Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac. Gallet Louis

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac - Gallet Louis страница 7

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Kapitan Czart. Przygody Cyrana de Bergerac - Gallet Louis

Скачать книгу

drogiego Canillaca; sam zaś wyniosłem z tych utarczek kresę przez nos, dotąd jeszcze widoczną.

      – To są drobne awanturki! – wtrącił margrabia. – Mówią, że spotkało cię coś poważniejszego…

      – Nie wiem, o czym chcesz mówić, margrabio?

      – Alboż nie pokłóciłeś się z Poqueliniem, który tak niegrzecznie ściągnął jedną scenę z twego Pedanta, aby ją następnie przyczepić do tej farsy, która ma tytuł Szelmostwa Skapena?

      – A, już wiem, o co ci idzie.

      – Widzę, że dość obojętnie sprawę tę traktujesz.

      – Po cóż mam ją traktować inaczej! – rzekł poeta, wzruszając ramionami. – Jeżeli Molier wyskubuje piórka z moich dzieł, aby się w nie przystroić, ludzie o tym wiedzą i mówią, jestem już przeto dostatecznie pomszczony. Zresztą, jeśli kradnie moje myśli, dowodzi tym, że je ceni; nie tknąłby ich, gdyby sądził, że nic nie są warte.

      – Bez wątpienia.

      – Chcesz jednak wiedzieć, margrabio, co mnie obraża? Oto zuchwalstwo Moliera, który przypisuje własnej twórczości myśli podsuwane mu jedynie przez dobrą pamięć i uważa się za ojca takich dzieci, przy których urodzeniu pełnił jedynie rolę akuszerki.

      Wybuchem śmiechu przyjęto ten żarcik. Zniknął przymus krępujący dotąd towarzystwo. Dobry humor Cyrana rozpogodził wszystkie twarze.

      – Przyjacielu Bergeraku! – odezwał się nagle margrabia. – Wart jesteś więcej niż opinia o tobie.

      – Nie mówmy o mojej opinii. Jeżeli zła, to dlatego, żem wrogom moim pozostawił dość czasu do jej sfabrykowania. Mówmy raczej o twoim szczęściu, kochany Rolandzie, o uciechach życia rodzinnego, o twym ojcowskim zadowoleniu, margrabio. Niejedno zapewne mielibyście mi o tym do powiedzenia.

      – Owszem, jedno tylko – wyrwał się Roland – ale które dla mnie wszystko zastąpi. Za miesiąc panna Gilberta będzie moją żoną.

      – Godny zazdrości śmiertelniku, co znasz z góry dokładną datę swojego szczęścia!

      W tejże chwili zauważył, że słowa hrabiego w szczególny sposób zmieszały Gilbertę.

      „Aj! – szepnął do siebie – panienka zdaje się bez wielkiego zachwytu przyjmować los, który ją czeka!”

      Zrobiwszy tę uwagę, zabierał się do odejścia.

      Margrabia zatrzymał go.

      – Zjesz z nami obiad, panie de Bergerac?

      – Nie. Ulatniam się!

      – Tak prędko?

      – Czekają na mnie w Pałacu Burgundzkim.

      – Przysiągłbym, że to tylko wymówka.

      – Wymówka ta ma ciało i kości. Jest nią Sulpicjusz Castillan, dzielny chłopiec, który przepisuje moje wiersze i roznosi listy.

      – A więc Sulpicjusz Castillan poczeka na ciebie…

      – Zostań pan, proszę! – przybyła na pomoc ojcu Gilberta. – Po obiedzie uraczysz nas kilkoma rozdziałami swojej ostatniej pracy.

      – Tam, gdzie pani rozkazujesz – odrzekł dwornie poeta – wola moja kruszy się na atomy. Pozostaję zatem. Czy zgadzacie się, panie, abyśmy przed obiadem przeszli się po Nowym Moście? Podobno Brioche pokazuje tam farsę, w której wystawia moją osobę w sposób wielce złośliwy, ku niezmiernej uciesze gapiów i włóczęgów.

