Jeszcze będzie przepięknie. Agnieszka Olejnik

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Jeszcze będzie przepięknie - Agnieszka Olejnik страница 6

Jeszcze będzie przepięknie - Agnieszka Olejnik Dworek w Miłosnej

Скачать книгу

dobiegła końca. Aleja pokryta była białym dywanem śniegu, którego od trzech dni nie zbrukały ślady ludzkich stóp. Ada aż pożałowała, że musi iść tą trasą i poplamić śladami butów tę nieskazitelną biel. Nie odważyła się jednak pójść drugą stroną, przez park za stawem, choć wiedziała, że wiodą tamtędy ścieżki rowerowe. Obiecywała sobie, że na wiosnę pozna tamtą połowę posiadłości. Tymczasem jednak bała się, że zabłądzi.

      Było pięknie – drzewa wydawały się wyższe, bardziej majestatyczne niż zwykle, a każdą gałązkę zdobił kołnierzyk sypkiego śniegu. Nawet źdźbła trawy z wysiłkiem dźwigały śniegowe ozdoby. Łatwo było poczuć się szczęśliwym w taki dzień – i Ada właśnie czuła się szczęśliwa. Radek zaczął mówić! – już samo to było wystarczającym powodem, by świętować. A na tym przecież nie koniec! Sprawy między nią a Igorem były na jak najlepszej drodze, po raz pierwszy od początku tej historii mieli szansę na happy end bez poczucia winy, bez szarpaniny moralnej. Wystarczy rozmawiać, mówić prawdę, być uczciwym wobec samego siebie i wobec innych, myślała Ada.

      I wreszcie: Funia okazała się cudownym pieskiem, garnącym się do ludzi, choć nieco nieśmiałym. Pomysł, aby nie przygarniać szczeniaka, lecz spokojną, dorosłą suczkę, był znakomity. A wszystko dzięki Kacprowi Majewskiemu, uświadomiła sobie Ada. To on doradził i pomógł wybrać psiaka, to on poświęcił sobotę na wyjazd do schroniska. Trzeba mu się jakoś odwdzięczyć.

      Myśl o Kacprze zmąciła nieco jej doskonały nastrój. Ada nie mogła sobie nawet wyobrazić, jak wyglądały tegoroczne święta Majewskiego. Ona sama przywykła do samotności i wigilia w większym gronie była dla niej nowością, jednak jej samotność nigdy nie była stuprocentowa. Ada miała syna – a Kacper nie miał już nikogo. Jak to jest: zasiąść do stołu wigilijnego i nie mieć się do kogo odezwać? Czy ktoś, kto jest sam w taki wieczór, w ogóle szykuje jakiekolwiek tradycyjne potrawy? Ubiera choinkę? Zakłada białą koszulę, kładzie na stole opłatek? Zapewne nie, bo z kim miałby się nim podzielić?

      Oczywiście oboje z Igorem wpadli na pomysł, aby zaprosić Kacpra do dworku, ale tak jak się spodziewali – odmówił. W dodatku według relacji Igora zrobił to w przykry, szorstki sposób. Ada spróbowała sobie to wyobrazić. Zapewne uśmiechnął się kpiąco i rzucił jakąś ironiczną uwagę o dobrych uczynkach albo wyrzutach sumienia. Chociaż właściwie dlaczego którekolwiek z nich miałoby odczuwać takie wyrzuty? Nie byli przecież przyjaciółmi, ich relacja nawet nie zmierzała w stronę przyjaźni. Jeśli się nad tym zastanowić, to więcej było w naszej znajomości przykrych słów niż objawów sympatii i życzliwości, uświadomiła sobie, z werwą odpychając się kijkami. A mimo to musiała przyznać, że Majewski budził jej szacunek i zaufanie.

      Doszła do końca alei i skręciła w stronę miasteczka. Miała nadzieję, że spotka Igora na treningu. Odkąd sprawa z listem do Moniki się wyjaśniła, ani razu nie byli sam na sam dłużej niż kilka minut. Chciała z nim porozmawiać, jeszcze raz wyjaśnić nieporozumienie, opowiedzieć o tym, co czuła przez długie tygodnie, kiedy wydawało jej się, że została zdradzona. Pragnęła także usłyszeć zapewnienie, że teraz już wszystko będzie dobrze. Że Igor chce być z nią i tylko z nią, że znajdzie odwagę, by szczerze wyznać żonie, co czuje, i zaproponować jakieś rozwiązanie.

