Paziowie króla Zygmunta. Domańska Antonina
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Paziowie króla Zygmunta - Domańska Antonina страница 7
– Tak jest, proszę waszej królewskiej mości, Orland szalony.
– A Jadwisia rozumie do tyla włoską mowę?
– Przysłuchuję się ciekawie i rozumiem bez mała, najmiłościwszy ojcze – odpowiedziała dziewczynka, całując króla w rękę.
– Zacznijcie, proszę, słuchamy.
Laura szukała chwilę po strofach oczami i tak zaczęła:
Zbiwszy bohatyr z konia sprosną białogłowę
Dobył miecza…
– To już było… – przerwała czytanie królowa.
Mrucząc półgłosem, lektorka przebiegła parę strof i czytała dalej:
Sama tylko Alcyna wszystkich zaś pięknością
Przechodzi, jako słońce, gwiazdy swą jasnością.
Stan tak piękny i tak ma dobrze pomierzony,
Jaki tylko zmaluje malarz nauczony;
U długiej i na węzły powiązanej kosy72
Lśniły się jako złoto jej żółtawe włosy.
Róże się, wychowane w sabejskich ogrodach,
Z fijołkami rozeszły po gładkich jagodach;
Z gładzonych alabarstrów ma wyniosłe czoło,
Którem po wszystkich stronach obraca wesoło.
Pode dwiema cienkiemi, czarnemi łukami
Są dwie oczy73, ale je lepiej zwać gwiazdami,
Oczy, pełne litości, samy w się ubrane,
W których skrzydlata Miłość gniazdo ma usłane,
I widać prawie dobrze, kiedy z nich wychodzi
I łuk ciągnie, i w serce widomie ugodzi.
Twarz dzieli nos tak piękny – wolę was nie bawić —
Że sama Zazdrość nie wie, gdzie by go poprawić.
Pod niem wdzięczne, w nie mniejszej zostawując chwale,
Są usta, w przyrodzone ubrane korale.
W nie dwa rzędy wybranych pereł…74
– Morisco!… Dio mio… sono morta!75… – przeraźliwy pisk Lukrecji Caldorry przerwał czytanie.
Najmłodsza z panien dworskich tak się czegoś przelękła, że nie bacząc na majestat i osoby królewskie, wskoczyła na ławkę i drżąc na całym ciele, krzyczała wniebogłosy. Wszyscy patrzyli na nią ze zdumieniem; biedactwo było tak nieprzytomne, że nawet Bona nie poczuła się obrażoną jej niesfornym zachowaniem.
– Czego krzyczysz?
– Co ci się stało? Czy cię żmija ugryzła? – pytały towarzyszki przestraszone.
– Tam… tam… potwór… ach! sunie ku nam… Santa Margueritta! San Giorgio! Diffendete mi!76 – wzywała świętych skutecznych przeciw smokom.
Inne panny, spojrzawszy w kierunku jej oczu osłupiale zapatrzonych, zerwały się jak oparzone i chórem zawiodły wrzask nieludzki.
A na samym końcu ścieżki, tuż za wirydarzykiem królewny Jadwigi, poruszało się ciężko jakieś istotnie niesamowite stworzenie…
Mała księżniczka przytuliła się do ojca, który ją objął ramieniem i patrzał ze śmiechem na dziwaczne miny i konwulsyjne podskoki panien dworskich.
– Idźże waść, zobacz, co tam takiego! – krzyknął na Stańczyka.
Ale ten padł na trawnik i tarzał się ze śmiechu, wierzgając nogami jak źróbek, rozhukany w szale wesołości.
– Co za uszy kłapciaste! – wołała jedna.
– Czerwone jak płomień! – wrzeszczała druga.
– Pysk biały, ślepia w krwawych orbitach!
– Cielsko obmierzłe!
– Pręgi jak u tygrysa!
– Co za sierść niewidzianej maści!
– Zielona niczym trawa, a smugi po niej ceglaste!
– Ogon ptasi!
– Na nogach guzy jakieś czy narośle!
Potwór, co z początku wlókł się ociężale i wahająco, nagle spuścił łeb ku ziemi, a uszy olbrzymie opadając łeb mu cały zasłoniły i biegł… pędził… leciał… aż… skoczył w objęcia na wpół omdlałej signory Izabeli Papacody. Nie ma na świecie pióra, które by zdolne było odtworzyć martwymi literami skrzypienie ochrypłe, jakie wydała z siebie nieszczęsna dziewica.
Znalazłszy się w bezpiecznej przystani straszydło wspięło się na tylne łapy, przednie oparło na szyi donny Izabeli i jęło ją lizać po twarzy różowym języczkiem.
– Kupido!… Poverino mio77! Carissima bellezza mia78! – oblewając pieska strumieniami łez gorących, wołała dama.
A łzy te serdeczne zmywały po części farbę z sierści Kupidynka, przenosząc ją na stanik, spódnicę, rękawy, a nawet, o zgrozo, na wygorsowaną szyję i wąsate oblicze signory.
– Jedno urodne i drugie niczego – dziwował się Stańczyk, potrząsając dzwonkami.
A król Zygmunt rozbawiony, jak może od młodości mu się nie przytrafiło, śmiał się, śmiał, śmiał do rozpuku.
– Guardate che disgrazia79! Pomalowali cudni Kupidu! Uszy doprawili… do śliczny ogonek pióry kogutu… la mia povera bestiolina80! Lapeczki mala owiązali con conce… Briganti81! Lazzaroni! Maladetti82!
– Nie domyślasz się, wasza miłość, kto może być sprawcą tak niecnego figla? – spytała królowa ochmistrzynię.
Lecz nim signora Arcamone zdołała zebrać rozpierzchłe myśli, Papacoda krzyknęła łkając:
– Kto? Ja przysięgała na główka mój piesek, co to pazie uczynili… nie kogo innemu, ino pazie! A nawet powiedziała który: questa canaglia di Cristophoro, il piccolo barbaro83 Czi… Cza… mi ramento giá84! Czema! Certissimo85!
– Zaraz się to wyśledzi
72
73
74
75
76
77
78
79
80
81
82
83
84
85