Gniew Tiamat. James S.a. Corey
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Gniew Tiamat - James S.a. Corey страница 28
– Teresa? – zapytał Ilich. – Czy coś jest nie tak?
– Nie – odparła. – Wszystko w porządku.
Rozdział dziesiąty
Elvi
Coś było nie tak. Nie wiedziała, w czym tkwi problem, tylko że odbiera przemożne poczucie zagrożenia i dyslokacji. Kaszlała i wymiotowała płynem do oddychania, a Fayeza już nie było. Jego prycza wyglądała na pustą i suchą. Czyli opuścił ją jakiś czas temu. Umysł powoli budził się do życia. Znajdowała się na Jastrzębiu. Lecieli z dużym ciągiem do układu Tecoma. Leżała na pryczy przeciążeniowej do wysokiego ciągu. I coś poszło nie tak.
Spróbowała zapytać „co się stało?”, ale zdołała wypowiedzieć tylko coś w rodzaju „ssstło”.
– Proszę jeszcze nie próbować mówić – odezwał się jej technik medyczny, sympatyczny młody chorąży imieniem Calvin, o ciemnej skórze i rysach nasuwających Elvi myśl, że jego przodkowie mogli pochodzić z tego samego rejonu Afryki Zachodniej, co jej. Nigdy nie zapytała, bo prawie na pewno tego nie wiedział. Lakończycy nie dzielili zainteresowania Ziemian swoim pochodzeniem etnicznym. Jego twarz zdawała się pływać, a jej umysł sprawiał wrażenie odłączonego od ciała.
– Co… – powiedziała, ignorując jego radę, a potem znowu zaczęła wymiotować.
– Nie mówić – powtórzył z większym naciskiem Calvin. – Kiedy była pani nieprzytomna, wystąpiła u pani reakcja na mieszankę usypiającą. Musieliśmy przeprowadzić trochę testów i wykonać procedurę przed obudzeniem pani, żeby się upewnić, że pani nie zaszkodzimy.
Calvin ściągnął z jej ręki mankiet medyczny, z którego obecności nawet nie zdawała sobie dotąd sprawy. Z ciała wysunęły się igły i Elvi poczuła w tych miejscach pieczenie. Kilka wężyków biegło z mankietu do pobliskiego monitora dozującego leki. Elvi spróbowała odczytać ekran, żeby zobaczyć, co jej podawali, ale nie potrafiła skupić wzroku. Słowa zostały tajemniczym rozmazem.
– Co… – zdołała powiedzieć bez wymiotowania, ale zanim dokończyła, do pokoju wpadł Fayez.
– Obudziłeś ją? Czemu nikt mnie nie wezwał?! – krzyknął na Calvina. – Pokaż jej kartę!
Fayez chwycił jej dłoń i ścisnął odrobinę za mocno. Z bliska zobaczyła, że ma trochę spuchnięte i zaczerwienione oczy. Czyżby płakał?
– Sir – odpowiedział Calvin. – Obudziła się, bo procedura dobiegła końca. Wszystkie skany są czyste, nie ma uszkodzeń mózgu, nie powinno być żadnych niedoborów funkcjonalnych.
– Uszkodzenie mózgu? – wychrypiała Elvi. – Myśleliście o uszkodzeniu mózgu?
Miała obolałe gardło. Fayez chwycił plastikową butelkę z wodą z wystającą słomką i przystawił ją do jej warg. Napiła się łapczywie. Najwyraźniej była spragniona. Dobrze wiedzieć.
– Pojawiły się pewne obawy, że doszło do zahamowania czynności oddechowych – wyjaśnił Fayez, gdy przełykała wodę. – Po prostu chcieliśmy się upewnić.
– To było mało prawdopodobne – dodał Calvin – ale chcieliśmy podjąć wszelkie środki ostrożności.
– Co się stało? – zdołała w końcu powiedzieć Elvi po zaspokojeniu pragnienia.
– Nie powiedziałeś jej? – zapytał Calvina Fayez. – Els, skarbie, miałaś reakcję na…
– Nie – przerwała mu. – To już wiem. Dokąd lecimy? Czuję ciążenie. Lecimy przez wrota?
Kiedy mówiła, Calvin zaczął chować sprzęt medyczny. Wyglądało na to, że cokolwiek się jej stało, leczenie dobiegło końca.
– Tak – potwierdził Fayez. – Jesteśmy obecnie w układzie Tecomy. Kończymy hamowanie.
– Byłam nieprzytomna aż tak długo?
– Potwornie się bałem, Els. Zleciłem pełen zestaw testów, żeby dopilnować, by nic takiego więcej się nie wydarzyło.
– Harmonogram Sagale’a nie…
– Sagale się ze mną zgodził. Mnie to też zaskoczyło. Mam wrażenie, że perspektywa utraty ulubionej biolożki Duartego sprawiła, że zaczął sikać po nogach.
Calvin prychnął na te słowa.
– Już tu skończyłem. Potrzeba państwu jeszcze czegoś?
– Nie – odpowiedziała Elvi. – Tak. Kiedy będę mogła wrócić do pracy.
– Od razu, jeśli czuje się pani dość dobrze.
– Dziękuję, Calvin – odparła Elvi.
Calvin zasalutował jej z uśmiechem.
– Cała przyjemność po mojej stronie, pani major – odpowiedział i wyszedł.
– Może powinnaś odpocząć – zasugerował Fayez. Marszczył czoło.
Elvi się roześmiała. Prawie nigdy się nie marszczył, a jego dziecinna twarz nadawała mu wtedy wygląd obrażonego dziecka.
– Dobrze się czuję – zapewniła. – No dobrze, nie do końca – skorygowała po chwili. – Ale będzie dobrze. To tylko podróż.
– Nie podoba mi się to – skomentował Fayez.
Ujęła go za rękę. Miała lepką skórę, będzie potrzebować prawdziwego prysznica.
– No dobrze, układ Tecoma – powiedziała. – Według sond mamy tu gwiazdę neutronową? – Spróbowała usiąść. Trochę zakręciło się jej w głowie, więc na tym poprzestała.
– Owszem – potwierdził Fayez, wyciągając rękę, by pomóc jej utrzymać pozycję. – Ale wiesz, jest nietypowa.
Zawroty głowy minęły i coraz lepiej udawało się jej skupiać wzrok. Tekst na ekranach z rozmazanych plam stał się literami i cyframi.
– Pomóż mi wstać – poprosiła i opuściła stopy na podłogę.
Fayez objął ją w talii i spróbowała stanąć. Nogi wciąż miała osłabione, ale ciążenie wywoływało wrażenie, że lecą tylko z ćwiercią g czy coś koło tego, więc stanięcie nie było takie trudne. Fayez popatrzył na nią uważnie, a potem zabrał rękę, czekając w gotowości, by ją złapać, gdyby upadła. To nie nastąpiło.
– Będę potrzebowała jakiegoś ubrania – powiedziała.
Fayez kiwnął głową i otworzył pobliską szafkę.
– W jaki sposób nietypowa? – zapytała.
– Układ