Milaczek. Magdalena Witkiewicz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Milaczek - Magdalena Witkiewicz страница 4

Milaczek - Magdalena Witkiewicz

Скачать книгу

wizjach pan doktor z córką jej jedynej siostry, widziała go z odsysaczem, i niezależnie od tego, w jaki sposób zbliżał się do Milenki, odsysacz syczał i nie dawał o sobie zapomnieć.

      Gdy pani Zofia Kruk po kilkunastu minutach mrugania oczami w geście zrozumienia dla samotności pana doktora pozbyła się syczącego odsysacza i zamknęła wreszcie usta, zaraz je otworzyła, by powiedzieć:

      – Mam siostrzenicę.

      Dentysta uniósł brwi.

      – Mądra, ładna. I dobra dziewczyna. Wie pan co, ja dam panu numer telefonu. – Wyjęła komórkę z torebki.

      – Pisze pan? Milaczek, 502… – Podała numer dwa razy. – Ma pan doktor?

      Pan doktor miał. Zapisał telefon, wyciągnął od pani Zofii kolejne dwie stówki za ząb i postanowił sobie, że jak coś z tego wyjdzie, następną plombę pani Zofia będzie miała za darmo. No, może nie za darmo. Po kosztach.

      Pani Zofia wyszła z gabinetu z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Jako kobieta ponadsześćdziesięcioletnia nie miałaby nic przeciwko romansowi z dentystą. Ale jak tu się oddać mężczyźnie, który widział jej lewą dolną czwórkę od środka? Było to niemożliwe. Nie zrażała jej bynajmniej różnica wieku wynosząca dwadzieścia lat. Przez całe życie miała tylu kochanków, że takimi błahymi sprawami, jak wiek, nie zaprzątała sobie głowy.

      Zofia Kruk była wdową. Wdową od przeszło czterdziestu lat. Rodzice zmusili ją do małżeństwa ze starszym od niej ponad trzydzieści lat Zenobim Krukiem, który nie wytrzymał nocy poślubnej z Zofiją i opuścił ziemski padół z wielkim uśmiechem na twarzy.

      Dwudziestoletnia wówczas Zofia poczuła ulgę. Ulgę, a zarazem moc. Dostrzegła moc swojej kobiecości, która potrafiła wzniecić ogień na tyle mocny, że zostawał tylko popiół. Moc pieniądza poczuła niewiele później, kiedy to okazało się, że pozostał nie tylko popiół, gdyż Zenobi Kruk zostawił żonie cały majątek. A było tego więcej, niż się wydawało.

      Zofia miała wszystko, co kiedykolwiek mieć chciała. Pieniądze.

      Nie rozumiała Milenki i jej pragnień związanych z dziećmi, domem, rodziną. Od kilkunastu lat miała swojego pana Staszka, który przychodził wtedy, kiedy miała na to ochotę, a wychodził bądź był wyrzucany, gdy się jej znudził. Poza panem Staszkiem miała kilku innych, w zależności od nastroju. Milenkę jednak kochała jak własne dziecko, którego nigdy nie miała i prawdę mówiąc, nigdy nie chciała mieć. Odkąd siostrzenica pokazała jej portal randkowy, dzięki czemu spędziła kilka upojnych chwil z pewnym Pavarottim69, który uderzał w jej najczulsze struny, pokochała ją jeszcze bardziej.

      Dlatego też, gdy usłyszała o dwóch połówkach jabłka, zaczęła sobie najpierw wyobrażać namiętny seks Milenki z dentystą, a zaraz potem Milę w białej sukni z welonem. Dzieci jakoś nie mogła sobie wyobrazić. Pewnie ten odsysacz do śliny przeszkadzał.

      Włożyła okulary i wystukała numer Mileny.

      – Mila, mam dla ciebie dentystę.

      – Ciociu, ja już mam dentystkę. Zresztą wszystkie zęby mam w porządku, wybielić może jedynie…

      – Kochanie, wybielaj sobie, co tam chcesz, ja ci męża znalazłam. Szuka drugiej połówki jabłka. I pomyślałam, Milenko, o tobie.