      Cyrano wyliczał w dalszym ciągu uciechy, jakie można było owego ranka znaleźć na Nowym Moście, gdy nagle nader żywo zajęło go co innego.

      Na nabrzeżu rozległy się dźwięki muzyki.

      Niespodziewany ten koncert wyprawiała trójka wędrownych grajków, złożona z dwóch mężczyzn i jednej kobiety. Wszyscy oni przybrani byli w odzież malowniczą, o barwach jaskrawych.

      Sawiniusz, przegięty przez balustradę, jął przypatrywać się tej grupie z zaciekawieniem artysty.

      Wyglądała ona w istocie niepowszednio.

      Różnobarwny strój podnosił piękność kobiety, która i bez tego była urodziwa. Towarzysze jej trzymali się prosto i dumnie, jakby szych14 i blaszki na ich odzieży były prawdziwym złotem i klejnotami.

      Zapominając w jednej chwili o Nowym Moście, o Briochem i o farsie przeciw sobie skierowanej, Cyrano zwrócił się do margrabiego, mówiąc:

      – Ależ, panie Faventines, jak możesz tak obojętnie przyglądać się tej trójce artystycznej i pozwalać, aby poniewierała swe talenta na ulicy? Czyż nie lepiej tu ją wezwać? Jestem pewny, że ci wędrowni wirtuozi nic nie stracą na bliższym poznaniu.

      – I owszem; zgadzam się na to jak najchętniej – przytaknął margrabia. – A ty, Gilberto?

      – Zastosuję się do twojej woli, ojcze. Przywołaj ich, panie Cyrano.

      – Hej, wy tam! – krzyknął na cały głos poeta. – Chodźcie no tu, nie zwlekając i pokażcie, co umiecie!

      VI

      Paketa otworzyła furtę od bocznej ulicy; troje grajków weszło do ogrodu i stanęło przed dostojnym zgromadzeniem.

      Na widok Cyrana jeden z mężczyzn poruszył się niespokojnie i szybkim ruchem ręki nagarnął na twarz długie promienie swych bujnych, czarnych włosów.

      Gdyby poeta zauważył był ten ruch i przyjrzał się baczniej ulicznemu grajkowi, poznałby w nim bez trudności rzekomego żebraka, spotkanego niegdyś na drodze do Fougerolles. Lecz pomijając już, że o przygodzie swej zdążył już zapomnieć, nazbyt zajmowała go w tej chwili osobistość drugiego grajka. Ten był młodszy; miał włosy jasne, figurę smukłą i kształtną; na jego twarzy, cokolwiek tylko ogorzałej, malowała się duma połączona z melancholią.

      O czym myślał Cyrano, wpatrując się weń badawczo? Zapewne przyszłoby mu z trudnością odpowiedzieć na to pytanie, gdyż niebawem wstrząsnąwszy głową, jakby dla odpędzenia niepotrzebnych myśli, podszedł do tego, który zdawał się innym przewodzić, i rzekł:

      – No, dalej, powtórzcie swą muzyczkę, jeśli nie potraficie niczym innym zabawić dostojnego towarzystwa.

      Na to wezwanie ów podejrzany człowiek z gościńca postąpił krok naprzód i starając się jak najbardziej odmienić głos, gdyż miał w pamięci przestrogę daną mu przez Cyrana, oświadczył:

      – Nie wszyscy, jasny panie, lubią muzykę. Mamy w zapasie co innego jeszcze.

      – Cóż takiego na przykład?

      – Ja wykonuję zadziwiające sztuki z kubkami. Moja siostra, Zilla, wróży po mistrzowsku. Towarzysz wreszcie nasz, Manuel, jest niepospolitym improwizatorem i wysoce utalentowanym

Скачать книгу


<p>14</p>

szych – nić owinięta metalowym (np. złotym) drucikiem, służąca do obszywania galonów, ozdobnych haftów itp. [przypis edytorski]