.

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу - страница 15

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
 -

Скачать книгу

swój splendor i potomstwu przekazuje. Co zaś do paranteli105, to Jeziorkowska prawie jeszcze Drohojowską przewyższa.

      – Proszę, proszę! Ja sam się od pewnego króla Masagietów wywodzę, więc lubię o czyimś pokrewieństwie posłuchać.

      – Z tak wysokiego gniazda Jeziorkowska się znowu nie wywodzi, ale jeśli waćpan życzysz posłuchać… bo my tam w naszych stronach każdego domu na palcach możemy wyliczyć koligacje… Owóż ona jest krewna: i Potockich, i Jazłowieckich, i Łaszczów. Widzi waćpan, to było tak…

      Tu pani stolnikowa rozgarnęła fałdy sukni i usadowiła się wygodniej, aby żadnej w ulubionym opowiadaniu nie znaleźć przeszkody; rozstawiła palce jednej dłoni, a wskazujący drugiej przygotowała do liczenia dziadków i babek, po czym zaczęła:

      – Córka pana Jakuba Potockiego, Elżbieta, z drugiej jego żony, Jazłowieckiej, wyszła za pana Jana Smiotanko, chorążego podolskiego…

      – Zakonotowałem! – rzekł Zagłoba.

      – Z tego małżeństwa urodził się pan Mikołaj Smiotanko, takoż chorąży podolski.

      – Hm! Piękna godność!

      – Ten był żonaty pierwszy raz z Dorohostaj… Nie! Z Rożyńską… Nie! Z Woroniczówną… Bodajże cię! Zapomniałam!

      – Wieczny jej pokój, jakkolwiek się nazywała! – rzekł z powagą Zagłoba.

      – A drugi raz ożenił się z Łaszczówną…

      – Tum go czekał! Jakiż był tego małżeństwa effectus?

      – Synowie im pomarli…

      – Każda radość krucha w tym świecie…

      – A z czterech córek najmłodsza, Anna, poszła za Jeziorkowskiego, herbu Rawicz, komisarza do rozgraniczenia Podola, któren był potem, jeśli się nie mylę, i miecznikiem podolskim.

      – Był, pamiętam! – rzekł z całą pewnością Zagłoba.

      – Z tego małżeństwa, widzisz waćpan, rodzi się Basia.

      – Widzę i to przy tym, że się w tej chwili z Ketlingowego szturmaka106 przymierza.

      Jakoż Drohojowska i mały rycerz zajęci byli rozmową, a panna Basia mierzyła sobie dla rozrywki ze szturmaka ku oknu.

      Pani Makowiecka poczęła się na ten widok trząść i piszczeć.

      – Waćpan sobie nie wyimaginujesz, co ja mam z tą dziewczyną! Czysty hajdamaka107!

      – Żeby wszyscy hajdamakowie byli tacy, zaraz bym do nich przystał!

      – Jej nic w głowie, jeno oręż a konie, a wojna! Raz wyrwała się z domu na polowanie na kaczki, z guldynką108. Zalazło to gdzieś między trzciny, aż tu patrzy: trzciny się rozsuwają i co widzi?… Głowę Tatarzyna, który trzcinami pod wieś się przekradał… Inna byłaby się przestraszyła, a ta bieda kiedy nie gruchnie z guldynki. Tatarzyn chlup w wodę! Na miejscu, imainuj109 sobie waćpan, go położyła… i czym?… kaczym śrutem…

      Tu pani Makowiecka poczęła się znów trząść i chychotać nad przygodą Tatarzyna, po czym dodała:

      – I co prawda, ocaliła nas wszystkich, bo cały czambulik szedł; ale że wróciwszy narobiła alarmu, więc mieliśmy czas z czeladzią w lasy uskoczyć! U nas tak ciągle!…

      Twarz Zagłoby oblała się takim zachwytem, że aż oko na chwilę przymrużył, za czym zerwał się, poskoczył do dziewczyny i nim się opatrzyła, pocałował ją w czoło.

      – To od starego żołnierza za tego Tatarzyna w trzcinach! – rzekł.

      Panienka potrząsnęła zamaszyście swoją płową czupryną.

      – Co? zadałam mu bobu! – zawołała swym świeżym, dziecinnym głosikiem, który tak dziwnie brzmiał wobec sensu jej słów.

