Córka gliniarza. Kristen Ashley
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Córka gliniarza - Kristen Ashley страница 6
– Mów – zażądał głęboki głos.
Wtedy wyraźnie poczułam zapach tytoniu, skóry i przypraw.
Lee.
Jasna cholera.
Albo miałam wyjątkowego pecha, albo Allyson mnie wrobiła.
Może nawet razem z Rosiem. Tak jej zależało, żeby zostać moją szwagierką, że w końcu straciła cierpliwość i wynajęła kogoś, żeby do mnie strzelał.
– Dwie sekundy – ostrzegł.
– Lee, to ja. Indy.
Ręce na moich nadgarstkach rozluźniły chwyt, lecz nie puściły.
– Co się tu, kurwa, dzieje?
Wzięłam głęboki wdech, moje piersi mocniej przycisnęły się do jego torsu.
Nigdy w życiu nie byłam tak blisko, nie przywierałam do niego całym ciałem. Nawet w czasach, gdy mu się narzucałam, nie zbliżyłam się aż tak bardzo.
Wyjaśniłam szybko:
– Mam problem i potrzebowałam bezpiecznego miejsca na nocleg. Ally mnie tu wpuściła.
Potrzebował chwili, by to przyswoić.
– Kim jest gość na kanapie?
– Rosie, mój barista.
– Twój kto?
– Parzy kawę u mnie w księgarni.
– Szlag.
Puścił mnie, odwrócił się na pięcie i wyszedł.
Odruchowo poszłam za nim.
Weszłam do salonu, włączył światło. Rosie leżał na środku pokoju twarzą do podłogi, ręce i nogi miał za plecami owinięte taśmą, usta zaklejone.
– Jezu, Lee! Co mu zrobiłeś? – Podbiegłam i uklękłam przy Rosiem, który rozglądał się dziko, przerażony, próbując się uwolnić.
Niewiarygodne – przespałam całą tę akcję.
Rany, Lee jest naprawdę dobry.
Teraz przykucnął, wyjął scyzoryk i zaczął przecinać taśmę.
– Wróciłem do domu, zastałem jakiegoś kolesia na kanapie i kogoś w moim łóżku. Jak myślisz, co mogłem zrobić? – odparł i zerwał taśmę z ust mistrza robienia kawy.
– Au! – krzyknął barista.
Usiadłam i podwinęłam pod siebie nogi, gapiąc się na Lee.
Zrobił dokładnie to, co myślałam, że mógłby zrobić.
– Ally cię nie uprzedziła – stwierdziłam.
– Nie uprzedziła.
– Zabiję ją – warknęłam.
– O rajusiu, ja pierdolę – wykrztusił Rosie.
Lee stał z rękami skrzyżowanymi na piersi.
– Wszystko w porządku? – spytałam Rosiego, a on posłał mi spojrzenie, które mówiło: chyba zwariowałaś, przecież ten psychol właśnie skrępował mnie taśmą!
Można by pomyśleć, że nie da się tego zawrzeć w jednym spojrzeniu, ale serio, jemu się udało.
– Co tu się dzieje? – powtórzył Lee, patrząc na nas.
Wtedy zajarzyłam, że mam na sobie skąpe koronkowe majteczki w kolorze morelowym, które odsłaniają mi tyłek, oraz pożyczony podkoszulek. Niekoniecznie chciałam w takim stroju prowadzić rozmowę.
– Pójdę się ubrać. – Wstałam.
Pokręcił głową.
– Najpierw odpowiesz.
– Muszę coś na siebie włożyć!
– Jedyne, co musisz w tej chwili, to wyjaśnić mi, co tu jest, do cholery, grane – odparował Lee. Jego ton nie pozostawiał miejsca na dyskusję, na twarzy malowała się złość.
Tak czy inaczej posłałam mu miażdżące spojrzenie, żeby sobie nie myślał.
– O rajusiu, ja pierdolę – powtarzał Rosie, odklejając z nadgarstków resztki taśmy.
Wzięłam głęboki wdech. Należało czym prędzej wyjaśnić tę sytuację już choćby po to, żebym mogła wciągnąć na tyłek levisy. Zwykle bez dżinsów czułam się nago, ale tym razem dosłownie byłam naga.
– No dobra, sprawa wygląda tak. Mój przyjaciel i ja musieliśmy gdzieś spędzić noc, jutro się wyniesiemy.
– Dlaczego?
– Nie mów mu! – krzyknął spanikowany Rosie.
– Albo mówisz, albo stąd spadasz – odparł Lee.
Spojrzałam najpierw na Lee, potem na Rosiego.
Znałam swojego baristę od pięciu lat. Przychodził do mnie na imprezy. Byliśmy razem na paru koncertach. Ogólnie spoko gość, trochę humorzasty i tajemniczy, ale wcale nie tak wyczilowany, jak można by się spodziewać po kimś, kto jara tyle trawy.
Nie miałam pojęcia, że coś kręci na boku. Wiedziałam, że parzy wspaniałą kawę, że uważa Jima Morrisona za boga, który zstąpił na ziemię, i że pali trawkę.
Wbiłam wzrok w Lee.
– Musisz przyrzec, że zachowasz to dla siebie.
– Nie! – Rosie zerwał się na równe nogi.
– Nic nie muszę przyrzekać – odparł Lee.
Zerknęłam jeszcze raz na obydwu.
Lee robił trudności i nic dziwnego, skoro władowaliśmy się mu na chatę bez pozwolenia.
Rosie też się stawiał, ale u niego to norma.
A ja najbardziej na świecie chciałam się ubrać.
– Można mu ufać – powiedziałam do Rosiego.
Ten łypał teraz na Lee wzrokiem oddalonym całe lata świetlne od łagodności. Najpierw został ostrzelany, potem spętany jak gęś na Boże Narodzenie, co ja spokojnie przespałam.
Ale miał kłopoty. I musiał