Zaraza. Monika Sznajderman
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Zaraza - Monika Sznajderman страница 5
Pojęcie mocy przenosi nas poza krąg etyki i wartości. Za walką z wartościami w imię powrotu do świętości czystej opowiadał się w naszych czasach Martin Heidegger. Pisał on: „Chodzi raczej o to, by w końcu zobaczyć, że właśnie naznaczenie czegoś piętnem »wartości« […] pozbawia to, co w ten sposób wartościowane, wszelkiej godności. Ogłaszając, że Bóg jest najwyższą wartością, poniża się istotę Boga”[38]. Pisze też Rudolf Otto: „Święty zawiera wprawdzie to wszystko [tzn. wartościowanie moralne – MS], ale zawiera też – i to w sposób dla nas wyczuwalny – jakąś wyraźną nadwyżkę, którą tu trzeba przede wszystkim wyodrębniać”[39]. W świetle mitu przeżycie plagi wydaje się zawierać właśnie w tej dostrzeżonej przez niemieckiego teologa nadwyżce.
Na marginesie warto jeszcze zwrócić uwagę na to, jak bardzo przywykliśmy myśleć w kategoriach etycznych i jak nieodłączne wydają się od tego ujęcia koncepcje grzechu, kary czy winy. Tymczasem w swej najwcześniejszej formie idea grzechu nie jest przecież ani moralna, ani duchowa. Grzech jest czymś, co dezaprobują bóstwa; jest pogwałceniem narodowego czy plemiennego zwyczaju[40]. W starożytnych wierzeniach semickich grzech jest potęgą, która automatycznie powoduje karę. Dopiero później zaczęto podkreślać jego etyczną stronę, a łamanie prawa pociągało za sobą nie zerwanie przymierza, lecz wątpliwości moralne, pokutę i ofiarę.
Znaki mocy, obecne w przeżyciu zarazy, łatwo wyłowić z opisującego ją języka. Pełno w nim „ognistych” metafor. Postrzegano co prawda plagę także jako żarłoczną chmurę czy nowy potop, przede wszystkim jednak jako pożar. Mówiono o „iskrze moru”, a zarażenie porównywano do objęcia przez płomień[41]. W Polsce wierzono na przykład, że: „Powietrze morowe nic innego nie jest, tylko ognista potężna gorączka, złość i jad skryty w sobie mająca, którym ciała ludzkie z nagła i niewiadomie jako piorunem jakim, nie tylko głowę, serce, wątrobę, ale i wszystkie inne członki, mianowicie ramiona, lędźwi, golenie, zaraża i zabija”[42].
„Zaraza drwiła sobie z medycyny, śmierć szalała w każdym kącie”[43] – pisze o dżumie w Londynie Daniel Defoe. A Boccaccio w Dekameronie: „Wiosną tego roku [1348 – MS] mór począł w przedziwny sposób okrutne spustoszenia czynić […]. To, o czym powiem, może się wydawać rzeczą zadziwiającą. Gdybym jej na własne oczy nie widział i gdyby nie świadectwo wielu, sam bym jej nie dał wiary ani poważyłbym się jej tu opisywać. Siła zarazy była tak wielka, że przenosiła się ona nie tylko z jednego człeka na drugiego, ale i tak bywało, że jeśli do przedmiotu, stanowiącego własność chorego, zbliżyło się jakieś zwierzę, zaraz mór się go chwytał i w krótkim czasie je uśmiercał”[44].
Kultura wysoka, wolna od antropomorficznych ograniczeń, wyobrażała sobie zarazę zazwyczaj jako czystą moc. Wyobraźnia ludowa wolała ją natomiast personifikować. Rozmaitość przedstawień zarazy w kulturze chłopskiej można z pewnością przypisać temu, że pojęciem tym obejmowano całą gamę chorób – od dżumy po cholerę poprzez „pomór na bydło” i wszelakie inne plagi. Na ogół jednak występowała zaraza pod postacią kobiety. W folklorze polskim i ruskim przedstawiana była zwykle jako niewiasta, która każe się nosić, „a gdzie powieje ona chustą, tam wszystko pada dotknięte śmiercią”[45].
