Kurier z Teheranu. Wojciech Dutka
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Kurier z Teheranu - Wojciech Dutka страница 6
Tego dnia znów śnił dziwny sen. Znalazł się w nim w dziwnym miejscu, które nie przypominało niczego, co znał. Był to jak gdyby ogród, z kwitnącymi drzewami, z tą jedynie różnicą, że ogrodzony drutem kolczastym. Pośrodku stał budynek z czerwonej cegły z dużym kominem. We śnie Czechowicz wszedł do środka. W zaciemnionym miejscu zauważył, że w głębi budynku znajduje się obudowany cegłami duży piec. Ów piec nie pracował. Nie było żadnego śladu ognia. Czechowicz zauważył, że drzwi pieca drgnęły. W środku znajdował się... on sam.
Poeta Józef Czechowicz obudził się zlany zimnym potem.
Często miewał takie sny. Kiedy umierała jego matka, cudowna prosta kobieta, jej śmierć także mu się przyśniła. A teraz widział własną. Jej przeczucie nosił w sobie i często publicznie o tym mówił, ale zaczynał bać się tego, co nadchodzi. Nie potrafił określić, czym było owo marzenie senne. Uspokajał się, przekonując przyjaciół i samego siebie, że ma długą linię życia na prawej dłoni.
Ale nie wierzył w to, co mówił.
*
Mokrzycki tego dnia miał jechać do domu, żeby się spakować i pożegnać z żoną, ale po południu wezwano go do siedziby kontrwywiadu. Pułkownik Smoleński dopiero co zakończył spotkanie z ministrem Beckiem i marszałkiem Rydzem-Śmigłym. Wrócił w złym humorze.
– Czy pan wie, co się dziś stało? – zapytał pułkownik.
– Skądże – odparł zdziwiony Mokrzycki.
– Dziś minister spraw zagranicznych Rzeszy Joachim von Ribbentrop poleciał do Moskwy. Podpisał pakt o nieagresji ze Związkiem Radzieckim. Po południu ten fakt potwierdziło niemieckie radio.
– To zaskakujące – odparł Mokrzycki.
– Zawaliliśmy to – powiedział z rezygnacją pułkownik Smoleński. – Wódz naczelny rzucił mi to w twarz.
– Tak się wyraził?
– Powiedział, że to spierdoliliśmy – doprecyzował pułkownik. – Jak rzadko, zgadzam się z wodzem naczelnym.
Mokrzycki rozumiał emocje swego przełożonego. Dwójka i sieć jej współpracowników w Niemczech powinni byli ostrzec kierownictwo państwa polskiego, że zbliżenie się Sowietów z III Rzeszą jest możliwe. Jeśli tak się nie stało, to kto ponosił za to winę?
– To zaskakujące – rzekł Mokrzycki. – Będąc w Hiszpanii, nigdy bym nie przypuścił, że Hitler ze Stalinem mogą się dogadać. Ale...
Pułkownik dostrzegł wahanie Mokrzyckiego. Cenił jego analizy strategiczne.
– Ale co?
Mokrzycki odchrząknął.
– Można to było jednak przewidzieć. Od układu w Monachium z września ubiegłego roku Sowieci są w izolacji. Tymczasem wiele państw na Monachium zyskało. My też.
Mokrzycki pił do tego, że w październiku zeszłego roku Wojsko Polskie wkroczyło na Zaolzie. Pułkownik puścił to mimo uszu. Jednak po chwili Mokrzycki asekuracyjnie dodał:
– Najważniejsze jest to, jakie ów pakt może mieć konsekwencje dla nas.
Pułkownik Smoleński podniósł wzrok. Mokrzycki zobaczył w jego oczach pustkę i trochę się tego przeraził. Nie spodziewał się takiego braku wiary w oczach szefa agencji wywiadu wojskowego. Zrozumiał, że teraz, po podpisaniu tego paktu, są zgubieni.
