Star Carrier. Tom 8. Światłość. Ian Douglas

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Star Carrier. Tom 8. Światłość - Ian Douglas страница 8

Star Carrier. Tom 8. Światłość - Ian Douglas

Скачать книгу

regionami Galaktyki, innymi czasami, a nawet innymi wszechświatami.

      Istota zwana Świadomością przybyła z któregoś z tych miejsc lub czasów. Świadomość, istota z Rozety, obca inteligencja… to wszystko były nazwy dla czegoś, czego ludzkość tak naprawdę nie napotkała i mog­ła nigdy nie być w stanie zrozumieć.

      Limpy przybyła tu, aby dowiedzieć się więcej.

      – Hej, Limpy?

      – Tak, kapitanie Mosely?

      – Co to jest? To wszystko naprzeciwko Rozety?

      Limpy wiedziała, o czym mówi Mosely. Obserwowała rozwój zjawiska od kilku minut… Wielka chmura czegoś, co wyglądało jak białoszary dym pośród masy gwiazd.

      – Nie wiem, kapitanie. Wygląda na chmury mikromaszyn podobnych do tych nazwanych „świetlikami”. Są ich biliony.

      – Co robią?

      – Lecą w naszą stronę.

      – Cholera…

      AI „Olympii” obserwowała sytuację przez kilka kolejnych chwil.

      – Kapitanie, sugeruję ogłoszenie alarmu bojowego.

      – Właśnie wpadłem na to samo.

      Sekundę później w korytarzach okrętu rozległy się syreny. Nie żeby miało to wielkie znaczenie – rój dotarł do nich, zanim większość załogi zdążyła zająć stanowiska. Przeleciał jednak kilkaset kilometrów obok i wkrótce stało się jasne, że jego celem nie jest „Olympia”.

      – Gdzie one się tak spieszą? – zastanawiał się głoś­no Mosely, uznawszy, że niebezpieczeństwo minęło.

      Nagle jednak dryfującą górą kilka razy zatrzęsło, za każdym razem coraz mocniej.

      – Limpy! – zawołał Mosely. – Trafili nas! – Gwiazdy na zewnątrz zaczęły dryfować. – Kręcimy się w kółko!

      – Nie zostaliśmy trafieni, kapitanie. Wpadliśmy w niezwykle silny strumień grawitacyjny.

      – Co to, do cholery, takiego?

      – Wąski fragment przestrzeni zakrzywiono tak, aby wywołać nagły ruch w stronę Rozety. Wpadliśmy na krawędź fenomenu i jesteśmy przyciągani.

      – W stronę Rozety…

      – Owszem, kapitanie. O ile nie wyrwiemy się, przelecimy przez środek heksagonu za czterdzieści trzy sekundy.

      „Olympię” wyposażono w napęd grawitacyjny, ale okręt był powolny i o zdecydowanie za małej mocy, jak na jednostkę tych rozmiarów. Mosely wykrzykiwał rozkazy, próbując wyrwać okręt spod wpływu strumienia, ale AI już ustaliła, że mają po prostu na to za mało mocy.

      Schwytanie „Olympii” nie wydawało się celowym atakiem. Było raczej zupełnie przypadkowe. Kolumna grawitacyjnie zakrzywionej przestrzeni spowijała rój płynący przez przestrzeń w stronę Rozety. Prawdopodobnie same urządzenia wytwarzały to zakrzywienie jako rodzaj napędu, a ich cel znajdował się gdzieś po drugiej stronie czasoprzestrzennych wrót.

      Bez względu jednak na powód, ciągnęły za sobą „Olympię”.

      Z chłodną skutecznością Limpy skompresowała kompletny zapis ostatnich wydarzeń w komunikat i wystrzeliła go w kosmos wiązką laserową. W sercu Omega Centauri dryfowały inne okręty, które mog­ły zanieść wieści na Ziemię.