Kiedy zaraza Litwę ma uderzyć,
Jej przyjście wieszcza odgadnie źrenica;
Bo jeśli słusznie wajdelotom wierzyć,
Nieraz na pustych smętarzach i błoniach
Staje widomie morowa dziewica,
W bieliźnie, z wiankiem ognistym na skroniach,
Czołem przenosi białowieskie drzewa,
A w ręku chustką skrwawioną powiewa.
[…]
Dziewica stąpa kroki złowieszczemi
Na sioła, zamki i bogate miasta;
A ile razy krwawą chustką skinie,
Tyle pałaców zmienia się w pustynie –
Gdzie nogą stąpi, świeży grób wyrasta[46]
– pisał poeta, przywołując ludowe wierzenia.
Kobieta-plaga bywała gruba („a takaja padło duża, szto ciaławieka jak muchu zaduszyć”)[47], częściej jednak chuda i wysoka. Występowała zwykle w białej koszuli i z rozpuszczonymi włosami. Gdy przechodziła, ludzie ginęli jak muchy, a zboże i dobytek w mgnieniu oka niszczały. Na Litwie zarazę wyobrażano sobie pod postacią morowej dziewicy w białych szatach, olbrzymiego wzrostu. „Śmierć chodzi po świecie; kiedy ma być wielki mór, to stroi się jak panna, idzie od chaty do chaty i ludzi liczy, a którędy przeszła, tam i dziesiąty nie zostanie”[48] – pisał Oskar Kolberg. W Bułgarii zarazę morową widziano jako kobietę z dzieckiem w powijakach, która przebiega świat wzdłuż i wszerz, siejąc zniszczenie. W Norwegii jest to błądząca długowłosa kobieta. Trzyma w ręku księgę. Zapisane są w niej imiona tych, którzy zapaść mają na dżumę. Gdy kobieta siada i zaczyna ją wertować, ludzie umierają jak muchy. W Tyrolu zarazę wyobrażała tajemnicza postać w czerwonym płaszczu, a w Transylwanii „matka wędrująca” – wieczna, nieśmiertelna czarownica w czarnej sukni i białym szalu. W czasie zarazy w Mediolanie ulice miasta przebiegał natomiast diabeł.
Podstawowym atrybutem postaci, która z chwilą swego nadejścia rozpoczyna niepodzielne rządy i zatrzymuje „strumień życia”, jest przede wszystkim chusta (biała albo czerwona, zakrwawiona) – magiczne narzędzie plagi. Innym bardzo istotnym atrybutem jest specyficzny sposób poruszania się, przywołujący na myśl wizje mitycznych i baśniowych zaświatów. W przypadku norweskiej dziewicy było nim błądzenie – a wiemy przecież, że „[…] błąkanie się jest sposobem podróżowania po tamtym świecie. […] Błąkają się cienie w Elizjum, błądzą herosowie, którzy na nie schodzonych drogach anekumeny ocierają się o śmierć, błędne ścieżki oferuje zdradliwy labirynt (w staropolszczyźnie »błędyńcem« nazwany) – modelowe odwzorowanie tamtego świata”[49]. Równie niezwykłe jest tak lubiane przez plagę latanie. Zaraza lata często „z szybkością błyskawicy”, a w Kieleckiem Hera ukazuje się w postaci człowieka lecącego wysoko w powietrzu lub niżej nad ziemią.
Cechą, która wyraźnie wiąże się z nieziemskim pochodzeniem moru, jest jego odwrotny, „opaczny” sposób chodzenia. Julian Talko-Hryncewicz, przytaczając wierzenia z Rusi południowej, pisze: „[…] widzą, że ona nie idzie tak jak każdy człowiek, przodem stawiając nogi, ale podjąwszy głowę do góry, kroczy tyłem na piętach”[50]. Odwrotność jest charakterystyczną cechą baśniowych zaświatów, których mieszkańcy – na podobieństwo przysłowiowych bajkowych i mitycznych głupków – robią wszystko na opak.
Zaraza jest wszędobylska. „Nie ma sposobu, którym by można było powstrzymać