Gniew Tiamat. James S.a. Corey

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Gniew Tiamat - James S.a. Corey страница 27

Gniew Tiamat - James S.a. Corey

Скачать книгу

prawie obronnym tonem. – Ten zapach nazywa się petrichor. To zarodniki promieniowców.

      – Nie wiedziałem – odpowiedział Holden. – Ale to dobry zapach. Brakuje mi go.

      – To mój pies. – Implikowane tymi słowami „więc zostaw ją w spokoju” najwyraźniej do niego nie dotarło.

      – Piżmak – powiedział Holden, a Piżmak zamachała ogonem zadowolona, że została włączona do rozmowy. – To ciekawe imię. Ty je wybrałaś?

      – Tak – potwierdziła.

      – Widziałaś kiedyś prawdziwego piżmaka?

      – Oczywiście, że nie.

      – To skąd to imię? – Sposób, w jaki zadał to pytanie, wydawał się dziwnie otwarty. Niemal niewinny. Jakby to ona była dorosła, a on był dzieckiem.

      – Postać o takim imieniu występowała w komiksie, który kiedyś czytywał mi tata.

      – A czy ta postać była piżmakiem?

      – Chyba tak – odpowiedziała Teresa.

      – No proszę – stwierdził Holden. – Zagadka rozwiązana. Wiesz, nie musisz się mnie bać. Ona się nie boi.

      Teresa przesunęła ciężar ciała. Ziemia pod jej stopami wciąż była miękka od deszczu i miał rację – pachniała miętą. W jej głowie pojawiło się kilka możliwych reakcji, od odwrócenia się i odejścia, do powiedzenia mu, że się go nie boi, i jest głupi, jeśli sądzi inaczej. Pewnie zbyłaby to śmiechem, gdyby nie czuła się już poniżona i zła, ale okazało się, że szykowała się do walki, a on dał jej do niej okazję. Był jedną z nielicznych osób, na której mogła się bezpiecznie wyładować.

      – Jesteś terrorystą – rzuciła. – Zabijałeś ludzi.

      Przez jego twarz przemknął jakiś wyraz, niemal zbyt szybko, by go zauważyć, a potem znowu się uśmiechnął.

      – Pewnie tak. Ale już nim nie jestem.

      – Nie wiem, czemu ojciec nie trzyma cię w więzieniu – powiedziała.

      – Och, na to pytanie znam odpowiedź. Jestem jego tańczącym niedźwiedziem – wyjaśnił Holden, a potem położył się na trawie i popatrzył w niebo.

      Wysoko białe chmury na tle błękitu i migoczące światła platform konstrukcyjnych za nimi. Teresa zrozumiała grę. Wciągał ją w rozmowę. Ten tekst o deszczu i glebie, skąd wzięło się imię Piżmak. Teraz tajemniczy komentarz o tańczącym niedźwiedziu. Wszystko to były zaproszenia, ale to od niej zależało, czy zechce z nich skorzystać.

      – Tańczący niedźwiedź? – zapytała.

      – W dawnych czasach królowie trzymali na dworach groźne zwierzęta. Lwy, lamparty, niedźwiedzie. Uczyli je wykonywać sztuczki, a przynajmniej nie zjadać zbyt wielu gości. To był sposób na pokazanie swojej potęgi. Wszyscy wiedzą, że niedźwiedź jest zabójczy, ale król jest tak potężny, że niedźwiedź jest dla niego tylko zabawką. Gdyby Duarte trzymał mnie w celi, ludzie mogliby pomyśleć, że się mnie boi. Albo że mogę stanowić zagrożenie, jeśli się wydostanę. A skoro pozwala mi chodzić i pozornie jestem wolny, to jasno daje do zrozumienia wszystkim przychodzącym do pałacu, że obciął mi jaja. – Wcale nie wydawał się rozgniewany. Ani zrezygnowany. Jeśli już, to prawie rozbawiony całą sprawą.

      – Od takiego leżenia zamokną ci plecy.

      – Wiem.

