Córka gliniarza. Kristen Ashley
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Córka gliniarza - Kristen Ashley страница 20
– Ma coś, co należy do mnie – kontynuował Wilcox.
– Wiem. – Uznałam, że tyle mogę zdradzić.
– I powinien mi to zwrócić dziś rano. Nie wiesz, co się z nim stało?
Hmm, nie byłam nigdy na kursie „ile możesz powiedzieć, gdy przesłuchują cię porywacze”, liznęłam tylko obsługę komputera i rachunkowość biznesową, więc czułam, że sytuacja mnie przerasta.
– Spędził noc u Lee, ale dziś rano ja i Lee byliśmy trochę… – urwałam, szukając dobrego słowa na opisanie szoku, jaki przeżyłam bladym świtem – zajęci… i nie zauważyliśmy, kiedy wyszedł.
– Zajęci… – Spojrzał na moje piersi tym samym obleśnym wzrokiem. Czułam, jak wywraca mi się żołądek, musiałam się bardzo starać, żeby nie skrzywić się z obrzydzenia. – Wyobrażam sobie. Wiesz, gdzie on może być?
Pokręciłam głową.
– Chciałabym. Parzy u mnie kawę i nie zjawił się w pracy; jego nieobecność odbije się na utargu.
– Jest naprawdę w tym dobry – wtrącił się Gary Gnat. – Ma gościu talent.
Wilcox rzucił mu spojrzenie „zamknij twarz, deklu” i Gary zamilkł. Potem wampir spojrzał na mnie.
– Wiesz, gdzie teraz mogą być te diamenty?
Wiedziałam, ale znów pokręciłam głową. Nie chciałam wciągać w to jeszcze Duke’a.
Miałam nadzieję, że Wilcox to kupi, w końcu jestem doświadczonym blagierem.
– Te kamyki są warte milion dolarów – oznajmił.
Szczęka mi opadła. Niech to szlag.
– Serio? – wyjąkałam.
– Serio. Rozumiesz teraz, dlaczego chciałbym je odzyskać.
Pokiwałam głową, tym razem bardzo żarliwie.
Gdyby mi ktoś świsnął diamenty warte milion dolców, też pewnie chciałabym je odzyskać. Rosie musiał uprawiać gandzię prima ekstra sort, żeby dostać za to milion w diamentach.
Gary poruszył się, spoglądając w okno, i wymruczał:
– Przyjechał Nightingale.
Poczułam przypływ nadziei i szybko zdecydowałam, że przez najbliższe trzydzieści minut mogę nie unikać Lee.
Wilcox nie zareagował. Patrzył na mnie, a potem spytał:
– Jesteś pewna, że nie wiesz, gdzie jest Rosie?
– W San Salvador? – odparłam, zupełnie serio.
Uśmiechnął się. Uznał chyba, że próbuję być zabawna. Uśmiech był tak obleśny, że poczułam dreszcze.
Lee wszedł. Odwróciłam się do niego, nadal z workiem lodu przy twarzy.
Wystarczyło na niego spojrzeć, żeby zrozumieć, czemu ci goście tak się go boją.
Takiego Lee jeszcze nie znałam.
Wciąż miał na sobie dżinsy, obcisłą granatową bluzkę i motocyklowe buty, ręce trzymał luźno wzdłuż boków. Ale gdy wszedł, cała uwaga skupiła się na nim. Patrzył groźnie i czujnie, emanował czystą, brutalną siłą i był bardzo, ale to bardzo wkurzony.
Stanął i spojrzał na lód na mojej twarzy.
Jego policzek drgnął.
Niedobrze…
Przeniósł wzrok na Wilcoxa.
– Sądziłem, że doszliśmy do porozumienia – odezwał się.
Wampiryczny Dziadek zerwał się na równe nogi, uniósł ręce.
– Lee, zaszła pomyłka! Chciałem tylko porozmawiać z twoją dziewczyną i sprawy wymknęły się spod kontroli.
– Coxy, mam wrażenie, że sporo spraw wymyka się ostatnio spod kontroli. Kto ją uderzył? – Przeniósł wściekły wzrok na Gary’ego Gnata.
Wilcox również na niego spojrzał. Ja też.
Gary zbladł.
– Pozwól, że ja się tym zajmę – powiedział Wilcox.
– Jeśli nie powiesz, kogo zaświerzbiła ręka, przejadę się po wszystkich twoich ludziach – odparł Lee. – Wtedy będę miał pewność, że skurwiel dostał za swoje.
O szlag. Sama bym się posikała ze strachu.
Powiedział to tak, że przeszył mnie dreszcz, ale nie ten, który zazwyczaj przy nim czułam.
Wilcox westchnął, zgnębiony głupotą swojej kadry. Pewnie czasem ciężko być szefem przestępców.
– Teddy – sypnął.
Lee skinął głową, podszedł i podniósł mnie z kanapy.
– Miło było cię poznać – rzucił łagodnie Wilcox, gdy Lee wyprowadzał mnie z pokoju, obejmując jedną ręką.
Spojrzałam na niego przez ramię i, ośmielona obecnością Lee, rzuciłam:
– Cała przyjemność po pana stronie.
Odprowadził nas jego śmiech.
Lee nie zareagował na tę wymianę uprzejmości. Posadził mnie na miejsce pasażera w swoim srebrnym Chryslerze Crossfire, usiadł za kierownicą i ruszyliśmy. Zanim zdążyłam się odezwać, wziął komórkę i wybrał numer.
– Znajdź Teddy’ego i zawieź go do mojego biura. To chłopak Coxa.
Potem się rozłączył i rzucił komórkę na deskę rozdzielczą.
Był zły jak diabli.
– Ally… – zaczęłam.
– Wszystko w porządku.
Odetchnęłam z ulgą.
– Skąd wiedziałeś, gdzie jestem?
– Miałem człowieka pod domem Rosiego. Widział, co się stało.
Że co?
– Czemu nic nie zrobił? – podniosłam głos.
– Nie miał pojęcia, kim jesteś – odparł Lee i dodał po chwili