Córka gliniarza. Kristen Ashley

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Córka gliniarza - Kristen Ashley страница 16

Córka gliniarza - Kristen Ashley Rock Chick

Скачать книгу

które zaśmieca krajobraz i niszczy środowisko.

      Czy coś w tym stylu.

      – O rany, politycznie poprawna Indy, Boże miej nas w swojej opiece.

      – Mądrala – rzuciłam z uśmiechem.

      – O czym chcesz gadać?

      Odetchnęłam.

      – Co trzeba zrobić, żeby znaleźć kogoś, kto zaginął?

      Hank spoważniał; nie mogłam go zobaczyć, ale wiedziałam, że tak było.

      – Kto to jest?

      – Nie znasz. – No dobra, znał, ale tylko kupował u niego kawę, gdy zaglądał do księgarni.

      – Dawno zaginął?

      Policzyłam w myślach.

      – Z dziesięć godzin temu.

      – Nic z tego, Indy, to jeszcze nie podpada pod zaginięcie.

      – A jeśli ja wiem, że zaginął?

      – Kto to?

      – Mój pracownik, poważny gość. – To oczywiście kłamstwo, o Rosiem można powiedzieć wiele rzeczy, ale nie to, że jest poważny. Nigdy jednak nie przegapiał okazji, by robić kawę; pracował siedem dni w tygodniu i nie narzekał. – Nie zjawił się dzisiaj w robocie – mówiłam dalej. – Nazywa się Ambrose Coltrane. – Nie chciałam używać ksywki, może Lee już dzwonił do Hanka?

      – Ten sam Ambrose Coltrane, którego szuka Lee?

      Słucham?!

      – Przecież Lee wiedział tylko, że mówią na tego gościa Rosie – warknęłam.

      Hank rzucił po chwili:

      – Mój brat ma swoje sposoby.

      Wrr.

      Wszyscy zawsze to powtarzali. Lee ma swoje sposoby, żeby wyrywać kolejne laski. Ma swoje sposoby, żeby bez kasy dostać części do samochodu. Ma sposoby, żeby gdziekolwiek znaleźć wolne miejsce parkingowe. Miał sposoby, żeby uwolnić się od szlabanu najpóźniej godzinę po tym, jak został uziemiony, podczas gdy my z Ally musiałyśmy odpękać cały tydzień czy miesiąc, czy ile tam wymagało nasze przestępstwo.

      Hank nie wyczuł mojej frustracji.

      – Ma swoją bazę danych, zdążył sporo ogarnąć – kontynuował. – Dzwonił dwie godziny temu i prosił, żebym dał mu znać, jak ten Coltrane wypłynie. Robi to dla ciebie?

      Przerwa na moją odpowiedź. Cisza.

      – Co się dzieje? – Hank przestał być rzeczowy, teraz przybrał surowy ton starszego brata. – Czemu ty i Lee szukacie tego samego kolesia?

      Zasada numer jeden w kodeksie Indii Savage: „Kiedy masz wątpliwości lub wyczuwasz kłopoty, kłam”.

      – Nie wiem. Słuchaj, Hank, a możesz zadzwonić najpierw do mnie, jeśli dowiesz się czegoś o Rosiem? A potem zapomnisz o tym na godzinę, dwie lub dwadzieścia i dopiero wtedy dasz znać Lee?

      – Nie, dopóki nie powiesz mi, o co chodzi.

      Stary numer, uparty do końca.

      – To zapomnij. Widzimy się na grillu u taty.

      – Będziesz z Lee?

      – Nie przypuszczam. Obawiam się, że do tego czasu zdążymy zerwać. Na razie.

      Odłożyłam słuchawkę i otworzyłam kontakty w komórce. Przewinęłam do Lee, wzięłam głęboki wdech i zadzwoniłam do niego.

      Odebrał od razu.

      – No?

      – Lee, tu Indy.

      Do księgarni wszedł klient, zamówił podwójne espresso. Dałam mu znak, żeby chwilę zaczekał, Jane zaczęła stukać kolbą o zlew, żeby wytrząsnąć kawę.

      – Gdzie ty jesteś? – zapytał.

      – W księgarni.

      – Nie mówiłem ci, żebyś została u mnie?

      Tak jakbym kiedyś robiła to, co mi mówią.

      – Prowadzę księgarnię, a dziś nie ma dwóch pracowników. Musiałam przyjść.

      – Niecałą dobę temu do ciebie strzelano.

      Chyba był zły.

      – Jane nie może tu siedzieć sama cały dzień. Biedna się załamie. – Czemu ja się tłumaczę?! – Słuchaj – przypomniało mi się. – Musisz powstrzymać Kitty Sue, opowiada wszystkim, że jesteśmy razem.

      – Bo jesteśmy.

      – Nie, nie jesteśmy.

      – Komu mówiła?

      – Mojemu tacie, Marianne Meyer, Hankowi i Bóg wie komu jeszcze. To się wymyka spod kontroli, trzeba to zatrzymać.

      – Hank nie wie tego od niej, tylko ode mnie.

      – Po co to zrobiłeś? – prawie krzyknęłam, klient cofnął się lekko.

      Lee odezwał się po chwili milczenia:

      – O której zamykasz?

      – O szóstej.

      – Nie wychodź z księgarni. Przyjadę cię zabrać.

      – Lee…

      – Do zobaczenia o szóstej.

      I się rozłączył.

      Skończony łajdak.

      ***

      Ally wróciła z informacją, że Rosiego nie zastała w domu.

      Spytałam, czy nie kręcił się tam czasem Lee, ale też nie.

      Wobec tego pojechałyśmy zobaczyć się z kumplem Rosiego, jego numero uno w razie wypadku.

      Mieszkał w Highlands. Stały tu wielkie stare domy i bungalowy, ale Rosie nie mieszkał w żadnym starym odrestaurowanym budynku. Nie mieszkał nawet w obrębie, gdzie byłby choć jeden odnowiony dom albo taki choć z kawałkiem trawy na podwórku czy z zasłonami w oknach. Tu były pustostany.

      Pukałyśmy, ale nikt nie otworzył.

      Wsiadłyśmy do samochodu i zadzwoniłyśmy na domowy z mojej komórki. To samo – zero odzewu.

      Ruszyłyśmy,

Скачать книгу