Paziowie króla Zygmunta. Domańska Antonina

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Paziowie króla Zygmunta - Domańska Antonina страница 3

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Paziowie króla Zygmunta - Domańska Antonina

Скачать книгу

patrzcie, jak się Czema zaindyczył…

      – Kto by się spodział, takie to zawżdy potulne…

      – Jam go miał za ciepłe piwo… – podjudzali malca koledzy.

      – Durny paź? Ja wam pokażę durnego pazia! Jeszcze mnie dotąd nie znali!

      – Krzysztofie Czemo, zaklinam cię, wyznaj, co zamyślasz uczynić? – z udanym patosem zawołał Drohojowski.

      – Wspomnicie moje słowo; zapłacę ja onemu Kupidynkowi z nadsypką41; rodzic by się mnie wyparł, gdybym się nie pomścił.

      – Na psie? Cha, cha, cha!…

      – Jemu doczynię, a jego pani zapłacze.

      – A kto on zacz, ten malec? – spytał z cicha Gedroyć Drohojowskiego.

      – Syn kasztelana gdańskiego; ród możny i wielce szanowany w województwie pomorskim.

      – Ojoj, chłopcy… Odmiwąs idzie! – krzyknął Montwiłł wskazując na przypiecek.

      – Cóż znowu? Co ci się uwidziało?

      – A prawda, chrząka na umor, aże grzmi w całym korytarzu.

      – Chrząka? To zły znak.

      – Już mu ta stara jędza nabajała42, co wlazło.

      – O rety!… Szydłowiecki… stań na wierzchu43, on cię lubi, mniej będzie łajał.

      – Bóg ci zapłać, wolę nie.

      Hhhrrrum… zahuczało donośnie i jegomość pan Stanisław Odrowąż Strasz wszedł majestatycznie z groźną miną do izby.

      – Matko najśliczniejsza… wie wszystko… – szepnął Czema na ucho Ostrorogowi.

      – Cóż, chłopcy, roztasowaliście się44. W skrzynkach groch z kapustą? Hhhrum.

      – Już poskładane podług rozkazu waszej miłości; może raczycie zajrzeć do skrzynek, jak porządnie wszystko leży: bielizna po jednej stronie, a…

      – Dobrze, dobrze; nie zapraszałbyś tak skwapliwie, gdyby co szwankowało.

      – Nie wie o niczym – mruknął Drohojowski.

      – A gdzież to Montwiłł? Raz na zawsze przykazowałem, po zachodzie słońca wychodzić nie wolno i basta.

      – Oooch… – dało się słyszeć stękanie za kapą komina – głowa mię tak strasznie rozbolała, więc ległem co niebądź zdrzemnąć się, za pozwoleniem waszej miłości.

      – Za moim? Kiedyżeś mnie o pozwolenie pytał? A ty, Czema, co się tak wciskasz za Mikołkę?

      – Nogawicęm rozdarł, proszę waszej miłości.

      – Pewnikiem z psikusów? Hhhrrrum.

      – Nie, widział się z Papacodą… – zaszemrało w stronie Bonera.

      – Na gwoździu zaczepiłem.

      – Oddaj w czas rano do szatni, to ci Salomeja albo Grzybowska naprawi. A przykażcie Kubie, coby was skoro świt pobudził; Szydłowiecki i Gedroyć jutro na służbie przy osobie miłościwej pani.

      – Za łaską pana ochmistrza, mógłbym się zapytać, którzy wraz z nami na pokoje iść mają?

      – Zbędna ciekawość; dowiesz się jutro. Zresztą drobnostka to, nie tajemnica. Herburt, Zbylitowski, Pieniążek, Stadnicki, Tarnowski, Zborowski, Korybut, Kazanowski, Bielski i Czarnkowski.

      – Dziękuję waszej miłości.

      – Barwa odświętna, ciżmy45 nowe, zachowanie jak najprzystojniejsze, bym się was nie powstydził!

      – Panie ochmistrzu, toć…

      – Milczeć! Wiem, co mówię. Niejednokrotnie już dochodzą mnie słuchy o nieokiełznanych swawolach waszych; nie próbujcie mej cierpliwości, bowiem wątła jest i łacno46 się zrywa. Jak wam to zresztą z dawna wiadome.

      – Wasza miłość nam przygania, zawżdy ino nam… wszak paziów jest dwustu!

      – Tamci stu dziewięćdziesięciu trzej to baranki bieluchne naprzeciw was; Boner jeden obstoi za czterdziestu.

      – Żebym ino złapał tego, co o mnie takowe oszczerstwa sieje!

      – Milczeć! Już ja was znam jak złe szelągi, niecnoty jedne! Gedroycia mniej, bo za krótki czas; że się ano was czepił od pierwszego wejrzenia, to mi starczy; poznał swój swego! Co się zasię tyczy nowego mieszkania, ostro przykazuję sprawiać się skromnie, przez hałasów, przez krzyków; w pobliskości są sypialnie panów medyków, komnaty panien dworskich.

      – Bóg łaskaw na sługi swoje… nie widział się z tą czarownicą.

      – Ale, nie, Krystek… chodź ino bliżej – rzekł pan ochmistrz i pokręcił za ucho nieszczęsnego Czemę – jakże to pieskowi signory Papacody? Amor… Kupido… nie pomnę.

      – Bo on mnie ugryzł do krwi! Niech wasza miłość pojrzy…

      – Ugryzł cię? A… to co inszego; ale po cóż kłamałeś, żeś rozdarł na gwoździu? Dzwonią na wieczerzę, marsz!

      I ruszył przodem, a chłopcy w podskokach za nim. Nie wszystkim jednak pilno było: Jędruś Boner i Krystek Czema wlekli się na ostatku, zawzięcie o czymś rozprawiając.

      – Jędrek… mojeś ty, pójdziesz ze mną do miasta jutro rano? Tyś mądry i sprawny do wszystkiego, a ja bym sobie nie dał rady.

      – Ehe, a Odmiwąs co na to?

      – Wżdy nie łazi za mną jak niańka; służby jutro nie mam, skoczymy do miasta jak po ogień i w te pędy z powrotem.

      – Ino, jak… tego… to drzwi zasuń dobrze, coby cię kto nie spłoszył.

      – To się wie; Szydłowiecki i Gedroyć na pokojach królowej, Montwiłł nikomu nie wadzi, ino mu spanie w głowie, Jasiek z Mikołką mają iść na palcaty47 do tamtych, a my dwaj… no bo mi pomożesz i przy robocie, prawda?

      – A jakże; nie pomógłbym? Naczynie jakie dobre masz?

      – Jak będziemy wracali z miasta, można będzie kupić garnek po drodze.

      – U Kasprowej?

      – Lepiej u Maguliny, co pod Długoszowym domem z garnkami siedzi; prosto od niej skoczymy na górę

Скачать книгу


<p>41</p>

z nadsypką – dziś: z nawiązką; dać więcej, niż się należy. [przypis edytorski]

<p>42</p>

bajać (daw.) – kłamać. [przypis edytorski]

<p>43</p>

na wierzchu – tu: na przedzie. [przypis edytorski]

<p>44</p>

roztasować – tu: rozpakować. [przypis edytorski]

<p>45</p>

ciżmy – daw. rodzaj obuwia o czubkach wywiniętych nieco w górę. [przypis edytorski]

<p>46</p>

łacno (daw.) – szybko, łatwo. [przypis edytorski]

<p>47</p>

palcat – kij bojowy, broń ćwiczebna przy nauce szermierki. [przypis edytorski]