szeptem. – Co ja wygaduję! Przecież obiecałem! Jestem jeszcze potrzebny …

      – Oczywiście! – potwierdziła Ada. – Nigdy i nigdzie nie był pan potrzebniejszy niż tu i teraz, panie Antoni. – Przysiadła na chwilę na ławce i sięgnęła po dłoń starszego pana. Uścisnęła ją mocno. – I nie tylko Radkowi, proszę mi wierzyć. Dla nas wszystkich jest pan ukochanym dziadkiem i najlepszym przyjacielem. Proszę o tym nigdy nie zapominać.

      ROZDZIAŁ 6

      Niełatwo było zmusić się do aktywności po takim obżarstwie, zwłaszcza po degustowaniu tych wszystkich wspaniałych słodkości, które

Скачать книгу