Testamenty. Маргарет Этвуд

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Testamenty - Маргарет Этвуд страница 19

Testamenty - Маргарет Этвуд Opowieść Podręcznej

Скачать книгу

mnie kocha?

      – W takim razie Tabitha była twoją matką – stwierdziła Zilla, wycinając biszkopty. – My, Marty, też jesteśmy twoimi matkami, ponieważ też cię kochamy. Chociaż czasem możesz w to wątpić. – Szpatułką przekładała okrągłe biszkopty na papier do pieczenia. – Mamy na względzie twoje dobro.

      Z powodu tych słów stałam się trochę nieufna wobec Zilli, bo Ciotka Widala mówiła nam podobne rzeczy – że coś się dzieje dla naszego dobra – zazwyczaj przed tym, nim wymierzyła nam karę. Lubiła nas chłostać po nogach, żeby nie było widać śladów, czasem wyżej, każąc nam się pochylić i unieść spódnicę. Niekiedy robiła to na oczach całej klasy.

      – Co się z nią stało? – zapytałam. – Z moją prawdziwą matką. Tą, która uciekała przez las. Po tym, jak mnie zabrali.

      – Naprawdę nie wiem – odpowiedziała Zilla, nie patrząc na mnie i wsuwając biszkopty do gorącego piekarnika.

      Chciałam spytać, czy będę mogła jednego dostać, gdy się upieką, bo uwielbiałam ciepłe biszkopty, ale uznałam, że to dziecinna prośba podczas tak poważnej rozmowy.

      – Zastrzelili ją? Zabili?

      – Och, nie – żachnęła się Zilla. – Nie zrobiliby czegoś takiego.

      – Czemu?

      – Ponieważ mogła rodzić dzieci. Przecież urodziła ciebie, prawda? To dowód na to, że mogła. Wartościową kobietę zabijali tylko w ostateczności. – Zilla umilkła, żebym mogła w pełni pojąć sens tych słów. – Najpewniej sprawdzili, czy da się ją… Ciotki z Centrum Racheli i Lei modliły się za nią. Najpierw z nią rozmawiały, by się przekonać, czy da się zmienić jej światopogląd.

      W szkole krążyły mgliste pogłoski o Centrum Racheli i Lei, ale żadna z nas nie wiedziała, co się tam dzieje. Już sama myśl o kilku Ciotkach modlących się za ciebie napawała strachem. Żadna z nich nie była tak łagodna jak Ciotka Estée.

      – A jeśli nie zdołały zmienić jej światopoglądu? – spytałam. – Zabiły ją? Moja matka nie żyje?

      – Och, jestem pewna, że zmieniły jej światopogląd – odrzekła Zilla. – Są w tym dobre. Potrafią zmieniać serca i umysły.

      – W takim razie gdzie ona teraz jest? – spytałam. – Moja matka, ta prawdziwa, ta druga?

      Byłam ciekawa, czy tamta matka mnie pamięta. Na pewno pamięta. Musiała mnie kochać, bo inaczej nie próbowałaby mnie zabrać ze sobą, kiedy uciekała.

      – Nikt z nas tego nie wie, kochanie – odparła Zilla. – Kiedy zostają Podręcznymi, tracą stare imiona, a w tych strojach trudno rozpoznać ich twarze. Wszystkie wyglądają tak samo.

      – Ona jest Podręczną? – spytałam. Zatem Shunemit mówiła prawdę. – Moja matka?

      – Właśnie to robią w Centrum – wyjaśniła Zilla. – W taki czy inny sposób zmieniają je w Podręczne. Te, które udaje się schwytać. Masz ochotę na pysznego ciepłego biszkopta? Nie mam masła, ale mogę go posmarować miodem.

      Podziękowałam Zilli. Zjadłam biszkopta. Moja matka była Podręczną. To dlatego Shunemit nazwała ją wywłoką. Powszechnie wiedziano, że wszystkie Podręczne były kiedyś wywłokami. I teraz też są, chociaż w inny sposób.

      Od tej pory nasza nowa Podręczna zaczęła mnie fascynować. Kiedy pojawiła się w naszym domu, ignorowałam ją, zgodnie z poleceniem. Rosa twierdziła, że był to najbardziej uprzejmy sposób traktowania Podręcznej, ponieważ albo urodzi dziecko i przeniosą ją gdzie indziej, albo nie urodzi, a wówczas i tak ją gdzieś przeniosą, w każdym razie długo nie zagrzeje u nas miejsca. Dlatego niedobrze jest, jeśli Podręczne się przywiązują, zwłaszcza do młodych ludzi w rodzinie, bo musiałyby zrywać te więzi, a pomyśl, jakie to byłoby dla nich przykre.

