Córka gliniarza. Kristen Ashley
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Córka gliniarza - Kristen Ashley страница 4
Działam we frontowej części księgarni. Mamy tu kilka wygodnych kanap, foteli i stolików; zainwestowałam w ekspres do kawy i przejęłam swojego ulubionego baristę, Ambrose’a „Rosiego” Coltrane’a z sieciowej kafejki przy drodze.
Rosie jest bogiem kawy. Zwykłą waniliową latte robi tak, że człowiek dostaje orgazmu od samego zapachu. Potrafi być upierdliwy, jest takim kawowym odludkiem (przychodzi, robi kawę, idzie do domu), lecz niezaprzeczalnie ma talent.
Wprowadzenie kawy do księgarni okazało się hitem. Gdy popłynęło espresso, książki zaczęły się lepiej sprzedawać; dzięki temu mogłam mieć nowe meble w salonie i szybko rosnącą kolekcję zajebistych pasów i kowbojek.
***
To wszystko przemknęło mi przed oczami.
Podobno cała masa rzeczy przelatuje człowiekowi przed oczami, gdy ktoś do niego strzela.
***
Patrzyłam na swoją komórkę, usiłując uspokoić rytm serca i jednocześnie wykombinować, do kogo zadzwonić.
Mogłam – i pewnie powinnam – zadzwonić do taty, Malcolma albo Hanka.
Uwzględniając wybór, jaki miałam, oraz sytuację, w jakiej się znalazłam, najlepszą opcją byłby Hank. Pewnie dostałby szału na wieść, że ktoś do mnie strzelał, i zapewne zgarnąłby Rosiego, ale przynamniej nie zatłukłby go na miejscu za to, że naraził mnie na niebezpieczeństwo.
Hank to oaza spokoju. Właśnie dlatego był świetnym sportowcem, studentem i gliną.
Mój ojciec to mój ojciec, Malcolm uważał się za ojca numer dwa, więc pewnie obaj ostro by się nakręcili i zrobili dziką awanturę, która wystraszyłaby Rosiego.
A on był artystą.
I jako artysta miał delikatną naturę. Łatwo się denerwował; wystarczyło zamówić dwie kawy naraz, żeby przeszedł mikrozałamanie nerwowe. W sieciowej kawodajni bardzo się męczył, za to księgarnia okazała się niebem. Mógł w skupieniu tworzyć kawę, a nawet jeśli pojawiała się presja i stłoczyło się za dużo ludzi, któreś z nas: Jane, Duke albo ja, brało na siebie ten chaos, pozwalając Rosiemu działać.
Teraz Rosie zastrzegł: żadnych gliniarzy.
Wiedziałam dlaczego.
Dlatego, chociaż naprawdę bardzo chciałam zadzwonić do Hanka, nie wystukałam numeru.
***
Mogłam też skontaktować się z Lee. W końcu nie jest gliną, a ja miałam w komórce numery jego telefonów, Ally o to zadbała.
To nawet wydawał się niezły pomysł. Lee po liceum poszedł do wojska, służył w siłach specjalnych i robił tam rzeczy, które sprawiły, że z jego ciemnych oczu zniknął ten błysk starego dobrego kumpla, a pojawiło się coś chłodnego, poważnego, a nawet przerażającego. Po wojsku zdobył licencję prywatnego detektywa i otworzył biuro w LoDo (centrum Denver). Teoretycznie pracował teraz jako detektyw, a w praktyce nikt nie miał pojęcia, co tak naprawdę robi. Nie wiem, czy ktokolwiek w ogóle siedzi w jego biurze.
Mogłam zadzwonić i powiedzieć, że ktoś do mnie strzelał. To pewnie załatwiłoby sprawę. Wprawdzie przez ostatnie dziesięć lat rzadko się ze sobą kontaktowaliśmy, ale istniało coś takiego jak solidarność rodzinna, a on uważał mnie za swoją młodszą siostrę (ech).
Pewnie szybko znalazłby tamtych gości (kimkolwiek są) i zastrzelił. To znaczy najpierw by ich torturował, potem wpakowałby im kulkę w łeb. Posiadał niezwykłe umiejętności; w każdym razie tak wynikało z tego, co tata i Malcolm mamrotali między sobą, i to nieraz.
To już nie byłoby tak jak wtedy, gdy miałam szesnaście lat i Brian Archer rozpowiadał, że robiłam mu loda (choć tak naprawdę tylko się całowaliśmy). Lee wtedy znalazł kolesia i złamał mu nos.
Tym razem byłoby znacznie gorzej.
Może jednak darować sobie telefon do Lee.
***
W takim układzie zostawała mi tylko Ally.
Allyson Nightingale, która uwielbia przygody.
Allyson Nightingale, która, jak nikt, potrafi trzymać język za zębami.
No i nie jest gliną.
Rozdział 2
Powinienem przełożyć cię
przez kolano
Dwadzieścia minut później stałam w salonie w mieszkaniu Lee.
Wpadałam tu kilka razy, ale tylko przelotnie, na chwilę. Coś podrzucałam albo odbierałam i zawsze towarzyszyła mi Kitty Sue albo Ally.
I zawsze był tutaj Lee.
W tej chwili go nie było.
– To zły pomysł – poinformowałam Ally.
Obie jesteśmy tego samego wzrostu, czyli metr osiemdziesiąt, Ally waży dziesięć kilo mniej, nosi mniejszy rozmiar dżinsów – mniejszy tyłek, i rozmiar mniejsze staniki – mniejszy biust. Ma orzechowe oczy jak Hank i gęste ciemne włosy tak jak wszyscy Nightingale’owie. Chodzi z rozpuszczonymi tak jak ja.
Teraz miała na sobie dżinsową miniówkę z obstrzępionym brzegiem, jaskrawożółty podkoszulek z błyszczącym napisem Sugar przez całą pierś, na nogach klapki.
Obu nam stuknęła trzydziestka, Ally jest dwa tygodnie młodsza ode mnie. Pomyślałam właśnie, że jak skończymy osiemdziesiątkę, dalej będziemy nosić dżinsowe spódniczki mini i podkoszulki. I chociaż taka przyszłość wydawała się całkiem super, trochę mnie wystraszyła.
– Lee wyjechał – oznajmiła Ally. – Nieprędko wróci, a już na pewno nie dzisiaj w nocy. I uwierz mi, nikt nie będzie na tyle walnięty, żeby włamywać się do jego mieszkania.
Spojrzałam na Rosiego, zastanawiając się nad jej słowami.
Mój barista przechodził akurat etap artysty w kryzysie. Łypał dziko, wyglądał, jakby chciał stąd zwiać, i trochę działał mi na nerwy. Przez niego prawie mnie zastrzelili! Choć w sumie – nie jego wina. W końcu nie on do mnie strzelał i nie on pyskował tamtym gościom.
Zawsze narobię sobie kłopotów ze swoją niewyparzoną gębą.
Ale to mój przyjaciel i chciałam zapewnić mu bezpieczeństwo, bo właśnie to się robi dla przyjaciół. Przyjaciele nie piją, żeby móc cię odwieźć do domu, jeśli ty pijesz. Lubią twojego chłopaka, gdy jesteście razem, i wieszają na nim psy, gdy już zerwiecie. I znajdują ci bezpieczną