Będziesz tam. Guillaume Musso

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Będziesz tam - Guillaume Musso страница 5

Będziesz tam - Guillaume Musso

Скачать книгу

nią handlować. Ale to nie był wystarczający powód. W połowie lat siedemdziesiątych ludzkość najwyraźniej nie zmierzała w dobrym kierunku, a on, prawdę mówiąc, nie chciał brać na swoje barki odpowiedzialności za dziecko.

      Były to argumenty, na które Ilena pozostawała głucha.

      Wróciwszy na swoje miejsce przy barze, skończył jeść i zamówił kawę. Był zdenerwowany i bezwiednie wyłamywał palce ze stawów. W kieszeni marynarki wymacał paczkę papierosów i nie odmówił sobie przyjemności zapalenia.

      Wiedział, że powinien z tym skończyć. Wokół coraz częściej mówiono o szkodliwości palenia. Badania prowadzone od piętnastu lat wykazywały związek uzależnienia od nikotyny z ryzykiem zachorowania na raka płuc i choroby układu krążenia, o czym Elliott, jako lekarz, doskonale wiedział. Tylko że, jak większość lekarzy, bardziej przejmował się zdrowiem pacjentów niż swoim własnym. Nie zapominajmy, że żył w czasach, gdy w restauracjach albo w samolotach palenie było jeszcze rzeczą normalną. W epoce, w której papieros był symbolem glamour oraz wolności kulturowej i społecznej.

      Niedługo przestanę, myślał, wydmuchując kłąb dymu, tyle tylko, że jeszcze nie teraz… Dzisiaj był zbyt zdeprymowany, by zdobyć się na taki wysiłek.

      Błądząc po sali roztargnionym wzrokiem, spojrzał przez okno i wtedy zobaczył go po raz pierwszy: mężczyznę w bladoniebieskiej piżamie, który zdawał się go obserwować zza szyby. Zmrużył oczy, żeby przyjrzeć mu się dokładniej. Miał około sześćdziesiątki, wysportowaną sylwetkę i krótką, ledwie siwiejącą brodę, co upodobniało go do starzejącego się Seana Connery’ego. Elliott zmarszczył brwi. Co ten typ robi na lotnisku o tak późnej porze, bosy i w piżamie?

      Właściwie nie powinien się tym martwić, ale jakaś nieznana siła spowodowała, że wyszedł z restauracji i skierował się w jego stronę. Mężczyzna wyglądał na zdezorientowanego, jakby sam nie wiedział, skąd się tu wziął. W miarę jak Elliott zbliżał się do nieznajomego, ogarniało go uczucie słabości, do której nie chciał się przyznać przed samym sobą. Kim był ten człowiek? Może pacjentem zbiegłym z jakiegoś szpitala albo zakładu… W takim razie, czy jako lekarz nie powinien mu pomóc?

      Kiedy dzieląca ich odległość zmniejszyła się do około trzydziestu metrów, zrozumiał wreszcie, co nim tak wstrząsnęło. Mężczyzna przypominał mu ojca zmarłego przed pięcioma laty na raka trzustki.

      Zbulwersowany tym odkryciem, podszedł jeszcze bliżej. Teraz podobieństwo było uderzające: te same rysy twarzy i dołek w policzku, taki sam jak u niego…

      A gdyby to był on…?

      Nie, trzeba się z tego otrząsnąć! Ojciec umarł, to pewne. Przecież widział, jak wkładano go do trumny i był obecny przy kremacji.

      – Czy mogę panu jakoś pomóc?

      Mężczyzna cofnął się o kilka kroków. Wydawał się równie wstrząśnięty jak Elliott. Przy tym sprawiał wrażenie kogoś jednocześnie silnego i bezradnego.

      – Mogę panu pomóc? – ponowił pytanie.

      Tamten tylko wymamrotał:

      – Elliott…

      Skąd znał jego imię? Na dodatek ten głos…

      Stwierdzenie, że nie byli sobie bliscy, zakrawało na eufemizm. Teraz jednak, kiedy ojciec nie żył, Elliott żałował czasami, że w przeszłości niewiele uczynił, by spróbować lepiej go zrozumieć.

      Skonsternowany i świadomy absurdalności swojego pytania, zadał je głosem stłumionym przez emocję:

      – Tata?

      – Nie, Elliott, nie jestem twoim ojcem.

      O dziwo, ta trzeźwa odpowiedź wcale go nie upewniła, jakby jakieś przeczucie podpowiadało mu, że to, co najdziwniejsze, dopiero nastąpi.

      – W takim razie, kim pan jest?

      Mężczyzna położył mu dłoń na ramieniu. Znajomy błysk pojawił się w jego oczach, ale odpowiedź padła dopiero po kilku sekundach.

      – Jestem tobą, Elliott…

      Lekarz cofnął się o krok i znieruchomiał jak rażony gromem; tymczasem mężczyzna dokończył zdanie:

      – …jestem tobą, za trzydzieści lat.

      *

      Mną? Za trzydzieści lat?

      Elliott rozłożył ręce w geście oznaczającym brak zrozumienia.

      – Co chce pan przez to powiedzieć?

      Mężczyzna otworzył usta, ale nie zdążył dorzucić innych wyjaśnień: z jego nosa wypłynął strumień krwi, która spadała wielkimi kroplami na górę od piżamy.

      – Proszę pochylić głowę do przodu! – rozkazał Elliott, wyjmując z kieszeni papierową serwetkę, którą przed chwilą odruchowo zabrał z restauracji, a teraz przykładał do twarzy mężczyzny. Uznał go za swojego pacjenta.

      – To nic takiego – rzekł spokojnym tonem.

      Przez chwilę pożałował, że nie ma przy sobie torby lekarskiej, ale na szczęście krwotok szybko ustał.

      – Proszę pójść ze mną. Trzeba obmyć twarz wodą.

      Mężczyzna ruszył za nim bez słowa. Jednak kiedy znaleźli się w pobliży toalet, zaczął się nagle trząść, jakby dostał ataku epilepsji.

      Elliott chciał przyjść mu z pomocą, ale tamten go odepchnął.

      – Zostaw mnie! – krzyknął i otworzył drzwi do łazienki.

      W tej sytuacji Elliott postanowił zaczekać na zewnątrz. Czuł się odpowiedzialny za tego faceta, a nie był wcale pewien, czy wszystko z nim w porządku.

      Co za historia! Najpierw to podobieństwo do ojca, potem zdanie bez sensu – „jestem tobą za trzydzieści lat” – a teraz krwotok z nosa i drgawki.

      O kurwa, ale dzień!

      Ale dzień jeszcze się nie skończył. Po chwili, uznawszy, że czeka zbyt długo, Elliott postanowił wejść do toalety.

      – Proszę pana?

      Było to długie pomieszczenie. Elliott obejrzał najpierw rząd umywalek. Nikogo nie zobaczył. Nie było tu ani okien, ani zapasowego wyjścia. Mężczyzna powinien zatem być w którejś kabinie.

      – Jest pan tam?

      Żadnej odpowiedzi. Obawiając się, że facet zemdlał, lekarz otworzył pierwsze drzwi: nikogo.

      W drugiej kabinie: też nikogo.

      Trzecia, czwarta… dziesiąta – również puste.

      Zrozpaczony spojrzał na sufit: wszystkie płytki

Скачать книгу