Testamenty. Маргарет Этвуд
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Testamenty - Маргарет Этвуд страница 15
Przynajmniej była tu klimatyzacja. I miałyśmy miejsca siedzące.
– Co oni zrobią? – szepnęła Anita.
Nic nie widziałyśmy za oknami. My same jawiłyśmy się sobie tylko jako ciemne sylwetki.
– Nie wiem – odparłam.
Furgonetka się zatrzymała – pewnie na punkcie kontrolnym – ruszyła dalej i stanęła.
– Koniec jazdy – odezwał się jakiś głos. – Wysiadka.
Otwarto tylne drzwi furgonetki. Najpierw wysiadła Anita.
– Ruchy – ponaglił inny głos.
Ze skutymi rękami trudno było mi wysiąść; ktoś chwycił mnie za ramię i pociągnął, aż upadłam na ziemię.
Furgonetka odjechała, a ja stanęłam niepewnie i rozejrzałam się dokoła. Na otwartej przestrzeni stały liczne grupy ludzi – powinnam sprecyzować: kobiet – oraz sporo uzbrojonych mężczyzn.
Znajdowałam się na stadionie, tyle że to już nie był stadion. Teraz było to więzienie.
VI
Szóstka dla zmarłych
.
Zapis zeznania świadka 369A
13
Bardzo trudno jest mi opowiadać o zdarzeniach towarzyszących śmierci mojej matki. Tabitha kochała mnie bezwarunkowo, a teraz odeszła i wszystko wokół mnie stało się chwiejne i niepewne. Nasz dom, ogród, nawet mój pokój przestały być rzeczywiste, jak gdyby lada chwila miały rozpłynąć się we mgle. Raz po raz wracały do mnie słowa z Biblii, których Ciotka Widala kazała nam się nauczyć na pamięć:
Bo tysiąc lat w Twoich oczach jest jak wczorajszy dzień, który minął, niby straż nocna. Porywasz ich: stają się jak sen poranny, jak trawa, co rośnie: rankiem kwitnie i jest zielona, wieczorem więdnie i usycha[2].
Usycha, usycha. To brzmiało jak seplenienie, jakby Bóg nie potrafił wyraźnie mówić. Wiele z nas, recytując ów psalm, utykało na tym słowie.
Na pogrzeb mamy dostałam czarną sukienkę. Przybyło kilku Komendantów z Żonami oraz nasze Marty. W zamkniętej trumnie spoczywały doczesne szczątki mojej matki; mój ojciec wygłosił krótką mowę o tym, jaką dobrą była Żoną, jak zawsze myślała głównie o innych, prawdziwy przykład dla kobiet Gileadu; następnie zmówił modlitwę, dziękując Bogu, że oszczędził jej bólu, i wszyscy powiedzieli „amen”. W Gileadzie nie robiło się wielkiego halo z powodu pogrzebów kobiet, nawet wysoko postawionych.
Ważne osobistości przyszły do nas z cmentarza na stypę. Z tej okazji Zilla zrobiła ptysie serowe, jedną ze swoich specjalności, i pozwoliła mi pomóc w ich przygotowaniu. Przynajmniej była w tym pewna pociecha: mogłam założyć fartuch, utrzeć ser, wycisnąć ciasto przez tubę na papier do pieczenia, a później patrzeć przez szybkę piekarnika, jak ptysie rosną. Upiekłyśmy je w ostatniej chwili, już po przyjściu gości.
Potem zdjęłam fartuch, włożyłam czarną sukienkę i zgodnie z zaleceniem ojca udałam się na stypę, gdzie, również zgodnie z jego zaleceniem, nie odezwałam się słowem. Większość gości mnie ignorowała, z wyjątkiem jednej z Żon imieniem Paula. Była wdową, przy tym dość sławną, ponieważ jej męża, Komendanta Saundersa, zabiła w jego gabinecie ich Podręczna, używając rożna. O tym skandalu wiele szeptano w szkole przed rokiem. Co Podręczna robiła w gabinecie? Jak się tam dostała?
