Star Carrier. Tom 8. Światłość. Ian Douglas

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Star Carrier. Tom 8. Światłość - Ian Douglas страница 7

Star Carrier. Tom 8. Światłość - Ian Douglas

Скачать книгу

biliony zdigitalizowanych umysłów zostały pożarte przez Obcych z Rozety, których Rodriguez nazwał „Róziami”. Od tygodni planeta była martwa i pusta. Ale teraz…

      Światła wyglądały jak zorze, poruszające się powoli pasy i kręgi bladego zielononiebieskiego światła, ale ich wzory były zbyt regularne i zorganizowane, by stanowić naturalne emisje wewnątrz lokalnego pola magnetycznego. Wyglądało na to, że unoszą się z centrum poszarpanych klifów, ale rozszerzają się w każdej sekundzie z niewiarygodną prędkością i obejmują całego Heimdalla.

      Istota z Rozety zbudowała wcześniej w otwartej przestrzeni wiele konstrukcji geometrycznych, ale struktury te zniknęły po bitwie pod Heimdallem. Ksenosofontologowie floty założyli, że obcy się wycofali.

      Najwyraźniej nie – pomyślała Taggart, przyglądając się zjawisku.

      – Sternik – odezwała się.

      – Tak, kapitanie.

      – Zabierz nas z orbity. Kurs jeden-jeden-pięć minut jeden-osiem. Pięćdziesiąt kilometrów na sekundę.

      – Przyjąłem.

      Nie wiedziała, co tam się dzieje, ale wolała trzymać swój okręt z daleka.

      Swój okręt… Kariera wojskowa Laurie Taggart wielokrotnie zmieniała kurs w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Zaczęła jako szef służby uzbrojenia na lotniskowcu gwiezdnym „Ameryka”, po czym otrzymała stanowisko pierwszego oficera na siostrzanym okręcie „Ameryki”, „Lexingtonie”. Następnie na ochotnika została tymczasowym dowódcą „Lucasa”, lądownika marines, a po śmierci kapitana Bigelowa przejęła dowództwo nad „Lexingtonem”.

      To ona zabrała uszkodzony lotniskowiec do domu.

      Oczywiście nie było szans, by dowództwo floty pozwoliło jej zatrzymać tę funkcję. Stała wciąż zbyt nisko w hierarchii, aby na stałe dowodzić „Lexingtonem”. Po dotarciu do Supra­Quito awansowano ją jednak do stopnia kapitana i przydzielono na lekki lotniskowiec „Guadalcanal”.

      Podejrzewała, że jej kochanek, Trevor Gray, rekomendował ją do awansu, ale odmawiał w tej sprawie potwierdzenia lub zaprzeczenia. Zamiast tego przytulił ją mocno i szepnął: „Ćśś. Zasłużyłaś”.

      Teraz miała tylko nadzieję, że zachowa to, na co sobie zapracowała. Pokaz świateł ogarnął już całego Heimdalla i zaczął sięgać dalej w przestrzeń.

      – Pani kapitan? – odezwał się porucznik Peters, pracujący przy czujnikach. – Mamy już pewne odczyty. Świetliki.

      – Cholera…

      „Świetlikami” nazywano niewielkie autonomiczne obiekty o rozmiarach od drobinek pyłu do kilku metrów, które miały coś wspólnego ze strukturami obcej istoty z Rozety. Poruszały się w ogromnych rojach, potrafiły łączyć się w stałe obiekty albo niszczyć okręty, po prostu zderzając się z nimi z wielką prędkością. Uważano, że stanowią wielką zbiorową inteligencję, liczącą setki bilionów osobników, będących podstawą umysłu Rozety.

      Co powinna zrobić? Zostać w miejscu i obserwować? Dołączyć do reszty floty w układzie Gwiazdy Kapteyna przy Trymheimie? Próbować zbadać oszałamiające świetliste struktury ogarniające lokalną przestrzeń? Wystrzelić myśliwce?

      Rozkazy, jakie wydano pięciu stacjonującym tu okrętom, kazały po prostu patrolować układ Gwiazdy Kapteyna i zawiadomić Ziemię, ­jeśli Rózie znów się zjawią. Sądząc z tego, co się działo właśnie na Heimdallu, obcy nigdy tak naprawdę nie odeszli i Ziemia musiała się o tym dowiedzieć.