      Odsunęłam się więc od Kyli i udawałam, że jej nie zauważam, gdy wpływała do kuchni w swojej czerwonej sukience, żeby wziąć kosz na zakupy, a następnie szła na spacer. Podręczne codziennie chodziły na spacer parami; widywało się je na chodnikach. Nikt ich nie zaczepiał, nie zagadywał ani nie dotykał, ponieważ w pewnym sensie były nietykalne.

      Teraz jednak, ilekroć miałam okazję, zerkałam na Kylę kątem oka. Miała bladą owalną twarz, z której nie dało się nic wyczytać, podobnie jak z odcisku kciuka w rękawiczce. Sama umiałam nadawać twarzy pusty wyraz, dlatego nie wierzyłam, że pod spodem nic się nie kryje. Dawniej Kyla miała inne życie. Jak wyglądała, będąc wywłoką? Wywłoki chodziły z więcej niż jednym mężczyzną. Z iloma mężczyznami ona chodziła? Co to właściwie znaczyło – chodzić z mężczyznami – o jakich mężczyznach była mowa? Czy Kyla pozwalała, żeby części jej ciała wystawały spod ubrania? Czy nosiła spodnie jak mężczyzna? Było to tak bluźniercze, że z trudem mieściło mi się w głowie. Jeśli jednak tak robiła, świadczyło to o ogromnej odwadze! Wtedy musiała być zupełnie inna niż teraz. Musiała mieć znacznie więcej energii.

      Podchodziłam do okna, żeby obserwować ją od tyłu, kiedy wyruszała na spacer, przecinała ogród i szła ścieżką do frontowej bramy. Zzuwałam buty, przemykałam na palcach przez hol i zakradałam się do jej pokoju na tyłach domu, na drugim piętrze. Średniej wielkości pokoju z łazienką. Na podłodze leżał dywan, ścianę zdobił obraz z niebieskimi kwiatami w wazonie, dawniej należący do Tabithy.

      Moja macocha powiesiła go tam, chcąc zapewne oczyścić dom ze wszystkiego, co mogło przypominać jej nowemu mężowi o pierwszej Żonie. Paula nie robiła tego ostentacyjnie – była na to zbyt subtelna – przenosiła lub usuwała przedmioty pojedynczo, ale wiedziałam, co knuje. Jeszcze jeden powód, dla którego jej nie lubiłam.

      Po co ważyć słowa? Nie muszę już tego robić. Nie tylko jej nie lubiłam, ale wręcz nienawidziłam. Nienawiść to bardzo złe uczucie, ponieważ ścina się od niego dusza – uczyła nas Ciotka Estée – ale chociaż nie jestem z tego dumna i modliłam się, aby zostało mi to wybaczone, naprawdę czułam nienawiść.

      Po wejściu do pokoju naszej Podręcznej zamykałam cicho drzwi i zaczynałam myszkować. Kim tak naprawdę była? A jeśli ona jest moją zaginioną matką? Wiedziałam, że to dziecinne fantazje, ale czułam się taka osamotniona, że lubiłam myśleć, jak by to wyglądało, gdyby Podręczna okazała się moją matką. Padłybyśmy sobie w objęcia, szczęśliwe, że się odnalazłyśmy… Tylko co potem? Nie potrafiłam sobie wyobrazić, co mogło się stać potem, ale mgliście przeczuwałam, że czekałyby mnie kłopoty.

      W pokoju Kyli nie znalazłam nic, co mogłoby mnie naprowadzić na to, kim była wcześniej. Czerwone sukienki wisiały równiutko w szafie, na półkach leżała schludnie poukładana biała bielizna oraz workowate koszule nocne. Kyla miała drugą parę butów do chodzenia, płaszcz na zmianę i dodatkowy biały czepiec. A także szczoteczkę do zębów z czerwoną rączką. Walizka, w której przyniosła te rzeczy, była pusta.

      .

      17

      Naszej Podręcznej w końcu udało się zajść w ciążę. Domyśliłam się, zanim mi o tym powiedziano, ponieważ Marty, zamiast traktować ją jak bezdomnego psa, którego przygarnęły z litości, zaczęły ją dopieszczać, podawać bardziej obfite posiłki, stawiać wazoniki z kwiatami na tacach ze

Скачать книгу