      – Mójże ty hajduczku najmilszy! – rzekł rozrzewniony Zagłoba.

      – Ale co tam jeden Tatar! Waćpanowieście tysiącami ich nasiekli, i Szwedów, i Niemców, i Węgrzynów Rakoczego. Co ja tam przy waćpanach znaczę, przy takich rycerzach, jakich drugich w całej Rzeczypospolitej nie masz. Wiem doskonale! oho!

      – Będziem cię uczyć szabelką robić, kiedy masz taki animusz. Ja już trochę przyciężki, ale Michał to także mistrz.

      Panienka na taką propozycję aż podskoczyła w górę, następnie pocałowała w ramię pana Zagłobę i dygnęła małemu rycerzowi mówiąc:

      – Dziękuję za obietnicę! Już trochę umiem!

      Ale Wołodyjowski cały był zajęty rozmową z Krzysia Drohojowską, więc odpowiedział z dystrakcją:

      – Co tylko waćpanna rozkażesz!

      Zagłoba z rozpromienionym obliczem przysiadł się znów do pani stolnikowej latyczowskiej.

      – Moja mościwa dobrodziejko – rzekł. – Wiem ja to dobrze, jako bakalie tureckie są wyborne, bom długie lata w Stambule przesiedział, ale i to wiem także, że właśnie jest siła na nie łakomych. Jakże się to stało, że się na tę dziewczynę nikt dotąd nie złakomił?

      – Dla Boga! nie brakło takich, którzy się obydwom zalecali. A Baśkę to nazywamy, śmiejąc się, wdową po trzech mężach, bo naraz trzech godnych kawalerów puściło się do niej w zaloty: pan Świrski, pan Kondracki i pan Ćwilichowski. Wszystko szlachta z naszych stron i posesjonaci, których koligacje mogę także dokładnie waćpanu wymienić.

      To rzekłszy pani stolnikowa rozstawiła już znowu palce lewej ręki i przyładowała wskazujący prawej, lecz Zagłoba spytał co prędzej:

      – I cóż się z nimi stało?

      – Wszyscy trzej na wojnie dali gardła, dlatego też to i Baśkę zowiemy wdową.

      – Hm! A ona jakże to przeniosła?

      – Widzi waćpan, to u nas codzienna rzecz i rzadko kto, późnego wieku doszedłszy, własną śmiercią schodzi. Mówią nawet u nas, że i nie wypada inaczej szlachcicowi jak w polu. Jak Baśka to przeniosła? Pochlipała trochę, nieboga, a najwięcej w stajni, bo już jak jej co dolega, to ona zaraz do stajni! Poszłam kiedyś za nią i pytam: „Po którym płaczesz?” A ona na to: „Po wszystkich trzech!” Z tego responsu zaraz zmiarkowałam, że żadnego sobie po szczególe nie upodobała… I tak myślę, że mając głowę czym innym zaprzątniętą, wcale ona jeszcze woli bożej nie czuje; Krzysia więcej, ale Baśka chyba jeszcze nic!…

      – Poczuje! – rzekł Zagłoba. – Mościa dobrodziejko! My to najlepiej rozumiemy! Poczuje, poczuje!…

      – Takie

Скачать книгу


<p>105</p>

parantela (z łac. parens, parentis: rodzic płci męskiej lub żeńskiej, przodek) – pokrewieństwo, powinowactwo, zwł. ze znanym rodem; wyraz najczęściej używany w lm: parantele. [przypis edytorski]

<p>106</p>

szturmak – tu: broń palna z rozszerzoną u wylotu lufą używana w XVII i XVIII w. w Europie. [przypis edytorski]

<p>107</p>

hajdamak a. hajdamaka (daw.; z tur. hajdamak: napadać, grabić) – zawadiaka, hultaj, łobuz; Kozak; powstaniec kozacki, czyli uczestnik hajdamaczyzny, ruchu chłopskiego przeciw uciskowi szlachty polskiej na Ukrainie w XVIII w. [przypis edytorski]

<p>108</p>

guldynka – rodzaj broni myśliwskiej, strzelba kulowa, gwintowana używana w XVII i XVIII w. [przypis edytorski]

<p>109</p>

imainować a. imaginować (z łac. imaginare) – wyobrażać sobie. [przypis edytorski]