Według wersji Pauli dziewczyna była niespełna rozumu. W nocy poszła na dół, wykradła z kuchni rożen, a gdy biedny Komendant otworzył drzwi gabinetu, zaskoczyła go i zabiła człowieka, który zawsze odnosił się z szacunkiem do niej i do jej pozycji. Podręczna uciekła, ale została schwytana, powieszona i wystawiona na pokaz na Murze.
Inaczej przedstawiała się wersja Shunemit, zasłyszana od jej Marty, której z kolei przekazała to najważniejsza Marta Saundersów. Podręczna musiała w pewien sposób skusić Komendanta Saundersa, tak że kazał jej przychodzić na dół pod osłoną nocy, kiedy wszyscy mieli już spać. Zakradała się do gabinetu, gdzie czekał na nią Komendant, a jego oczy rozjaśniały się jak reflektory. Któż wie, do jakich lubieżnych czynów zmuszał Podręczną? Czynów tak wynaturzonych, że doprowadziły ją do obłędu, zresztą na pewno niewiele było trzeba, bo Podręczne z reguły żyły na skraju szaleństwa, jednak tym razem musiało to być coś naprawdę okropnego. Wprost nie do pomyślenia, mówiły Marty, które właściwie w ogóle niewiele myślały.
Kiedy mąż nie zjawił się na śniadaniu, Paula zaczęła go szukać i znalazła leżącego na podłodze bez spodni. Włożyła mu je, zanim wezwała Aniołów. Do pomocy zawołała jedną z Mart: umarli albo leją się przez ręce, albo są sztywni, a Komendant Saunders był rosłym, nieforemnym mężczyzną. Shunemit powiedziała, że Marta mówiła, że Paula poplamiła się krwią, ubierając to martwe ciało; musiała mieć nerwy ze stali, ponieważ zrobiła to, co należało, by zachować pozory.
Wersja Pauli bardziej przypadła mi do gustu. Myślałam o tym podczas stypy, kiedy ojciec przedstawiał mnie Pauli. Jedząc ptysia serowego, zmierzyła mnie wzrokiem. Podobnie wyglądała Wera, gdy wsuwała patyk w ciasto, chcąc sprawdzić, czy się upiekło.
Potem uśmiechnęła się i powiedziała:
– Agnes Jemima. Jak uroczo. – Poklepała mnie po głowie, jakbym miała pięć lat, i dodała, że muszę się cieszyć z nowej sukienki.
Miałam ochotę ją ugryźć: czy nowa sukienka miała mi wynagrodzić śmierć matki? Zamiast jednak zdradzać swoje prawdziwe myśli, lepiej było trzymać język za zębami. Nie zawsze mi się to udawało, ale tym razem tak.
– Dziękuję – powiedziałam.
Wyobraziłam sobie, jak Paula klęczy w kałuży krwi i stara się naciągnąć spodnie na nieboszczyka. Jej widok w tak niezręcznym położeniu poprawił mi humor.
Kilka miesięcy po śmierci mojej matki ojciec poślubił wdowę Paulę. Na jej palcu pojawił się magiczny pierścień mamy. Przypuszczam, że ojciec nie chciał go marnować, a po co kupować nowy pierścionek, skoro ma się pod ręką taki piękny i drogi?
Mimo to Marty utyskiwały.
– Twoja matka chciała tobie przekazać ten pierścień – powiedziała Rosa.
Ale, rzecz jasna, nic nie mogły poradzić. Chociaż kipiałam z wściekłości, również byłam bezradna. Dąsałam się, chodziłam markotna, lecz na ojcu i Pauli nie robiło to wrażenia. Wpadli na pomysł, żeby mnie „rozczmuchać”, jak to określali. W praktyce sprowadzało się to do ignorowania moich humorów, żeby do mnie dotarło, że nie wywrę na nich wpływu swoim upartym milczeniem. W mojej obecności dyskutowali o tej metodzie pedagogicznej, mówiąc o mnie w trzeciej osobie. „Widzę, że Agnes ma swoje humory”. „Tak, to jak pogoda, wkrótce minie”. „Takie już są młode dziewczyny”.
.
14