Zaraza. Monika Sznajderman
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Zaraza - Monika Sznajderman страница 1
Monika Sznajderman
Zaraza
Mitologia dżumy, cholery i AIDS
Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.
Projekt okładki Agnieszka Pasierska / Pracownia Papierówka
Copyright © by Monika Sznajderman, 2020
Adiustacja Ewa Ostafin
Skład d2d.pl
Skład wersji elektronicznej d2d.pl
ISBN 978-83-8191-040-8
Spis treści
Rozdział I. Ciągnie Homen ponury
Rozdział III. Dopóki zaraza trwa
Rozdział V. Filmowy język plagi
Rozdział VI. AIDS – kształt mitu
Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym
This ebook was bought on LitRes
Droga Czytelniczko, drogi Czytelniku,
oddaję w Wasze ręce książkę wydaną po raz pierwszy w 1994 roku. Oddaję ją w takiej wersji, w jakiej ukazała się wówczas, ponieważ jej tematem nie jest aktualny stan wiedzy medycznej na temat chorób epidemicznych, lecz kulturowy, sakralny wymiar zarazy, który w swojej istocie jest od wieków niezmienny. Nie uaktualniam także opowieści o AIDS z rozdziału ostatniego. Rozdział ten, poświęcony mitowi AIDS, był pisany na gorąco, w czasie gdy choroba dopiero zaczynała się rozprzestrzeniać. Miałam niesłychany przywilej obserwowania, w jaki sposób w kulturze ożywają dawne treści, jak idealnie ta nowa, przerażająca wówczas choroba wpisała się w kulturowy kod plagi.
W zakończeniu mojej książki napisałam: „Na AIDS kończy się, przynajmniej na razie, historia mitu plagi”. W XXI wieku wiemy już dobrze, że ciąg dalszy właśnie następuje, a historia mitu plagi toczy się dalej. Za nami epidemie SARS, MERS, świńskiej i ptasiej grypy, gorączki krwotocznej ebola, choroby wywoływanej przez wirus Zika, teraz zaś, gdy piszę te słowa, szerzy się koronawirus SARS-CoV-2, a cały świat zamarł, sparaliżowany lękiem przed nieznanym. Zamarł w sensie materialnym – zamknięto granice i zamknięto nas w domach, przestało działać wiele zakładów pracy, ucichły kawiarnie, teatry i kina, ustały podróże – ale w świecie ducha bardzo dużo się dzieje. Obserwujemy bowiem, jak dzięki epidemii powstaje olbrzymia ilość treści kulturowych, zarówno w świecie wirtualnym, jak i realnym. Tysiące dowcipów i internetowych memów, które zawładnęły naszą przestrzenią publiczną, to nic innego jak znany z przeszłości śmiech w obliczu zarazy, a więc życie przeciwstawione śmierci. W czasach epidemii, która jest doświadczeniem spoza porządku naszego świata, wszystko jest karnawałowo przesadzone. W mediach społecznościowych ludzie dzielą się długimi listami książek do przeczytania, filmów i spektakli do obejrzenia, koncertów do wysłuchania i potraw do ugotowania. Do tego jeszcze, ku rozpaczy rodziców, dochodzą lekcje zadawane dzieciom w ilościach dalece przekraczających normalną edukację szkolną. Ten potlacz, ta nadmiarowość, która wielu z nas, zajętych karkołomną organizacją codziennego życia w niecodziennym czasie, tak irytuje i wpędza we frustrację, bo kreuje rzeczywistość niemożliwą do ogarnięcia, to przecież także przykład gorączkowego mnożenia treści znamionującego życie na przekór śmiertelnemu lękowi. Z tego samego porządku co znane z czasów dawnych plag orgie, pijaństwa i uczty. Zaraza to karnawał, zaraza to bal, fiesta, czas rozwiązłości. Ale to także czas postów, modlitw, kwarantannowego zamknięcia. W średniowieczu, gdy uderzała zaraza, po miastach chodziły pokutne procesje biczowników; dzisiaj także słychać wezwania do pokuty, a Kościół nakazuje modlitwy i bicie w dzwony. Kiedyś w miastach ryglowano bramy, budowano okopy i wały, wsie zaś oborywano, organizowano procesje z krzyżami wokół pól, zakreślano linie magiczne, przy drogach stawiano krzyże. Czasem też obnoszono dookoła osady zapaloną gromnicę i w każdym z czterech rogów wsi zakopywano trochę wosku. Dzisiaj robimy w gruncie rzeczy to samo. Zamykając wszystko, co się da – państwa, miasta, domy, mieszkania, szkoły, bary, teatry, kina, lasy, plaże i szczyty gór– staramy się wytyczyć chorobie granice. Wierzymy, że – jak napisano w siedemnastowiecznych zarządzeniach antyepidemicznych – „w tak wykrojonym polu zgnilizna winna ustalić się i wyczerpać swą moc”[1]. Ma to oczywiście uzasadnienie medyczne, ale przede wszystkim – wymiar kulturowy. W tych prastarych rytach wykluczenia i oczyszczenia szukać trzeba głębszych pokładów, raczej rytualnych i religijnych niż zdroworozsądkowych, czysto medycznych.
Do tych starych zachowań należy też obwinianie o rozprzestrzenianie się zarazy „innych”, „obcych”. Już w starożytności i średniowieczu oskarżano o to cudzoziemców, innowierców, kuglarzy, komediantów, tancerzy, błaznów, szaleńców, trędowatych, no i oczywiście – Żydów. Antyżydowskie pogromy – wywoływane pod pretekstem starego oskarżenia o zatruwanie studni – wybuchały w czasie czarnej śmierci we Francji, w Niemczech, we Włoszech, w Hiszpanii, Austrii i innych krajach. Dziś także mamy swoje kozły ofiarne. W początkach epidemii na Lubelszczyźnie dzieci rzucały kamieniami w mieszkające tam kobiety z Wietnamu, wołając: „Chinka, Chinka”, a znajomi uwięzieni za granicą donosili, że czują się niepewnie, bo należą do kategorii „innych”. Krzyczy się za nimi „Hello corona!”, a przestrzeń wokół nich pustoszeje. I jeszcze lekarze – w kulturze zawsze postrzegani jako postaci ambiwalentne, mające bezpośredni kontakt z chorobą, a więc z mocą, czarownicy. Są podziwiani, ale i nienawidzeni. Ratują życie, ale są też śmiertelnie niebezpieczni. W czasie zaraz utożsamiano ich często z nosicielami choroby i atakowano. Zachowało się sporo informacji o procesach, które wytaczano im w czasie plag, i o samosądach. A co się dzieje teraz? Wystarczy pogłoska,