      Milenę zatkało. Nie podejrzewała cioci Zosi o znajdowanie połówek jabłka. Jedyne połówki, jakie ją interesowały, to te, które pan Staszek przygotowywał do drinków. A jeżeli chodzi o owoce, to ciocia Zosia od kilku lat bezskutecznie poszukiwała na swoich udach skórki pomarańczy. Zawsze wzbudzała tym w Mili wielką zazdrość, bo choć ona od paru dobrych miesięcy wcierała liczne specyfiki antycellulitowe (prezent od brata na urodziny), to nie tylko połówkę, ale i całe kilogramy pomarańczy można było znaleźć na jej udach.

      * * *

      – Majka, możesz gadać? – Mila zadzwoniła do przyjaciółki. – Ciotka Zofia swata mnie z dentystą! Majka, on mi się dzisiaj śnił! Wyglądał jak mój ginekolog. Był gruby i łysy, miał krzaczaste wąsy!

      – O! Randka! – Majka była wyraźnie ucieszona. – Idź do fryzjera i pomaluj pazury! Zawsze to jakaś okazja!

      – Majka, ale ten sen! Obudziłam się zlana potem, bynajmniej nie z powodu uniesień miłosnych. To był zimny pot, z lęku i przerażenia! A jak ja jestem dla niego za głupia? On ma dwie specjalizacje!!!

      – Mila, głupia nie jesteś, studia masz, nie bój się.

      – On powiedział cioci, że się boi, że będę słodką idiotką! Ja chyba nie jestem słodką idiotką, co?

      Gdy już Majce udało się uspokoić Milenę, że nie jest słodką idiotką i że ma IQ zdecydowanie powyżej przeciętnej, Mili coś się przypomniało i natychmiast zakończyła rozmowę.

      Wykonała kolejny telefon.

      – Ciociu! – krzyknęła. – Gdzie ciocia jest? Na masażu? Może ciocia gadać?

      – Jasne, Milenko – odpowiedziała pani Zofia, mrucząc z cicha.

      – Ciociu, ja mam metr siedemdziesiąt osiem! – wykrzyknęła.

      – Wiem, Milenko, i co z tego?

      – Ciociu, on jest wyższy? – zapytała przerażona. Wiele by zniosła, ale niższego faceta zdecydowanie nie, a większość mężczyzn na tym padole łez była od niej niższa. – Ciociu, już mi wszystko jedno, czy jest łysy i ma krzaczaste wąsy, byle był wyższy!

      – Milenko, kochanie, spokojnie. Przecież niższego bym ci nie proponowała. Idź, skarbie, do fryzjera. Wyluzuj się!

      * * *

      Ciocia Zofia Kruk właśnie się luzowała.

      – Panie Siergieju, pyszny! Naprawdę sam pan go zrobił?

      Leżała na kozetce, głośno się zaśmiewając, a Siergiej – masażysta – kropelkami wlewał jej w usta samogonek. Zofia oblizywała seksownie wargi.

      – Sofija, jeszczio samohonku?

      – Ależ, panie Siergieju, masaż miał być. Podwójny, panie Siergieju, całego ciała. – Pani Zofia lekko odsunęła koronkowe majtki. – Panie Siergieju, pan mnie tak nie zostawia, tłuszczyk się zbiera tu i tam. – Podniosła wysoko zgrabną nogę. – Pomasować troszkę trzeba. Galaretkę mam, panie Siergieju! – Odwróciła się szybko na brzuch i klepnęła w pośladki. – Tu mam galaretkę!

      Pan Siergiej, zachęcony, również klepnął panią Zofię w pośladki. Perlisty śmiech wypełnił cały gabinet. Uśmiechnięty masażysta zaczął poklepywać ochoczo panią Kruk, a ta słodko chichotała.

      Chwilę potem na jej plecy zaczęły spadać pierwsze przyjacielskie pocałunki. Pani Zofia odwróciła się i mocno przycisnęła Siergieja do siebie. W tym momencie spadła ze stołu do masażu, masażysta upadł wraz z nią, a do gabinetu weszła pani Ania.

      Z

Скачать книгу