Będziesz tam. Guillaume Musso
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Będziesz tam - Guillaume Musso страница 4
Wrzesień 1976
Elliott ma 30 lat
Jest niedziela, wrześniowe słoneczne popołudnie na Florydzie… Młoda kobieta siedząca za kierownicą thunderbirda z opuszczonym dachem, podjeżdża drogą prowadzącą do terminalu lotniska. Pęd powietrza rozwiewa jej włosy, dziewczyna jedzie szybko, wyprzedza kilka samochodów, po czym zatrzymuje się na krótką chwilę przed halą odlotów, żeby wysadzić siedzącego obok niej pasażera. Mężczyzna wyjmuje torbę podróżną z bagażnika i pochyla się nad opuszczoną szybą, aby dać całusa swojemu kierowcy. Potem trzaska drzwiami i wchodzi do budynku ze szkła i stali.
Mężczyzna to Elliott Cooper. Ujmująca powierzchowność, strzelista sylwetka. Pracuje w jednym ze szpitali w San Francisco jako lekarz, ale skórzana kurtka i rozwichrzone włosy nadają mu chłopięcy wygląd.
Machinalnie kieruje się do stanowiska odprawy, gdzie odbiera swoją kartę pokładową: Miami – San Francisco.
– Założę się, że już za mną tęsknisz…
Słysząc znajomy głos, zaskoczony Elliott odwraca się gwałtownie.
Stojąca przed nim kobieta spogląda na niego szmaragdowymi oczami, wyzywająco i czule zarazem. Ma na sobie dżinsy z obniżoną talią, obcisłą zamszową kurteczkę ozdobioną naszywką z napisem: peace and love oraz T-shirt w barwach Brazylii, z której pochodzi.
– Kiedy to ostatni raz cię pocałowałem? – pyta Elliott, kładąc dłoń na jej szyi.
– Chyba przed minutą.
– O, to już cała wieczność…
Obejmuje ją i tuli w ramionach.
Ma na imię Ilena i jest kobietą jego życia. Zna ją od dziesięciu lat i zawdzięcza jej wszystko, co w nim najlepsze: zawód lekarza, otwarcie na innych i wymagania, jakie sobie stawia…
Jest nieco zdziwiony, że wróciła, wbrew wspólnemu postanowieniu, że będą unikać długich scen pożegnania. Tych kilka dodatkowych minut dostarcza w efekcie więcej cierpień niż radości.
Dlatego że historia tych dwojga jest dość skomplikowana. Ona mieszka na Florydzie, on w San Francisco.
Ich wieloletnia miłość nadal trwa, mimo że żyją w różnych strefach czasowych, oddzieleni czterema tysiącami kilometrów – jedno na Wschodnim, a drugie na Zachodnim Wybrzeżu.
Po tylu latach znajomości mogliby wreszcie razem zamieszkać. Jednak wciąż nie mogą się na to zdecydować. Z początku obawiali się upływu czasu, bo codzienne obcowanie i spokojniejsze życie mogłyby pozbawić ich uniesień przeżywanych przy każdym ponownym spotkaniu – doznań, które były jak tlen.
Poza tym, każde z tych dwojga ma własne życie zawodowe. Jedno zwrócone jest w stronę Pacyfiku, drugie – ku Atlantykowi. Po nieskończenie długich studiach medycznych Elliott otrzymał niedawno stanowisko chirurga w jednym ze szpitali San Francisco. Ilena zaś jest weterynarzem i zajmuje się zawodowo delfinami i orkami w Ocean World w Orlando, największym parku morskim. Od paru miesięcy poświęca również sporo czasu organizacji Greenpeace, o której zaczyna być głośno. Założona przed czterema laty przez grupę wojujących pacyfistów i ekologów liga „tęczowych bojowników” stała się znana dzięki swojej walce przeciw próbom nuklearnym. Jednak głównym powodem, dla którego niedawno przyłączyła się do nich Ilena, jest kampania przeciwko zabijaniu wielorybów i fok.
Tak więc zarówno Elliott, jak i Ilena prowadzą życie, w którym nie ma czasu na nudę. Chociaż… Z czasem każde kolejne rozstanie staje się trudniejsze od poprzedniego.
Pasażerowie lotu siedemset jedenaście do San Francisco proszeni są o natychmiastowe udanie się do wyjścia numer osiemnaście…
– To twój samolot? – pyta dziewczyna, wysuwając się z objęć Elliotta.
Elliott kiwa głową i odpowiada pytaniem na pytanie, bo dobrze zna Ilenę:
– Czy chcesz mi coś powiedzieć, zanim się rozstaniemy?
– Tak, ale odprowadzę cię do samego wyjścia numer osiemnaście – mówi, biorąc go za rękę.
Idąc tak u jego boku, zaczyna coś mówić z tym swoim południowoamerykańskim akcentem, który go zniewala.
– Dobrze wiem, że świat zmierza ku katastrofie, Elliott: zimna wojna, widmo komunizmu, wyścig zbrojeń…
Przy każdym rozstaniu on patrzy na nią, jakby widział ją po raz ostatni. Jest taka piękna! Taka promienna!
– …wyczerpanie naturalnych zasobów, nie mówiąc już o skażeniu środowiska, niszczeniu lasów tropikalnych i…
– Ileno?
– Tak? Słucham.
– Do czego właściwie zmierzasz?
– Zróbmy sobie dziecko, Elliott…
– Tu, natychmiast, na lotnisku? Na oczach tego tłumu ludzi?
To wszystko, na co się zdobywa. Odrobina humoru dla zamaskowania zdumienia. Ale Ilenie daleko jest do śmiechu.
– Ja nie żartuję, Elliott. Radzę, żebyś się nad tym poważnie zastanowił – mówi, po czym uwalnia swoją dłoń z jego ręki i kieruje się do wyjścia.
– Zaczekaj! – krzyczy Elliott, chcąc ją zatrzymać.
Ostatnie wezwanie dla pana Elliotta Coopera, pasażera lotu siedemset jedenaście do…
– Jasna cholera! – klnie i zrezygnowany wchodzi na schody ruchome prowadzące do strefy odlotów.
Kiedy jest prawie na samej górze, odwraca się, żeby ostatni raz pomachać jej na pożegnanie.
Jesienne słońce zalewa halę odlotów.
Elliott macha ręką.
Ale Ileny już nie ma.
*
Lot trwał sześć godzin. Kiedy samolot wylądował w San Francisco, w Kalifornii minęła już godzina dwudziesta pierwsza.
Elliott zamierzał opuścić terminal i wsiąść do taksówki, ale się rozmyślił. Umierał z głodu. Wytrącony z równowagi ostatnimi słowami Ileny, nawet nie tknął jedzenia serwowanego w samolocie, a w domu lodówka była pusta. Na drugim piętrze zauważył restaurację, Golden Gate Café. Już kiedyś w niej był z Mattem, najlepszym przyjacielem, który czasami towarzyszył mu w wyprawach na Wschodnie Wybrzeże. Zajął miejsce przy barze i zamówił sałatkę, dwa precle i kieliszek chardonnay. Przetarł oczy zmęczone długim lotem i poprosił o żeton do automatu telefonicznego stojącego w głębi sali. Wybrał numer Ileny, ale nikt nie odpowiadał. Z powodu różnicy czasu na Florydzie dawno minęła już północ. Na pewno była w domu, ale może nie chciała z nim rozmawiać.