Głębia. Powrót. tom 2. Marcin Podlewski
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Głębia. Powrót. tom 2 - Marcin Podlewski страница 38
– Dobrze – przytaknął Młodszy Radca, przechadzając się pomiędzy wiszącymi ciałami. – A rozwiązania praktyczne?
– Trudne do oszacowania zyski – oznajmił naukowiec. – Chodzi w końcu o personale, na których możemy przeprowadzać inwazyjne badania bez obaw o ich stan. Dzięki temu udało się stworzyć owe humanoidalne koncentratory przesyłające dane z portów dostępowych w trybie sieciowym, a tym samym i nowy typ personala. – Uczony znów chrząknął, nachylił się nad jednym z klonów i przesunął nad nim personalową płytką. – Każdy z koncentratorów powiela sygnał innego koncentratora, tworząc domenę kolizyjną. – Wydawał się zadowolony z wyniku badania. – W ten sposób kreuje się swoista sieć świadomościowa, w której dokonuje się coś, co nazwaliśmy wstępnie „wirtualnym Darwinem”.
– To znaczy?
– Koncentratory rywalizują ze sobą o dostęp do transmisyjnego medium, współdzieląc jedno pasmo przepustowości – wyjaśnił Skye. – Dochodzi w ten sposób do kolizji transmisyjnej i na jej tle zaczyna się wyróżniać jeden, najsilniejszy personalowy sygnał. Sygnał ten niejako „zbiera dane” z innych personali. Tak powstaje nasz wirtualny Darwin, czyli najlepiej przystosowany personal, mogący wzmocnić każdy przepuszczany przez siebie impuls. A to dopiero początek... – Twarz Skye’a stała się nagle rozmarzona. – Pragniemy... – zaczął i urwał, rozglądając się w zdumieniu po sali.
Ciała zaczęły drgać.
Jeśli myśleli, że mieli jakieś szanse, to byli w błędzie.
Ludzie Anny wdarli się przez śluzę w pełnym rynsztunku, z założonymi goglami wspomagającymi modyfikowane zapewne personale. Wcześniejsze wrażenie rozlazłości, którego doświadczyła Erin, okazało się złudzeniem – załoga „Karmazyna” pracowała jak profesjonaliści.
Grawitacja już siadała, przesmażony system dostawał czkawki i SN spowijała ciemność, gdy co najmniej sześć postaci z karabinkami plazmowymi i laserami wpłynęło na mostek, tuż przy konsoli nawigacyjnej, po której wciąż jeszcze przeskakiwały błękitne zygzaki wyładowań.
– Buty magnetyczne – rozkazała jakaś kobieta, celująca prosto w głowę Erin, i cała grupa przełączyła coś na pasach kombinezonów. Goście opadli na posadzkę, wciąż celując w załogę „Wstążki”. – Kant – odezwała się do krótko ostrzyżonej dziewczyny z laserem – obstawiasz wyjście ze zbrojeniówki. Ligęza? Konsola.
– Robi się – odpowiedział młody komputerowiec z pieprzykiem na policzku, podchodząc do nawigacji i odłączając resztki EPI. – Piecze – syknął z uśmiechem, odrzucając fasolkę emitera i rozgniatając ją butem.
– I jak?
– Takie maleństwo to tylko przysmażenie – ogłosił Ligęza, nachylając się nad konsolą. – Da się naprawić i posklejać testującym. Kilka godzin roboty, Mamuśku. Jeśli będzie poważniej, to trzeba będzie...
– Potem będziesz mi pieprzył o technikaliach. Łączność?
– Będę miał. Interkom i mikrofon zewnętrzny. I podstawowe sterowanie, na awaryjnym. Może nawet skok? Ale w każdej chwili może siąść. Wszystko jest... zaszyfrowane jak sama Plaga.
– Dobrze. Ty. – Kobieta nazwana przez komputerowca Mamuśką machnęła lufą w kierunku Hakl. – Ligęza ustawi ci kontakt. Każ wszystkim przyjść do SN. I od razu uprzedź, że głupoty karane są natychmiastowym rozstrzelaniem. Zrozumiałaś?
Erin kiwnęła głową. Kobieta ponownie odwróciła się do komputerowca.
– Ligęza?
– Gotowe – mruknął młodzieniec, odsuwając się od konsoli.
– Zaczynasz. – Kobieta wskazała na Hakl. – Pośpiesz się.
– Tu... Biedrok – powiedziała po chwili wahania Erin, naciskając przycisk interkomu. – Słuchajcie. Jared, ty także. Przyjdźcie do SN. Statek został przejęty. Jeśli tego nie zrobicie, zabiją nas. Zrozumieliście? – Oblizała wargi. – Mają przewagę. Pomyślimy potem, co...
– Wystarczy – zdecydowała kobieta i stojący obok Hakl komputerowiec wyłączył interkom. – Nie będzie żadnego „myślenia potem”, dziecino.
Erin nie odpowiedziała.
Pierwszy przybył Monsieur. Jared i Tansky wciąż się nie zjawiali. Kobieta ponownie wskazała interkom i Hakl włączyła przycisk.
– Jared – zaczęła, siląc się na spokojny ton i starając się sobie przypomnieć, jak brzmi fikcyjne nazwisko Huba. – Zabowski – powiedziała wreszcie. – Przyjdźcie do stazo-nawigacji. Tu jest sześcioro uzbrojonych ludzi. Złaźcie. – Przerwała i po sekundzie dodała: – To rozkaz.
Dopiero po jej ostatnich słowach drzwi zbrojeniówki otworzyły się i w przejściu stanęła Maszyna. Jeśli nawet jej wygląd zrobił na kimś wrażenie, to cała grupa Anny nie dała nic po sobie poznać. Tansky jednak nie wyszedł i Erin poczuła nagle, jak po plecach przemyka jej zimny dreszcz.
– Turner Zabowski – ponownie nachyliła się nad interkomem – wychodź z Serca. Natychmiast.
Coś zatrzeszczało i usłyszeli nagle głos Huba.
– Nie sądzę – powiedział.
– H... do ciężkiej Plagi! To nie są żarty! – syknęła Hakl.
– Przykro mi, Biedrok, ale nie zamierzam dać się złapać – usłyszała. – Poinformuj proszę naszych uroczych gości, że odzyskałem już częściowo panowanie nad Sercem i że gotów jestem użyć zapisanej wcześniej instrukcji wsadowej. Tej od autodestrukcji.
– Nie możesz... – zaczęła Erin, zauważając kątem oka, że Mamuśka wskazuje głową na dwie stojące obok kobiety, które natychmiast pobiegły w kierunku drabinkowego korytarzyka prowadzącego do Serca na pokładzie głównym. Pierwsza stanęła przed zamkniętym wejściem, celując w drzwi, a druga uklękła i podłączyła coś do sterującego wejściem pulpitu. – To nie Stripsowie – dodała szybko Hakl. – Nie wygłupiaj się. Ta partia jest prze...
– Proponuję, by ludzie kapitan Anny wrócili szybko na pokład swojej fregaty – usłyszała. – Nie zawaham się przed autodestrukcją – doleciało jeszcze, ale głos brzmiał tak, jakby Hub zapomniał o nich i mówił już do siebie. – Nikt nie będzie mną rządził.
W tym momencie dziewczyny otworzyły drzwi do Serca i następne wydarzenia rozegrały się błyskawicznie.
Coś zapiszczało alarmem – najwidoczniej Tansky zdołał uruchomić coś na baterii w samym Sercu – ale dźwięk szybko został zdławiony. Do oczekujących w stazo-nawigacji doleciało coś jak trzask i zduszony krzyk.
Jared