      – Zabierz nas do pozostałych – rozkazała sternikowi.

      – Aye, aye, pani kapitan.

      – Pierwszy, ogłosić alarm bojowy.

      To nie wyglądało dobrze.

      USNA FME „Olympia”

      Rozeta

      Omega Centauri

      Godzina 12.14 GMT

      Jakieś 15 800 lat świetlnych od Ziemi AI zwana przez pracujących z nią ludzi Limpy również wpatrywała się w nieznane. Chociaż nie myślała jak ludzie i nie oceniała zjawiska w ten sam sposób, wiedziała, że coś się dzieje. I nie wyglądało to dobrze.

      Omega Centauri stanowiła największą gromadę kulistą w Drodze Mlecznej – dziesięć milionów gwiazd o łącznej masie czterech milionów Słońc rozmieszczonych na przestrzeni stu pięćdziesięciu lat świetlnych. W jej centrum grawitacyjnym, głęboko w roju gwiazd tłoczących się na niebie, orbitowało sześć czarnych dziur, każda wielkości planety, ułożonych w bezdyskusyjnie sztuczny wzór – rozetę Klemperera.

      Kilkaset lat wcześniej ziemscy astronomowie wykazali, że Omega Centauri nie jest typową gromadą kulistą, ale stanowi dawne centrum małej galaktyki, wchłoniętej przez dużo większą Drogę Mleczną pół miliarda lat wcześniej. Duże galaktyki były kanibalami, zajadającymi się resztkami mniejszych. Dzięki analizie widma wykazano, że pewne gwiazdy, w tym czerwony karzeł zwany Gwiazdą Kapteyna, położony tylko dwanaście i siedem dziesiątych roku świetlnego od Ziemi, dawniej stanowiły część tej starożytnej galaktyki.

      Niedawno zaś ludzkie okręty, walczące z tak zwanym Galaktycznym Imperium Sh’daar, przeniosły się w przeszłość i odkryły tę galaktykę, zwaną przez mieszkańców Chmurą N’gai, w czasach gdy znajdowała się jeszcze ponad płaszczyzną ekliptyki Drogi Mlecznej. W sercu N’gai odkryto coś, co niemal na pewno było prekursorem Rozety – sześć błękitnych nadolbrzymów, tworzących jakiegoś rodzaju konstrukcję Sh’daarów.

      Tu, w układzie Omega Centauri, te hipergwiazdy już dawno eksplodowały i zmieniły się w czarne dziury wirujące wokół przestrzeni nie większej niż Ziemia. I, co więcej, enigmatyczna istota zwana Świadomością budowała… coś. Tytaniczne struktury, pozornie stworzone z samego światła, zawieszone wokół sześciu obracających się osobliwości i rozciągające się w nieskończoność.

      „Olympia”, zaawansowany ośrodek nasłuchowy, zamaskowany jako nierzucający się w oczy kawałek skały wielkości Everestu, z załogą składającą się ze stu pięćdziesięciu ludzi i wysoko rozwiniętej AI ze specjalnym oprogramowaniem, znalazł się na orbicie Rozety zaledwie kilka tygodni wcześniej. Dzięki danym o Świadomości uzyskanym przy Gwieździe Kapteyna Limpy mog­ła podsłuchiwać obcą istotę, podczepiając się pod kanały komunikacyjne między oddalonymi od siebie urządzeniami, składającymi się na całość.

      Jak na razie nie było to szczególnie produktywne. Jeden z ksenosofontologów stwierdził, że przypomina to ustalanie, co myśli człowiek, dzięki analizie emisji odpadów wydzielanych przez kilka bakterii w jego układzie pokarmowym. Limpy uważała, że szanse uzyskania czegoś użytecznego są nieco większe, ale rozumiała problem. Świadomość była ogromna, złożona i nawet najlepsze ziemskie SAI miały niewielkie szanse na zrozumienie jej na poziomie wyższym niż bardzo podstawowy.

      Dla Limpy było to warte ryzyka.

      W tej ­chwili AI „Olympii” dryfowała w pewnej odległości od sześciu

Скачать книгу