      Niestety, najwyraźniej tego dnia mąż Moniki nie wybrał się na trening o tej porze co Ada. Specjalnie robiła rozgrzewkę w takim miejscu parku, aby mógł ją zobaczyć z okna swojego pokoju. I celowo szła dość wolno, a po dojściu nad staw miejski nawet usiadła na moment na ławeczce pod pretekstem poprawienia sznurowadeł.

      – Dzień dobry! – usłyszała za plecami głos. Rozpoznała go od razu. – Jak święta?

      Kacper Majewski wynurzył się zza bezlistnych o tej porze roku zarośli.

      – Dlaczego pan nigdy nie trenuje na szlakach? – roześmiała się. – Tylko biega po chaszczach?

      – No, może nie nigdy, ale rzeczywiście rzadko. Wolę pozostać niewidzialny dla mieszkańców tego uroczego plotkarskiego miasteczka.

      Adę zdumiała taka opinia. Wprawdzie mieszkała w Miłosnej od niedawna i nie znała jeszcze zbyt wielu miejscowych, ale dotychczas jedynie raz spotkała się z tendencją do plotek – gdy w poszukiwaniu kleju dla pana Antoniego odwiedziła sklepik z drobiazgami.

      – Naprawdę ma pan takie złe zdanie o tutejszych? – zapytała, wstając z ławki i sięgając po kijki.

      – Po prostu stwierdzam fakt – odparł Kacper. – Proszę nie zapominać, że mieszkam tu od urodzenia, niestety. Wszyscy mnie znają i ja znam wszystkich. Ale zawsze uważałem, że to nie uprawnia nikogo do wtykania nosa w moje sprawy. Trenuję czy nie trenuję, piję czy nie piję, rozwiodłem się czy nie, spędzam święta sam czy może zamówiłem sobie panienkę z agencji…

      Typowy Majewski, pomyślała Ada. Zgryźliwy, szorstki, zniechęcający do kontaktu gbur.

      – Idzie pani wokół stawu? – zapytał, nieświadom niepochlebnej opinii, którą mu właśnie wystawiła.

      Nie mogła przecież skłamać, powiedzieć, że jest po treningu i już wraca do dworku. Być może obserwował ją wcześniej zza krzaków i wiedział, że dopiero przyszła do parku.

      – Idę – odparła. – A pan już po?

      – Nie, jeszcze przed. Jeśli pani pozwoli, to dołączę. Chętnie bym posłuchał o Funi i Radku. Udała się niespodzianka? Polubili się?

      W jednej chwili zachowuje się jak niesympatyczny typ, który nie znosi świata i ludzi, by za chwilę stać się wrażliwym facetem, którego obchodzi, czy małemu chłopcu spodobał się piesek… I czy małemu pieskowi spodobał się chłopiec, przemknęło przez myśl Adzie. Dopiero po chwili zorientowała się, że nie odpowiedziała na pytanie i że Kacper mógł jej milczenie zrozumieć opacznie.

      – Oczywiście, że może pan dołączyć – odparła. – Choć dla pana moje tempo będzie pewnie ślimacze.

      – Owszem – zgodził się. – Ale chodzenie to także doskonała forma aktywności. Nic mi nie będzie, jeśli zamiast biec będę szedł. Zresztą, by być precyzyjnym, chodzenie jest nawet zdrowsze od joggingu.

      – A to dlaczego?

      – Mniejsze ryzyko urazów. Głównie kolan. No i stopy przy bieganiu jednak dostają nieco w kość. – Zaśmiał się z gry słów. – Dosłownie i w przenośni. Mam na myśli uderzanie o nawierzchnię. Wie pani, jak się tak zastanowić, to szybki marsz jest najbardziej naturalną formą aktywności. Pod względem korzyści dla zdrowia ustępuje jedynie pływaniu.

      – Szkoda, że w Miłosnej nie ma basenu – westchnęła Ada. – Uwielbiam pływać. W Poznaniu mieliśmy z Dawidem wykupione karnety na basen…

      – A właśnie, jak Dawid? Kiedy zdjęcie gipsu?

      – Jutro! – Rozpromieniła się na tę myśl. – Nie może się doczekać. Oboje nie możemy.

      Przez chwilę szli w milczeniu, bo od mówienia Adzie spłycił się oddech. Odczekała chwilę, ale ponieważ Majewski się nie odzywał, podjęła przerwany wcześniej wątek.

      – Pytał pan o Radka i Funię. Cóż, najpierw byliśmy

Скачать книгу