      Chwila się przeciągała i poczuła, że cisza zaczyna jej przeszkadzać.

      – Ilu ludzi zabiłeś?

      – To zależy, jak liczyć. Starałem się nikogo nie zabić, gdy mogłem tego uniknąć. Ale, wiesz… Jestem w więzieniu. Jestem przekonany, że w tej chwili przynajmniej dwóch bardzo dobrze wyszkolonych snajperów trzyma mnie na muszce i są gotowi rozwalić mi głowę, gdybym spróbował cię skrzywdzić. Więc nie tylko nie mam najmniejszej ochoty ci niczego robić, dosłownie nie mógłbym nawet, gdybym uważał to za dobry pomysł. To właśnie cały sens tańczącego niedźwiedzia: jest najmniej niebezpiecznym elementem dworu, bo wszyscy są tego świadomi. Najniebezpieczniejsi są ci, którym ufasz. Dużo więcej królów i księżniczek zostało otrutych przez przyjaciół niż zjedzonych przez niedźwiedzie.

      Zabrzęczał jej ręczny terminal. Pułkownik Ilich chciał z nią rozmawiać. Wysłała potwierdzenie, ale nie otworzyła połączenia. Holden uśmiechnął się do niej szeroko.

      – Obowiązki wzywają? – zapytał.

      Teresa nie odpowiedziała, po prostu klepnęła się w udo. Piżmak dźwignęła się na nogi i podeszła, równie zadowolona z odejścia, co z zostania. Teresa odwróciła się w stronę Budynku Rządowego. Gdy Holden się odezwał, jego głos brzmiał emocjami. Jakby próbował zmieścić w słowach więcej znaczenia, niż mogły pomieścić sylaby.

      – Jeśli się martwisz, powinnaś mieć na mnie oko.

      Obejrzała się. Siedział. Zgodnie z jej ostrzeżeniem miał ciemną mokrą plamę na plecach, ale chyba się tym nie przejmował.

      – Obserwują mnie cały czas – powiedział. – Nawet gdy wydaje się, że tego nie robią. Powinnaś mieć na mnie oko.

      Zmarszczyła czoło.

      – Dobrze – rzuciła, a potem odeszła.

      Idąc z powrotem do swoich pokoi i pułkownika z Piżmak, sapiącą radośnie przy jej boku, Teresa spróbowała dokonać inwentaryzacji swoich uczuć. Wciąż czuła cierpienie Connora i Muriel i wstyd z jego powodu, ale te uczucia nie były tak bezpośrednie jak wcześniej. Towarzyszył im też niepokój, którego nie potrafiła zdefiniować – wiedziała tylko, że ma jakiś związek z faktem, że Piżmak lubi spotykać się z Jamesem Holdenem, a ona nie.

      Pułkownika Ilicha znalazła w ogólnodostępnym salonie. Kanapy i fotele wydawały się całkiem inne bez zajmujących je uczniów. Widok ścian wywoływał wrażenie, że zrobiły krok do tyłu i jest teraz trochę więcej miejsca na pustkę. Jej kroki odbijały się echem, podobnie jak uderzenia pazurów Piżmak o kafelki podłogi. Ilich czytał coś na swoim terminalu, ale wstał, gdy tylko się zbliżyła.

      – Dziękuję – powiedział. – Mam nadzieję, że w niczym nie przeszkodziłem?

      – W niczym ważnym – potwierdziła. – Spacerowałam.

      – Doskonale. Twój ojciec poprosił mnie, bym sprawdził, czy jesteś dostępna.

      – Coś się stało?

      – Atak piracki w układzie Sol – wyjaśnił Ilich. – Atak związany z bardzo nieprzyjemnymi sugestiami dotyczącymi zabezpieczeń – dodał po chwili. – Może być konieczne zastosowanie zdecydowanej reakcji.

      – Zginęło coś ważnego?

      – Tak. Jednak zanim pójdziemy do twojego ojca… – Mina Ilicha złagodniała. Przez chwilę na jego twarzy rysowało się to samo, co Teresa widziała przed chwilą

Скачать книгу