Wybór Crossa. Sylvia Day

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Wybór Crossa - Sylvia Day страница 3

Автор:
Серия:
Издательство:
Wybór Crossa - Sylvia Day

Скачать книгу

Po prostu jest coś… – Wbiła wzrok w podłogę, przygryzając dolną wargę. – Coś jest… niedokończone.

      Poczułem w piersi palący ciężar.

      – Czy on cię pociąga, Evo?

      Zesztywniała.

      – Nie o to chodzi.

      – Chodzi o jego głos? Tatuaże? Jego magicznego kutasa?

      – Przestań. Trudno mi o tym mówić. Nie utrudniaj mi tego jeszcze bardziej.

      – Mnie też jest cholernie ciężko – warknąłem, wstając.

      Zmierzyłem ją wzrokiem od stóp do głów; miałem ochotę się z nią pieprzyć, a jednocześnie ją ukarać. Chciałem ją skrępować, zamknąć przed każdym, kto mógłby mi ją odebrać.

      – Cholera, przecież on ci groził, Evo. Czyżbyś zapomniała o tym, oglądając wideoklip do piosenki Golden? Czy potrzebujesz czegoś, czego ja ci nie daję?

      – Nie bądź głupcem. – Skrzyżowała ramiona na piersi. Ta obronna poza rozjątrzyła mnie jeszcze bardziej.

      Potrzebowałem Evy otwartej i łagodnej. Całkowicie mi oddanej. Czasami wściekałem się, że aż tak bardzo mi na niej zależy. Nie wyobrażałem sobie, że mógłbym ją utracić. A ona właśnie mówiła coś, czego nie mogłem znieść.

      – Nie gniewaj się na mnie za to, proszę – wyszeptała.

      – Wziąwszy pod uwagę moje obecne gwałtowne uczucia, zachowuję się, jak przystoi człowiekowi cywilizowanemu.

      – Gideonie. – Jej szare oczy pociemniały w poczuciu winy, zabłysły w nich łzy.

      – Przestań! – Odwróciłem wzrok.

      Ale ona jak zawsze przejrzała mnie na wylot.

      – Nie chciałam cię zranić. – Na ścianie rozbłysło tysiące ogników, jakie rzucało brylantowe oczko w jej pierścionku, który potwierdzał moją miłość do niej. – Przepraszam, że cię zdenerwowałam i jesteś na mnie zły. Ja także cierpię z tego powodu, Gideonie. Nie pragnę go. Przysięgam, że nie.

      Wyprowadzony z równowagi, podszedłem do okna, starając się uspokoić, aby poradzić sobie z zagrożeniem, jakie stanowił Brett Kline. Zrobiłem przecież wszystko, co w mojej mocy. Złożyłem przysięgę małżeńską, wsunąłem obrączkę na jej palec. Przywiązałem ją do siebie na wszelkie możliwe sposoby. A jednak to nie wystarczało.

      Pode mną leżało miasto, przesłonięte przez wyższe budynki. Z penthouse’u na ostatnim piętrze rozciągała się rozległa panorama, lecz z okien apartamentu na Upper West Side, które wynająłem tuż obok mieszkania Evy, widok był ograniczony. Nie widziałem niekończących się wstęg ulic zapełnionych żółtymi taksówkami ani promieni słońca, połyskujących w oknach drapaczy chmur.

      Mogłem ofiarować Evie Nowy Jork. Mogłem jej dać cały świat. Nie byłem w stanie kochać jej jeszcze bardziej; ta miłość mnie zżerała. A jednak jakiś dupek z jej przeszłości wysadzał mnie z siodła.

      Pamiętałem ją w ramionach Kline’a, całującą go zapamiętale, z uczuciem, jakie powinna żywić wyłącznie do mnie. Możliwość, że nadal może go pragnąć, sprawiała, że miałem ochotę rozerwać coś na strzępy.

      Zacisnąłem pięści, aż strzeliły knykcie.

      – Czy powinniśmy od siebie odpocząć? Potrzebujesz czasu, by poradzić sobie z poczuciem dezorientacji, jakie budzi w tobie Kline? A może to ja powinienem odpocząć od ciebie i pomóc Corinne poradzić sobie z jej dezorientacją?

      Na wzmiankę o mojej byłej narzeczonej westchnęła boleśnie.

      – Mówisz poważnie?

      Nastąpiło kłopotliwe milczenie.

      Wreszcie powiedziała:

      – W takim razie gratuluję, ciulu. Zraniłeś mnie bardziej, niż ja kiedykolwiek zraniłam ciebie.

      Obróciłem się akurat w chwili, gdy sztywna i napięta wychodziła z pokoju. Klucze do mego mieszkania leżały na biurku. Na ich widok poczułem rozpacz.

      – Stój!

      Chwyciłem ją, a ona zaczęła się wyrywać; jakże często zdarzało się to między nami: Eva ucieka, a ja ją gonię.

      – Puść mnie!

      Zamknąłem oczy i przycisnąłem twarz do jej twarzy.

      – Nie pozwolę, by on cię miał.

      – Jestem na ciebie tak wściekła, że mogłabym cię uderzyć.

      Chciałem, by to zrobiła. Pragnąłem, by zadała mi ból.

      – Zrób to.

      Wpiła palce w moje przedramiona.

      – Puść mnie, Gideonie.

      Obróciłem ją i przycisnąłem do ściany w przedpokoju.

      – Co mam robić, gdy mi oznajmiasz, że jesteś zdezorientowana z powodu Bretta Kline’a? Mam wrażenie, że osuwam się w przepaść.

      – I żeby nie spaść, chcesz się uczepić mnie? Dlaczego po prostu nie zabronisz mi jechać?

      Gapiłem się na nią, usiłując znaleźć jakąś sensowną odpowiedź, która poprawi nasze relacje. Dolna warga Evy zaczęła drżeć, a ja…

      A ja zupełnie się rozsypałem.

      – Powiedz mi, jak mam sobie z tym poradzić – powiedziałem ochryple, wykręcając jej nadgarstki. – Powiedz mi, co robić.

      – Masz na myśli, jak sobie poradzić ze mną? – Wyprostowała plecy. – Bo to ja jestem nie w porządku. Brett był moim znajomym, gdy nienawidziłam siebie, ale pragnęłam, by kochali mnie inni. A teraz on zachowuje się tak, jak chciałam wtedy, i to mnie niepokoi.

      – Jezu, Eva. – Przycisnąłem ją mocniej do ściany, napierając ciałem. – Jak mam się w tej sytuacji czuć niezagrożony?

      – Powinieneś mi ufać. Powiedziałam ci, co czuję, bo nie chcę, byś wyciągał fałszywe wnioski i snuł zbędne domysły. Chciałam być z tobą szczera, abyś nie czuł się zagrożony. Wiem, że muszę sobie to i owo przepracować. Pójdę w ten weekend do doktora Travisa i…

      – Psychoterapeuta nie jest lekarstwem na wszelkie dolegliwości!

      – Nie wrzeszcz na mnie.

      Opanowałem chęć rąbnięcia pięścią w ścianę. Ślepa wiara mojej żony w uzdrawiającą moc terapii straszliwie mnie irytowała.

      –

Скачать книгу