– Co mam zatem czynić? – zapytał spokojnie.
– To, co będzie sugerowała panu sytuacja. Te materiały nie mogą trafić w ręce Niemców, a ponieważ teraz nie wiemy, jak zachowają się Sowieci, pana zadaniem powinno być wywiezienie dokumentów z kraju w razie wojny. Proszę udać się w stronę granicy węgierskiej lub rumuńskiej.
Mokrzycki pomyślał z goryczą, że pułkownik z taką łatwością mówi o granicy węgierskiej, jak gdyby Czechosłowacji nigdy nie było na mapach. A przecież istniała do wiosny tego roku. Nie żeby specjalnie lubił Czechów, ale cała ta sytuacja pokazywała, że Polska znalazła się w bardzo złym położeniu. Mokrzycki nie miał też wielkiej wiary w zachodnich sojuszników; widział przecież, że Wielka Brytania i Francja nie zrobiły wiele, aby zatrzymać Hitlera i Mussoliniego w Hiszpanii.
– Materiały będą na pana czekały spakowane w kasie pancernej, do której klucze będzie miał tylko pan. Odbierze je pan od naszego podoficera łącznikowego chorążego Kalińskiego, którego już pan poznał. Nie podlega pan nikomu oprócz mnie i naczelnego wodza. Wykonuje pan misję o specjalnym znaczeniu. Proszę pamiętać, że pod żadnym pozorem te materiały nie mogą wpaść w ręce wroga. Dokładnie tak brzmi rozkaz. Nie precyzuję, kto będzie tym wrogiem.
Smoleński nie mógł wiedzieć, jak zachowają się Sowieci, w razie gdyby Hitler napadł na Polskę.
Mokrzycki wstał. Nie zostało mu nic do dodania, przełożony wyraził się dostatecznie jasno.
– Czy to wszystko, panie pułkowniku?
– Nie. Minister Beck chce z panem skonsultować układ niemiecko-sowiecki. Proszę być przygotowanym na każde pytanie. Od czasu wojny w Hiszpanii uchodzi pan za jednego z najzdolniejszych analityków wywiadu. Gdybyśmy mieli takich ludzi jak pan w Związku Sowieckim, moglibyśmy wydrzeć wiele tajemnic NKWD.
– Czego mam się spodziewać po ministrze?
– Pełnych gaci strachu – odrzekł pułkownik, nie owijając w bawełnę. – Siedzi u niego ambasador francuski Noël. Chciałbym, aby utarł pan nosa temu gościowi. Proszę jednak nie przekraczać granicy dobrego smaku.
Smoleński podał mu rękę. Ściskając ją, Mokrzycki zauważył, że była mokra od potu. Pułkownik też się bał. Po chwili Mokrzycki uświadomił sobie, że klęska militarna nie jest wcale najgorszą rzeczą, jaka może spotkać Polskę wystawioną na pastwę dwóch najbardziej krwiożerczych reżimów totalitarnych w dziejach. Polska mogła zostać pożarta. Jadąc do pałacu Brühla na spotkanie z ministrem Beckiem, hrabia Mokrzycki postanowił uświadomić mu to za wszelką cenę.
*
W drodze do ministra Mokrzycki pokonał tę samą trasę co zwykle. Z tą różnicą, że ze względu na mundur i przydział służbowy do kontrwywiadu nikt go tym razem o nic nie pytał. Atmosfera w MSZ była przygnębiająca, nawet sekretarki, które zazwyczaj rzucały przystojnemu Mokrzyckiemu ukradkowe spojrzenia, teraz wyglądały na zupełnie pogubione. Mokrzycki poszedł prosto do gabinetu ministra.
Beck siedział za swoim wspaniałym biurkiem w stylu Ludwika XVI. W popielniczce znajdował się stos niedopałków – minister zaczął palić bardzo mocne papierosy. Mokrzycki przepisowo stuknął obcasami oficerskich butów i zauważył, że na kanapie rozsiadł