Miranda. Lange Antoni
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Miranda - Lange Antoni страница 8
Ale i ja byłem ciekawy; zapytałem mego gospodarza, co to za potrawa te pastylki; co to za napój – i skąd się bierze?
– Jest to wyrób sztuczny, ale my go znamy od dość dawna. Daje on nam sumę należytą wszystkich pierwiastków koniecznych do odżywiania ciała – i uwalnia nas od walki o jadło, która u was, ściśle biorąc, całe życie zapełnia: widzimy to u Telurów, u Kalibanów i u Anglików. Jedna pastylka dziennie zupełnie wystarcza; ale dwie, nawet trzy, nie zaszkodzą.
– Od jak dawna wy to znacie?
– Od ostatniej rewolucji. W owym to czasie nasz minister Mądrości Agastia wynalazł zasadniczą materię bytu – niejako astral materii – i nazwał go Nirwidium.
– Nirwidium? – zawołałem zdumiony, aż zimny pot spłynął mi po czole: przypomniał mi się Nirwid – jego teorie naukowe – jego tajemnicza maszyna – i jego śmierć tragiczna.
– Tak – Nirwidium – to znaczy po sanskrycku mniej więcej tyle co „ciało niewidzialne”. Nie wszystko mogę ci o tym powiedzieć, bo jestem w służbie Potęgi, ale ktoś z ministerium Mądrości lepiej ci to wytłumaczy. Bez Nirwidium nie bylibyśmy tym, czym jesteśmy. Gdyż Nirwidium wyzwala nas od ciała pierwotnego, w którym dziecinne przepędzamy lata, a w którym wy trawicie cały żywot.
Zauważyłem, że tu nikt się nie wstydzi przyznać, że czegoś nie wie. Zresztą nie bardzo rozumiałem jego ostatnie słowa. (Ale do kogo podobna jest Damajanti?) – Gospodarz mówił dalej:
– Następnie Nirwidium, żywiąc nas, jak to widziałeś, umożliwiło nam rozwiązanie bardzo zawikłanej sprawy socjalnej. Po prostu zmieniło naturę człowieka: bez zmiany człowieka, nie zmienisz społeczności. Na koniec Nirwidium dało nam siłę niezwyciężoną: ten maleńki mieczyk, który widzisz – jest dostateczny, by trzymać w odwodzie bardzo liczną armię. Tysiąc żołnierzy naszych wystarczy przeciw stu tysiącom wrogów. Byłeś dzisiaj na mieście i widziałeś spokój zupełny: a tymczasem my jesteśmy w przededniu wojny. Z jednej strony idą Telury, z drugiej – Kalibany. Za dwa, trzy dni będzie wojna.
– Jeżeli jesteście tak potężni, czemu ich nie podbijecie?
– Dla wielu powodów: nie chcemy do swej republiki wprowadzać elementów niższych, a nadto uważamy, że dobrze jest mieć nieprzyjaciół, gdyż ci zmuszają nas do czujności i stałego pogotowia. Gdybyśmy ich podbili – mielibyśmy w organizmie zarazek szkodliwy – i stracilibyśmy czujność. Niewolników zaś mieć nie chcemy.
– Jakże działa ten mieczyk, jeżeli wolno zapytać?
– Pokażę ci to innym razem. Będziemy mieli ćwiczenia wojskowe – jutro, lub pojutrze.
– A teraz jeszcze proszę mi powiedzieć, co to za napój?
– Jest to diament płynny. Na naszej wyspie jest niezliczona ilość diamentów, a zresztą za pomocą Nirwidium umiemy przetwarzać węgiel na diament. Również przy pomocy pewnej reakcji Nirwidium – diament się skrapla i staje się tym płynem bezbarwnym, który piłeś. Zazwyczaj mieszamy go z sokiem winogron – i mamy wino nad wina!
Pani Sakuntala, żona mego gospodarza, mało się odzywała w czasie naszej rozmowy. Umiała za to milczeć w niezmiernie miły sposób, co jest rzadkim talentem. Od czasu do czasu zbliżała się do instrumentu muzycznego, gdy milknął – i na nową melodię go nastrajała. Nagle spojrzawszy w okno, rzekła:
– O, idą moi rodzice.
Jakoż wkrótce wszedł do izby piękny starzec o postawie senatora z dostojną niewiastą, jaką być musiała Wolumnia, matka Koriolana.
Pokłoniłem się tym czcigodnym osobom, które już o mnie były uprzedzone przez Damajanti. Ale Wasiszta z wielkimi pochwałami mówił o Angliku (ciągle mię tak nazywano).
Starzec powiedział:
– Dzieci drogie, mija właśnie trzydzieści lat, jak żyję z waszą matką: ponieważ niewiele życia zostaje mi na ziemi, przeto postanowiłem wziąć z nią ślub. Słyszę, że będzie wojna; przed wojną zatem chcę tę ceremonię odprawić.
Nowe zdziwienie, jak rozumiecie, ogarnęło moją duszę. Sakuntala, kobiecym instynktem wiedziona, zrozumiała moje zdziwienie.
– Angliku, powiedziała, osobliwe ci się zdaje to, co usłyszałeś. Wiedz zatem, że u nas ślub nie jest początkiem współżycia dwojga ludzi, ale jego uwieńczeniem i zakończeniem; on to współżycie zatwierdza. Jesteśmy w wyborze ukochanych swobodni, choć podlegli ministrowi Miłości; ale żyjemy z sobą bez żadnej sankcji prawnej – i, o ile wybór okaże się mylny, rozchodzimy się bez gniewu i żalu. Jednakże są to wypadki nader rzadkie, gdyż u nas zarówno mężczyźni, jak kobiety – mają bezwzględną skłonność do jednożeństwa przez całe życie. Można powiedzieć śmiało, że ministerium Miłości rzadko się myli – i bardzo trafnie dobiera tych, których ma w związki połączyć.
– A cóż tu ma do roboty ministerium!
– Ministerium ma wiadomość o wszystkich młodzieńcach i pannach w kraju: zna doskonale ton i barwę ich dusz. Osobna statystyka prowadzi się w tym kierunku. Owóż ludzie są dwoiści: jedni raczej wolą tożsamość tonu i barwy, inni przeciwnie – kontrast. I o tym wie ministerium i wynajdzie zawsze każdemu z młodzieńców odpowiednią dziewicę – i w danym razie sprowadza ich na jedno miejsce: jest to piękny ogród zwany Radżiwa – o dwadzieścia parę kilometrów do Suriawastu. Można powiedzieć, że ze spraw miłosnych usunęliśmy przypadkowość. Stoimy zawsze wobec konieczności. Dlatego u nas każdy prawie związek dwojga ludzi jest stały i pewny. Czasem trafia się omyłka, bo nie ma nic doskonałego. Po wielu latach, którą każda para określa sama, następuje uwieńczenie związku – gody ślubne – uroczystość, w której nie ma fałszu.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.