      Przed nimi zniekształcenie czasoprzestrzeni wytwarzane przez wirujące osobliwości poszerzało się, wypełniając niebo. Jaskrawe świat­ło, uwięzione w anomalii grawitacyjnej, tworzyło świetlistą aureolę przypominającą ogromne oko. W samym środku zniekształcenia, wewnątrz źrenicy, pojawiły się gwiazdy. Limpy szybko przeskanowała je i przeanalizowała. Okazało się, że ich układ nie pasuje do niczego w jej pamięci.

      Wtedy właśnie „Olympia” wleciała do oka i zniknęła z lokalnej czasoprzestrzeni.

      Winda kosmiczna Supra­Quito

      W podróży

      Godzina 16.35 TFT

      Gray cieszył się, że zawsze podróżuje bez większych bagaży. Po rozmowie w Genewie zabrano go do hotelu, gdzie spał niespokojnie, a następnie udał się na sześciogodzinną odprawę, gdzie omawiano rzeczy, które już wiedział: zniszczoną zaawansowaną cywilizację przy Gwieździe Tabby, okrycie Kodu Omega i fakt… nie, założenie, że układ jasnej, białobłękitnej gwiazdy Deneb jakieś sto siedemdziesiąt trzy lata świetlne od Gwiazdy Tabby zamieszkuje kolejna zaawansowana cywilizacja.

      Jako że to on odkrył lwią część tych rzeczy, Gray przez większość czasu się nudził. W pewnym momencie miał jednak okazję poprawić osobę prowadzącą prezentację. Istniał potencjalny motyw ataku na Satori, cywilizację z Gwiazdy Tabby. Satori oto­czyli swoje słońce silnikami grawitacyjnymi i przyspieszali, wraz z całą swoją cywilizacją, gwiazdą i rojem Dysona, w stronę Deneba. Nadal nie było wiadomo dlaczego. Z kolei Denebianie najwyraźniej nie lubili nieproszonych gości.

      Gray przypomniał zgromadzonym w amfiteatrze centrum Ad Astra, że warto o tym pamiętać, gdy zbliżą się do Deneba.

      Po południu razem z Wasiliewą i kilkunastoma jej ksenosofontologami wsiadł do kolejnego, zdecydowanie większego promu grawitacyjnego, by polecieć do Quito, w Unión de América el Sur.

      Stamtąd metro zawiozło ich do podstawy pierwszej z trzech wind kosmicznych Ziemi, położonej na szczycie góry na samym równiku. Wsiedli do specjalnego ekspresowego wagonu, który miał zabrać ich do Supra­Quito.

      Wagon ekspresowy oznaczał przyspieszenie 1 g, co ­jeśli dodać jeszcze 1 g przyspieszenia ziemskiego, oznaczało dwukrotność ziemskiego ciążenia przez pierwszą część podróży. Magnetyczny wagon wyposażono jednak w luksusowe siedzenia mające zapewnić pasażerom tak komfortowe warunki, jak to możliwe, mimo poczucia, że ktoś siedzi im na piersi. Podłoga, ściany i sufity wyświetlały obraz otoczenia – zapierający dech widok na oddalającą się, spowitą chmurami Ziemię.

      Nie żeby któreś z nich było szczególnie zainteresowane oglądaniem Ziemi. Gray skupiał się na oddychaniu, gdy coraz szybciej pędzili ku niebu nad Quito, magnetycznie przyspieszeni na naprężonym kablu łączącym planetę z niebem.

      Poczucie nacisku nieco malało w miarę, jak wagon jechał coraz wyżej. Trzydzieści dwie minuty po opuszczeniu portu podróżowali z prędkością dziewiętnastu i pół kilometra na sekundę i znajdowali się w połowie drogi, niemal dziewiętnaście tysięcy kilometrów nad górskim szczytem. Przyspieszenie ustało i przedział pasażerski obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni, aż błękitno-biały obraz Ziemi zajął pozycję nad ich głowami. Obecnie decelerowali z 1 g, ale ciążenie było mniejsze, bo Ziemia je niwelowała.

      – Myślałem, że w kosmosie będziemy w nieważkości! – mruknął jeden z naukowców. Nazywał się doktor Liu i z tego, co wiedział Gray, wykładał w Szanghajskim Instytucie Technologicznym.

      –

Скачать книгу